Jak duże dziecko polskich skoków wyrosło na multimedalistę! Piotr Żyła mistrzem ¶wiata!

Paweł Wilkowicz
Tyle się wokół Piotra Żyły działo przez ostatnie lata poza skoczni±, że zapominali¶my czasem, kim jest na niej: czystym sportowym talentem, pracoholikiem, który latami czekał na spełnienie. Aż przyszli Stefan Horngacher z Michalem Doleżalem i przerobili go na mistrza. Ale najpierw Horngacher spojrzał na jego buty i zapytał: co to jest?

Tekst pierwotnie powstał w 2017 roku, ale został zaktualizowany po zdobyciu przez Piotra Żyłę mistrzostwa świata w skokach narciarskich

Nawet w Oberstdorfie nie zaniemówił tak jak wtedy w Lahti. Złoto z soboty w Oberstdorfie świętował w euforii. A tamten brąz z dużej skoczni w Lahti musiał opłakać. Siedział przez długie minuty zapłakany jak dziecko. Ktoś pobiegł po batony energetyczne dla niego, bo była obawa, że zemdleje z wyczerpania. Nie rozumiał, co do niego mówi Stefan Horngacher. Nie był w stanie udzielić wywiadu telewizjom, na konferencji prasowej odblokował się dopiero, gdy trzeba było coś powiedzieć po angielsku.  

Zobacz wideo Żyła mistrzem świata! Maciusiak tłumaczy przemianę. Ten niuans mógł pomóc

Przez cały dzień był myślami gdzie indziej, ciągle z telefonem przy uchu, rozedrgany. Miał bardzo trudny dzień prywatnie. „Nawet nie chcielibyście wiedzieć, jaki” – opowiadał. I właśnie w taki dzień został pierwszy raz indywidualnym medalistą mistrzostw świata. Jedynym polskim indywidualistą mistrzostw świata w Lahti 2017. Był w tamtym sezonie na podium Turnieju Czterech Skoczni, ale tamtego podium się spodziewał. A to z Lahti było kompletnym zaskoczeniem. I kto mówi, że skoczek musi mieć czystą głowę i wszystko poukładane, by odnieść sukces? Mówią też, że nie zmienia się sprzętu w dniu konkursu. A on zmienił. Przyszedł do Stefana Horngachera rano sprawdzić kombinezon, trener spojrzał na jego buty i zapytał: co to jest? Przecież zaraz się rozpadną. Jeśli masz jakąś zapasową parę, to przynoś.  

Przyniósł, dopasowali na nowo wiązania, Żyła zdobył brąz. Gdy Stefan Horngacher mówił, to Żyła słuchał jak dowódcy w wojsku. Za żadnym innym trenerem nie szedł tak ślepo, żadnego się tak nie bał. Z Michalem Doleżalem też ma świetną relację, ale już inną, bardziej partnerską. – My wtedy potrzebowaliśmy tej surowości Stefana. U Michala Doleżala jest już inaczej. U Stefana Piotrek Żyła chodził jak w zegarku, zwłaszcza w drugim sezonie. Pewnie za to, co Piotrek wygadywał w tym sezonie u Michala, Stefan dałby mu już parę razy po uszach. Ale teraz to poluzowanie działa – mówił kilka tygodni temu Sport.pl Maciej Kot, najbliższy przyjaciel Żyły w kadrze. Poluzowanie działa, ale jednak nawet cierpliwy Michal Doleżał przed konkursem w Oberstdorfie zaprosił Żyłę na rozmowę, dał mu się wygadać i poprosił: obudź się. 

Nic tego medalu nie zapowiadało. Niby skoczkowie z tak mocnym odbiciem jakie ma Żyła są stworzeni do mniejszych skoczni. Ale Żyła w wielkich imprezach na mniejszej skoczni przeżywał koszmary. Trzy razy nie wchodził do drugiej serii: w 2007 w Sapporo, w 2015 w Falun i dwa lata temu w Seefeld. Najwyżej w karierze był w MŚ na mniejszej skoczni 19. Dwa razy: w Oslo 2011 i właśnie w Lahti 2017. To 19. miejsce w Lahti było potężnym rozczarowaniem. Świetny Żyła z Turnieju Czterech Skoczni stracił błysk po podróży na konkursy w Sapporo i Pjongczangu. Źle zniósł aklimatyzację, pojawiły się w Azji problemy z koordynacją ruchów, długo nie mógł odnaleźć sposobu na skakanie. Nie wrócił na dobre tory na pierwszy konkurs MŚ. Źle zaczął też treningi na dużej skoczni w Lahti, w pewnym momencie pojawiły się nawet pytania, czy sztab nie rozważa zastąpienia go w składzie Janem Ziobrą. Stefan Horngacher uciął to szybko: pozycja Żyły nie podlega żadnej dyskusji, to jest jego skoczek numer trzy i dostanie tyle czasu na spokojne poukładanie swoich skoków, ile będzie potrzebował.  

