Poprzednie mistrzostwa świata w Oberstdorfie miały należeć do bardzo dobrze skaczącego Jakuba Jandy, który mknął po Kryształową Kulę. Innym wielkim faworytem był Janne Ahonen, a gdzieś za nimi, z drugiego szeregu liczyliśmy na atak Adama Małysza. Okazało się, że dla Polaka były to kompletnie nieudane mistrzostwa, na których nie obronił dwóch tytułów z Predazzo. Dużo bardziej zdezorientowany był za to Janda, który po konkursie na normalnej skoczni długo nie mógł uwierzyć w to, co tam się wydarzyło.
Chyba najbardziej sensacyjnym mistrzem świata skoków narciarskich w XXI wieku należy uznać Słoweńca Roka Benkovicia. Miało to miejsce dokładnie 19 lutego 2005 roku w Oberstdorfie. 18-letni wówczas Słoweniec jechał do Oberstdorfu jako zawodnik, który tydzień wcześniej zaliczył bardzo dobry konkurs, bo zajął ósme miejsce na próbie przedolimpijskiej we włoskim Pragelato. Co ciekawe, rozdzielił wówczas dwóch Polaków, a te zawody są również ważne z naszej perspektywy. Życiowy wynik osiągnął wtedy junior - Kamil Stoch, który po dwóch bardzo dobrych skokach zajął siódme miejsce. Adam Małysz był dziewiąty. To właśnie wtedy Małysz po 1531 dniach znowu przegrał z innym reprezentantem Polski. Poprzednie takie zdarzenie miało miejsce 2 grudnia 2000 roku w Kuopio, gdy lepszy od Małysza okazał się Wojciech Skupień.
Benković już na treningach pokazywał, że jego forma idzie do góry. Zajmował kolejno 6, 10, 5, 2 i 9 miejsce. W kwalifikacjach był czwarty. Widać było, że normalny obiekt w Oberstdorfie bardzo mu pasuje i z każdą próbą nabierał pewności siebie. Sprzymierzeńcem Benkovicia były też mało stabilne warunki atmosferyczne. Po mocno loteryjnych zawodach z sensacyjnym mistrzem organizatorom mocno dostało się m.in. za godzinę rozpoczęcia konkursu. Zawody zaplanowano na 16, choć nie od dziś wiadomo, że na wzgórzu Schattenberg wiatr uspokaja się dopiero od godziny 17. Niestety FIS musiał podporządkować się wymaganiom telewizji i sponsorów, a te po prostu nalegały na wcześniejsze przeprowadzenie zawodów.
Nikt jednak nie mógł sądzić, że młodziutki Słoweniec będzie w stanie powtórzyć tak dobre skoki w bardzo ważnych zawodach. A on to zrobił! Ba, w pierwszej konkursowej serii oddał wręcz fenomenalny skok na odległość 101 metrów. Ustanowił tym samym nowy rekord obiektu, choć trzeba zauważyć, że mocno pomógł mu w tym mocny wiatr pod narty, który wręcz trzymał go w powietrzu. Wynik z pierwszej serii trzeba było jednak obronić, ale przewaga była spora. Pięć punktów nad drugim Bjoernem Einarem Romoerenem, 10 nad siódmym Jakubem Jandą. Zgodnie z prognozami druga seria była dużo bardziej sprawiedliwa. Aż o 10 miejsc awansował Adam Małysz, który po pechu w pierwszej serii wskoczył na szóstą pozycję. - Jestem bardzo rozczarowany. Na treningach szło mi lepiej. Potwierdziło się to, co mówiłem po treningach wczoraj i przedwczoraj, że na tej skoczni rządzą wiaterki. Bądźmy szczerzy, przynajmniej w pierwszej serii to były mistrzostwa świata Słoweńców. Mam nadzieję, że na dużej skoczni będzie dużo lepiej, że będzie nam sprzyjało szczęście - mówił poirytowany w rozmowie z TVP.
