W gronie ścisłych faworytek do złota w Oberstdorfie były przede wszystkim Marita Kramer i Sara Takanashi. Ta pierwsza wygrała trzy konkursy w tym sezonie Pucharu Świata i chciała się zemścić po tym, jak w ostatni weekend z rywalizacji w Rasnovie wykluczył ją fałszywie pozytywny test na koronawirusa i decyzja rumuńskich władz sanitarnych. To mogło jej zabrać szanse na Kryształową Kulę za klasyfikację generalną PŚ, o którą walczy z Sarą Takanashi. Na treningach przed konkursem na normalnym obiekcie rywalizowała na równi z Japonką.
W pierwszej serii Kramer oddała jednak swój najlepszy skok w tym sezonie, a kto wie, czy nie w całej karierze. 109 metrów Austriaczki mogło imponować, bo to w końcu najdłuższy skok w historii normalnego obiektu w Oberstdorfie. Nie wiadomo jednak, czy Kramer będzie mógł zostać uznany oficjalny rekord skoczni. Zawodniczkę wgniotło w zeskok przy lądowaniu i trzymała lewą dłoń tuż nad zeskokiem, bardzo trudno ocenić, czy nie podparła tej próby.
Kramer prowadziła po pierwszej serii z punktem przewagi nad Słowenką Emą Klinec (105 metrów) i 2,2 punktu przed trzecią Sarą Takanashi (104 metry). W finałowej rundzie zmieniło się jednak niemalże wszystko. Najpierw na podium awansowała Norweżka Maren Lundby, która w drugiej serii skoczyła 100 metrów i wyprzedziła Takanashi. Potem świetny skok na 100,5 metra zapewnił co najmniej srebrny medal Klinec. Na górze została już tylko Kramer, ale przed jej skokiem sędziowie niespodziewanie zdecydowali się na obniżenie rozbiegu. Austriaczka skoczyła tylko 98 metrów i ze słabymi notami po zachwianym lądowaniu skończyła rywalizację poza podium, na czwartym miejscu. Nie mogła uwierzyć w to, co się stało i tylko klepnęła się ręką w kask.
Marita Kramer najpierw skoczyła najdalej w historii obiektu w Oberstdorfie, a potem tylko poklepała się po kasku, gdy spadła z podium mistrzostw świata Screen Eurosport
Sensacyjną mistrzynią świata została zatem Słowenka Ema Klinec, która do tej pory dziesięciokrotnie stała na podium zawodów Pucharu Świata, ale nie miała w dorobku jeszcze ani jednego zwycięstwa. Dużo może zawdzięczać swoim notom za styl - nie były najwyższe przez nartę, która mocno odjechała jej już po lądowaniu, ale wyższe od Marity Kramer i Sary Takanashi, co pozwoliło je wyprzedzić. Lepsze miała tylko Norweżki Silje Opseth i Maren Lundby, czyli srebrna medalistka, która straciła do Klinec 3,1 punktu. Taka strata to efekt przede wszystkim przewagi Słowenki z pierwszej serii konkursu.
- Nadal nie zdaję sobie sprawy z tego, co się stało, trzeba po prostu zawsze wierzyć do końca. Nie byłam przekonana, że mój wynik wystarczy do wygranej, ale wierzyłam i się udało. Dziękuję tym, którzy wierzyli razem ze mną - powiedziała Klimec tuż po konkursie.
W serii finałowej konkursu nie było żadnej z Polek. 33. miejsce po olbrzymich problemach w powietrzu i przy lądowaniu podczas swojego skoku na 83 metry zajęła Anna Twardosz, a 39. była Kinga Rajda (69,5 metra). O problemach polskiej kadry, które mogą tłumaczyć wyniki podczas mistrzostw świata w Oberstdorfie i całego sezonu pisaliśmy tutaj.
Konkurs drużyn mieszanych z udziałem polskich skoczkiń i skoczków zaplanowano na niedzielę, 28 lutego. W przyszłym tygodniu odbędą się jeszcze zawody na dużej skoczni - rywalizacja pań na Schattenbergschanze organizatorzy przewidzieli na środę, 3 marca.