Tamten medal otworzył najlepszy czas w karierze Żyły. Skoczek, który wcześniej wygrywał już w Pucharze Świata, był na podium TCS, ma miał dwa medale mistrzostw świata z drużyną, niedługo po brązie z dużej skoczni został mistrzem świata z drużyną. Do medalu w Falun miał trzy podia w Pucharze Świata. Dziś ma już siedemnaście. 

„Z Piotrkiem nigdy nie wiesz, co się zdarzy jutro” 

- Z Piotrkiem jest najciekawiej, bo nigdy nie wiesz, co się zdarzy następnego dnia. Wszyscy go kochają, ale musi pamiętać, żeby traktować skoki poważnie - mówił o Żyle Horngacher. Austriak miał do Żyły ogromną słabość, widział w Polaku swoją młodzieńczą skłonność do ryzykowania i robienia szalonych rzeczy, wiedział że Piotr ufa mu bezgranicznie. Gdy Austriak ogranicza skoczkom wywiady, Żyły nie dało się namówić nawet na krótką rozmowę. Jak tłumaczył Żyła Sport.pl, to mu dobrze zrobiło, bo pierwsza żyłomania z 2013 go przytłoczyła, nie potrafił nikomu odmówić, całe dnie spędzał na wywiadach, aż w końcu telefon oddał swojej żonie, Justynie, żeby ona jakoś to opanowała i zaczęła odmawiać za niego. -Teraz nie, potrafię oszczędzać energię – mówił.  

Długo nie potrafił odmawiać i nie potrafił przestać pracować. To go wiele razy ciągnęło w dół. W wywiadach robi wrażenie kogoś, kto skacze tak jak stoi i niczym się nie przejmuje. Ale żaden trener, który z nim pracował, tego nie powie. - Piotrek za dużo myślał o skokach i o różnych metodach treningowych. Wymyślał różne swoje sposoby, wpadał w błędy, utrwalał je - wspomina Hannu Lepistoe, który Żyłę nazywał dużym dzieckiem, nie potrafili znaleźć porozumienia, gdy Fin był trenerem kadry. Ale potem, gdy Żyła stracił miejsce w reprezentacji, a Fin był trenerem Adama Małysza, pomagał Piotrowi na prośbę Adama. Żyła, wiślanin jak Adam, uczył się skakania na tych samych małych skoczniach w Wiśle Centrum, chodził do tych samych szkół, zaczynał w tym samym klubie, u Jana Szturca. Była żona Piotra, Justyna, jest kuzynką Adama.

"Teraz tak się odbiję, że rozp... próg"

Małysz zawsze Żyle powtarzał: robisz za dużo i to jest gorsze niż gdybyś się obijał. Ale on nie potrafił przestać. Wymyślał skoki po swojemu, wymyślił ten słynny garbik na rozbiegu, który został z nim na lata. Najbardziej bezproblemowy kadrowicz poza skocznią, na skoczni był często tak uparty, że trenerom opadały ręce. Jan Szturc, który go wyprowadzał na prostą w kryzysowych chwilach, powtarzał często, że Piotrek będzie jeszcze lepszy, jeśli go zacznie bardziej słuchać. W kadrze z początków pracy Łukasza Kruczka krążyła anegdota z jednego z treningów. Żyła mówi do Kruczka, idąc na wieżę: "Łukasz, teraz tak się odbiję, że rozp...ę próg". "Może po prostu odbij się normalnie?". Chwilę później, po nieudanym skoku. Trener do Żyły: "No i co, chyba nie zadziałało?". "Nie. Teraz się tylko z progu uślizgnę".

"Piotrek jest nie do zajechania"

Im gorzej mu szło, tym bardziej szukał i bardziej się przepracowywał. Kończył trening kadry, wszyscy mieli już wolne, a on jeszcze szedł pobiegać, robić wyskoki ze sztangą. Nie tylko Adam próbował go hamować: przekonywali koledzy z kadry, fizjoterapeuci, trenerzy. Trzeba było lat, zanim uwierzył, że to mu szkodzi. - Myślę, że się na tych błędach w końcu nauczył - mówi Lepistoe.