Zaatakował też Jakub Janda, lotem na 91,5 metra. Po każdym skoku rywala przybliżał się do upragnionego złota mistrzostw. Na górze został tylko Benković. Sam, z wielkimi oczekiwaniami i jeszcze większą presją. Ale dał radę. Poleciał 91 metrów, a po chwili utonął w objęciach kolegów. Janda tylko stał jak wyryty i nie mógł uwierzyć w to, co widzi. "Młody orzeł", bo tak nazywano Benkovicia w Słowenii, w kolejnych konkursach mistrzostw potwierdził wybuch swojej formy. Najpierw razem z kolegami wywalczyli brązowy medal w zawodach drużynowych, a na dużym obiekcie Benković też latał daleko. Wtedy jednak wystarczyło tylko na piąte miejsce. Mistrzostwa opuszczał z dwoma krążkami, które mógł zawiesić na szyi. Tak samo jak wcześniej, wieszał na niej swojego ponad dwumetrowego węża boa, którego dostał od znajomych na 18. urodziny.
Do końca sezonu Benković skakał bardzo dobrze. W ostatnich pięciu konkursach ani razu nie wypadł z dziesiątki. Brakowało jednak kolejnych zwycięstw. Podobnie było w następnym sezonie, bo choć jego pierwsza część wyglądała przyzwoicie (Benković punktował i zajmował często miejsca w drugiej dziesiątce), to później coś w nim pękło. Coraz częściej mówiło się o problemach z depresją. Sam skoczek też przyznawał, że skoki przestały mu sprawiać radość. A coraz głośniej mówił o tym, że chce zdać maturę i dalej się rozwijać.
W 2007 roku podjął sensacyjną decyzję o zakończeniu kariery skoczka narciarskiego. Miał wtedy zaledwie 21 lat. Początkowo nie obeszło się bez małego skandalu, bo Benković o swojej decyzji poinformował jedynie rodziców i ówczesnego trenera kadry Ariego Pekkę-Nikkolę. Informacja szybko przedostała się do mediów, co mocno nie spodobało się zawodnikowi. - Nie zamierzam na razie się wypowiadać na ten temat. Mogę jedynie dodać, że ta decyzja dojrzewała we mnie przez cały miniony sezon. Teraz koncentruję się na nauce - mówił zaskoczony Benković. Później w słoweńskich mediach zaczęły się pojawiać głosy, że Benković nie chciał już dłużej narażać swojej matki na stres związany z jego startami. Skoki to jednak mocno ekstremalna dyscyplina, a w rodzinie Benkovicia wcześniej doszło już do dramatycznego wypadku, gdy ojciec skoczka uległ wypadkowi na paralotni i został sparaliżowany.
Benković zerwał więc ze skokami narciarskimi. W mediach zaczęły pojawiać się informacje, że były mistrz świata w skokach kompletnie zmienił swoje życie. Adrenalinę, której brakowało mu po zejściu ze skoczni, odnalazł we wspinaczce wysokogórskiej. Na życie zarabiał zaś, grając profesjonalnie w pokera. - Wiedziałem już, jak kontrolować emocje na skoczni. W jakiś sposób ulepszyłem to w pokerze, a później przeniosłem doświadczenie do świata biznesu - uważa Rok Benković w rozmowie z delo.si.
Słoweniec zaczął grać też na giełdzie i obracał papierami wartościowymi. Po kilku latach bardzo mocno zainteresował się również rynkiem kryptowalut. Sam zaczął nawet prowadzić na ten temat szkolenia, bo stał się częścią zespołu Crypto Trade Academy. W mediach pozostał, bo po wzroście popularności bitcoinów, był często cytowanym przez słoweńskie media ekspertem. - Kryptowaluty należy traktować poważnie, ponieważ mają ogromny potencjał. Udało im się coś, czego prawie nikt się nie spodziewał. Udało im się stać alternatywą dla lepszego systemu finansowego w ciągu zaledwie kilku lat. Co więcej, kryptowaluty zyskują zaufanie szerszego kręgu ludzi. Uważam również, że czas banknotów jest policzony, a przyszłość ma pieniądz elektroniczny. Myślę jednak, że upłynie trochę czasu, zanim większość płatności będzie dokonywana w ten sposób - tłumaczył Benković w rozmowie z RTV SLO.
