Polscy skoczkowie są na oficjalnej liście startowej pierwszych treningów MŚ w Oberstdorfie. Ale nie są pewni czy w środę rzeczywiście będą mogli pojawić się na skoczni normalnej (HS 106).
Niepewność dotyczy wielu z 78 zgłoszonych zawodników. Po przyjeździe do Oberstdorfu każdy uczestnik mistrzostw musi przejść test PCR na covid. Na wynik wymazu można czekać nawet 48 godzin. Teoretycznie próbki sportowców powinny mieć pierwszeństwo w laboratoriach, ale oficjalnie nikt z organizatorów tego nie komunikuje. A nawet przy najlepszej woli trudno uniknąć wpadek przy w sumie aż 4500 osobach do testowania co drugi dzień.
Blisko poważnej wpadki we wtorkowy poranek byli pracownicy tutejszego centrum covidowego dowodzenia. O godzinie 9.00 na umówiony test przyszedł m.in. dziennikarz Wirtualnej Polski Grzegorz Wojnarowski. Rejestrując się na badanie pokazał dowód osobisty, a i tak dostał do ręki próbkę z naklejką na której napisano "Grzegorz Sobczyk". Pieniędzy od dziennikarza też nie chciano, bo system pokazał, że test drugiego trenera kadry polskich skoczków jest już opłacony.
- Masakra. To pokazuje absurd tego wszystkiego - komentuje krótko Małysz. Więcej o robieniu mistrzostw na takich zasadach dyrektor PZN-u ds. skoków i kombinacji norweskiej mówił niedawno. - Skoro mamy robić testy co dwa dni i do tego płacić za nie horrendalne kwoty, może lepiej było odwołać te mistrzostwa - stwierdził nawet w rozmowie z Onetem.
We wtorek kadra polskich skoczków dotarła do Oberstdorfu, a organizatorzy robili próbę ceremonii otwarcia mistrzostw (uroczystość odbędzie się w środę o godzinie 20). Naszych skoczków bardzo chcemy zobaczyć tu na innych ceremoniach - medalowych. W każdym razie na początek sześciu zawodników i 10 sztabowców prosto z drogi pojechało na testy. Wymazy pobrano im o godzinie 16. - Nie mamy informacji, kiedy będą nasze wyniki. Dostaliśmy kody QR i mamy sobie sprawdzać - mówi Małysz.
Stoch i spółka najpewniej poznają swoje wyniki na tyle szybko, że będą mogli już w środowych seriach zapoznawać się z mniejszą ze skoczni (oczywiście o ile wszyscy w ekipie będą negatywni). A nawet jeżeli zdarzą się opóźnienia, to trenować będzie można też w czwartek (godzina 19.15).
Czasu jest wystarczająco dużo, by oswoić się z obiektem przed piątkowymi kwalifikacjami (godzina 20.30) i sobotnim konkursem (16.30). Ale na dzień dobry chodzi przede wszystkim o to, żeby nerwów było jak najmniej. Niech tym razem Oberstdorf od początku do końca będzie dla nas strefą całkowicie wolną od covidu, a nie fałszywą i niejednoznaczną jak w trakcie niedawnego Turnieju Czterech Skoczni. Wszyscy pamiętamy, że wtedy jeden wątpliwy test Murańki omal nie przekreślił całej kadry.