- Jemu jest zawsze mało. Piotrek jest nie do zajechania. Bywało tak, że my już odpoczywaliśmy po zajęciach, a on dopiero wyciągał swoją rozpiskę. Miał tam plan treningowy i szedł według tego planu - mówi Maciej Kot, przyjaciel Piotra Żyły z kadry. To był plan treningowy Stefana Horngachera. Z czasów, gdy junior Piotr Żyła trenował u Horngachera w kadrze B i razem zdobyli w 2005 roku drużynowe srebro mistrzostw świata juniorów. Nigdy mu się tak dobrze nie pracowało jak wtedy, nigdy nie czuł takiej mocy w nogach.

Skoczek, który nasiąkł Horngacherem

Gdy wiosną 2016 pojawiły się informacje, że Austriak jest wśród kandydatów na nowego trenera reprezentacji, mówił kolegom z kadry: Ja chcę tylko Stefana. Zobaczycie, teraz wszystko będzie inaczej. Będzie super. - On był całym sobą za nim. Stefek dla Piotrka jest jak dla mnie Hannu Lepistoe. Pierwszy autorytet. Wielka postać z zagranicy, która młodego człowieka kształtuje na całą karierę. Mnie ukształtował Hannu, a jego Stefan. Był wtedy w takim wieku, gdy się wszystkim nasiąka bardzo szybko. Nasiąkł Stefanem i tak już będzie mieć zawsze. Do tego będzie wracać - mówi Maciej Kot.

Po odejściu Horngachera z Polski do Niemiec w 2006 Żyła nie mógł dojść do siebie przez kilka lat. Zdarzyły mu się dwie zimy bez choćby jednego pucharowego punktu. Nie mógł się odnaleźć na treningach u Lepistoe. Nie szło mu na początku u Łukasza Kruczka. Wpadł w rutynę, przestał doceniać to, że jest w kadrze, że ma stypendium, są wyjazdy. I w pewnym momencie stracił miejsce w kadrze.

"Przestałem żyć marzeniami. One były moim ciężarem"

To wtedy przestał żyć marzeniami, budować sobie wizje, czego to nie osiągnie, kim nie zostanie. - Zderzyłem się z rzeczywistością. Wcześniej miałem głowę nabitą różnymi wyobrażeniami. Okazało się, że to było ciężarem - tłumaczył po latach. Poszedł do pracy w pensjonacie rodziców (- Mama i babcia były kierowniczkami domu wczasowego, Żyłowie nie zginą - mówił kiedyś), zrozumiał, że na skokach zależy mu najbardziej i zaczął walczyć o odzyskanie tego co miał. W jednym z wywiadów opowiadał, że wyniki się poprawiły również dlatego, że się ostatecznie pożegnał z marzeniem: że będzie jeszcze kiedykolwiek trenować z Horngacherem.

Zaczął żyć tym, co tu i teraz. Musieli się z Łukaszem Kruczkiem nauczyć siebie nawzajem, ale w końcu to właśnie za kadencji Kruczka przyszedł przełom w seniorskiej karierze Żyły. Medal mistrzostw świata 2013 w Val di Fiemme z drużyną. Pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata, w Oslo, w marcu 2013, kilka dni później podium w Planicy. Wybuchła żyłomania. Kibice zwoływali się przed telewizory, gdy były wywiady z nim po skoku, reklamodawcy proponowali mu więcej niż mistrzowi świata Kamilowi Stochowi, telefon nie milkł. W końcu telefon zaczęła odbierać żona, bo jej się udawało odmawiać. Piotr nie umie.

 Jestem jak małpka

- Tyle wtedy ludziom naobiecywałem, że ledwo potem wyszedłem na prostą. Nie umiem nie być sobą: nie mówić gwarą, inaczej się śmiać. Nie zabiegałem o popularność. Sama przyszła, nawet nie wiem kiedy. Stronę na Facebooku tak naprawdę założyła żona, dopiero potem ja się wciągnąłem, i poszło. Jak ją polubiło pierwsze tysiąc osób, cieszyłem się, że ludzie akceptują mnie takiego, jakim jestem. Jak doszedłem do pięciu tysięcy fanów, to byłem pewien, że będzie ich już tylko ubywać - mówił w 2013 w "Rzeczpospolitej". To był już ten moment, gdy go popularność zaczęła lekko przytłaczać i przerażać. - Straciłem podgląd na rzeczywistość, każdy chce mieć kawałek mnie. Nie jestem jak miś na Krupówkach. Jestem jak małpka - opowiadał wtedy.