Jeśli popatrzymy dziś na wyniki Benkovicia w sezonach 2004/2005 i 2005/2006, to łatwo zauważyć, że był to skoczek z wielkim potencjałem, który mógł zostać uwolniony w kolejnych latach. Wszak Słoweniec urodził się w marcu 1986 roku i jest zaledwie rok starszy choćby od Kamila Stocha, który nadal prezentuje kapitalną formę. Benković wdrapał się na szczyt skoków narciarskich zaledwie osiem lat po oddaniu pierwszego skoku. Do klubu zapisał się w wieku 11 lat, co w przypadku skoczków narciarskich jest już bardzo zaawansowanym wiekiem dla zaczynających. Jakby tego było mało, w jego miejscowości nie funkcjonowała już skocznia narciarska, dlatego na treningi (kilkanaście kilometrów) musiała dowozić go mama. To właśnie jej zadedykował swój złoty medal mistrzostw świata.
Mistrzostwa świata to zawsze jeden konkurs na normalnej i dużej skoczni. Historia wiele razy widziała już przypadki sensacyjnego obrotu spraw. Faworyci nie zawsze wytrzymują presję, ktoś może wyskoczyć z wielką formą lub po prostu wykorzystać znakomite warunki i zaskoczyć wszystkich. Głównym kandydatem do zwycięstwa jest Halvor Egner Granerud, o medale powalczą także Polacy, Norwegowie, Ryoyu Kobayashi, Markus Eisenbichler i Karl Geiger czy Anze Lanisek i Bor Pavlović - lista kandydatów jest bardzo długa. Jeśli jednak chcielibyśmy poszukać skoczka, który w 2021 roku może zaskoczyć jak Rok Benković, to też łatwo jest znaleźć kilku kandydatów. Stawka Pucharu Świata już dawno nie była tak spłaszczona, a w konkursie w Rasnowie pierwsza dwudziestka zmieściła się w 20,6 pkt. To szósta najmniejsza różnica punktowa od 1994 roku - wyliczył profil @ski_excel na Twitterze.
Zawodników, którzy w sprzyjających okolicznościach mogą zaatakować z trzeciego szeregu, jest kilku. Np. Gregor Deschwanden, który zalicza najlepszy sezon od lat, a w Rasnowie był 10. Dzięki swoim warunkom fizycznym na normalnej skoczni może być bardzo mocny. Innym niespodziewanym kandydatem może być Cene Prevc, który nigdy nie zawodzi, a w konkursie mikstów miał nawet czwartą najlepszą indywidualną notę. Innym ciekawym zawodnikiem może być Michaił Nazarow. Rosjanin jest obecnie chyba w formie życia i w tym sezonie punktował w 12 z 15 konkursów, w których startował. W Zakopanem zaliczył nawet najlepsze miejsce w karierze - 14. Innym ciekawym zawodnikiem, który dobrze poradzić może sobie na normalnej skoczni jest też Constantin Schmid, który w Rasnowie pokazał, że potrafi skakać na takich obiektach. To na normalnej skoczni ma swoje jedyne podium w karierze, a w Oberstdorfie będzie rywalizował na obiekcie, który zna jak własną kieszeń. To są oczywiście nazwiska, które szanse mają minimalne i za postawienie u bukmachera na któregoś z nich można by wygrać fortunę. Ale czy przed mistrzostwami w 2005 roku ktoś stawiał na Roka Benkovicia?