Przez trzy następne sezony nie udało mu się już wrócić na podium Pucharu Świata. Wyniki psuły się z sezonu na sezon. Wielu obwiniało Żyłę za to, że drużynie nie udało się zdobyć medalu w igrzyskach w Soczi. Ale w mistrzostwach w Falun w 2015 pomógł zdobyć kolejny drużynowy brąz. Potem przyszła fatalna zima 2015/16: problemy z awansem do drugiej serii, ledwie 89 punktów Pucharu Świata, mniej niż zdobył Andrzej Stękała. I na koniec takiego sezonu: wiadomość że wraca Horngacher.

"Liczył, że tylko mu Stefan szepnie, a on już zacznie wygrywać"

- Nikt się nie bał, czy Piotrek mu zaufa. Tylko czy mu wystarczy cierpliwości, żeby wszystko ze Stefanem przejść. Bo pozycja dojazdowa, o której się cały czas mówi, to był tylko drobny element z tych, które Piotrek musiał przepracować. Najbardziej widoczny, najbardziej medialny, wyjściowy, ale nie najtrudniejszy. Piotrek zmieniał, ale mu w lecie nie szło. A może raczej: nie szło tak, jak się spodziewał. Jego wiara w Stefana była tak wielka, że liczył że tylko mu Stefan szepnie, a on już zacznie wygrywać. Ciężko pracował, ale bywały momenty, gdy przychodziło zwątpienie. Wtedy Stefan brał go na rozmowę, pół godziny przegadali, przeanalizowali i na drugi dzień Piotrek skakał dużo lepiej. Stefan mu ciągle powtarza: cierpliwość, spokój, będzie dobrze - mówi Maciej Kot.

Siedem równych skoków

- Piotrka kusiło, żeby wracać do swoich starych sposobów. Wracał do swoich, potem wracał do moich, aż uwierzył, że nowe pomysły działają. W jego skakaniu zmienialiśmy najwięcej. Z Piotrkiem pracuje się najciekawiej. Bo nigdy nie wiesz co przyniesie jutro. Wiem, wszyscy go za to kochamy. Ale musi się nauczyć traktować to bardziej profesjonalnie. Nie może w jednym skoku dawać sto procent, a w drugim trzydzieści. Ale pracuje nad tym. Stara się być powtarzalny - mówił Horngacher Sport.pl w grudniu. Niedługo po tym zaczęły się wielkie dni Żyły. Wygrana w mistrzostwach Polski w Zakopanem pokazała, na co go stać, a potem w Turnieju Czterech Skoczni był regularny jak nigdy. Nie zepsuł żadnego skoku, w żadnej z siedmiu serii. W finałowym konkursie wskoczył na podium. I to nie na trzecie miejsce, czego się można było spodziewać przed Bischofshofen, bo strata do Stefana Krafta była mała. Ale na drugie, wyprzedzając Daniela Andre Tandego. Wrócił też w Bischofshofen po niemal czterech latach na podium Pucharu Świata. - Wiedziałem, że Piotrek będzie dobry. Ale nie wiedziałem, że aż tak dobry na tle innych. Oni mieli problem z utrzymaniem regularności, a on nie. Oni tracili rozpęd, a on się rozpędzał - mówi Maciej Kot.

Duże dziecko ma już 34 lata. I złoto w Oberstdorfie!

- Piotrek nigdy nikogo nie udawał. Mówi to co myśli, choć wie, że niektórym się te żarty nie podobają. On się cieszy tym co robi i chciałby, żeby inni też mieli radość. Na co dzień jest sympatyczny, pogodny i bezproblemowy. Może dlatego tak się dobrze dogadujemy. Jego radość życia dobrze na mnie wpływa, bo ja jak mi nie idzie, to mam gorszy humor. I jego pozytywna energia mnie wtedy podnosi - mówi Kot.

Duże dziecko polskich skoków w styczniu skończyło 34 lata. A w sobotę doczekało się wreszcie złota, do którego szło tak długo – cofając się czasem, upadając, skręcając w złe drogi, ale zawsze wracając tam gdzie trzeba. 

Tekst pierwotnie powstał w 2017 roku, ale został zaktualizowany po zdobyciu przez Piotra Żyłę mistrzostwa świata w skokach narciarskich

Więcej o: