Tak wygląda rozpiska testów na covid, które podczas mistrzostw świata w Obertstdorfie musi przejść każdy z 16-osobowej kadry polskich skoczków narciarskich. A nie jest pełna. - Na wjazd do Niemiec też były wymagane testy - mówi nam Jan Winkiel, sekretarz generalny Polskiego Związku Narciarskiego. I możliwe, że przed wyjazdem z Niemiec trzeba będzie zrobić jeszcze jeden test PCR.
Tu mnożą się koszty. To po pierwsze. - W całej naszej kadrze na mistrzostwa jest 56 osób [23 sportowców i 33 osoby pracujące na ich sukcesy. To trenerzy, technicy, fizjoterapeuci, lekarze] - zauważa Winkiel. A my dowiadujemy się, że część tych osób ma za sobą już po trzy testy. Czyli ich pobyt w Oberstdorfie będzie kosztował PZN jeszcze więcej.
- Jesteśmy tu już od czwartku. Mieliśmy już po trzy testy - mówi Sport.pl Martin Bajcicak, trener kadry biegaczek narciarskich. W niej mamy 14 osób: pięć zawodniczek, trenerów Bajcicaka, Justynę Kowalczyk-Tekieli i Rafała Węgrzyna oraz czterech serwismenów, fizjoterapeutę i dietetyka. Ta liczna grupa będzie testowana w trakcie mistrzostw osiem-dziewięć razy.
Krótko mówiąc: śmiało można uśrednić, że na testy dla każdego z 56 osób z polskiej reprezentacji PZN będzie musiał zostawić w Bawarii po 500 euro. Daje to łączną kwotę około 28 tysięcy euro, czyli ponad 120 tys. złotych. - Proszę mnie nie dołować - mówi tylko pół żartem pół serio sekretarz Winkiel.
Dla naszej kadry to dużo, a w skali całych mistrzostw pieniądze wydane na testy będą ogromne. - Mamy 400 przedstawicieli mediów z całego świata, a licząc wszystkich, czyli dziennikarzy, fotografów, techników, pracowników obsługi mistrzostw oraz przede wszystkim sportowców i ludzi z ich sztabów, gościmy 4500 osób - wylicza nam Miriam Frietsch, koordynatorka pracy mediów na tych covidowych mistrzostwach.
Znów uśrednijmy, że jeden człowiek zrobi testów za w sumie 500 euro. Proste działanie: 500 euro razy 4,5 tysiąca daje kwotę aż 2 milionów 225 tysięcy euro zamkniętych w probówkach i wysyłanych w ratach do laboratoriów.
I teraz druga kwestia - ważniejsza od pieniędzy - zdrowie. No właśnie: czy ono na pewno jest tu na pierwszym miejscu? Czy w Bawarii rzeczywiście trzeba aż tak często wszystkich testować?
Zasady zostały ogłoszone dopiero w sobotę 20 lutego, zaledwie trzy dni przed rozpoczęciem mistrzostw. Wcześniej organizatorzy zapowiadali, że testy będzie trzeba robić najpewniej co pięć dni. Trudno w ostatniej chwili nie zgodzić się na warunki podyktowane przed gospodarza i w tej ostatniej chwili przekreślić całe swoje przygotowania i marzenia. Trudno nie denerwować się i nie obawiać. W kadrze naszych skoczków wciąż żywa jest pamięć o wydarzeniach sprzed niespełna dwóch miesięcy. W końcówce grudnia jeden fałszywie pozytywny test Klemensa Murańki wykonany w Oberstdorfie prawie wyrzucił z Turnieju Czterech Skoczni całą naszą drużynę. Naprawdę mało brakowało, żeby w zawodach nie wystartowali pierwszy ostatecznie Kamil Stoch, trzeci Dawid Kubacki, piąty Piotr Żyła i szósty Andrzej Stękała.
Teraz ta czwórka przyjedzie tu walczyć o medale. - Wszyscy jedziemy autami - przekazuje nam Adam Małysz. Dyrektor PZN-u ds. skoków i kombinacji norweskiej odpowiada na pytanie jaką podróż ostatecznie wybrała ekipa, bo opcje były różne, np. taka, by skoczkowie polecieli, a sztabowcy pojechali. W końcu wszyscy przyjadą razem i we wtorkowy wieczór od razu mają zaparkować pod Ice rink stadium. Hala, w której zwykle jest lodowisko, została przemieniona w centrum testowe. Wchodząc do niej w tle widzi się skocznie. I zauważa się, że trudniejsze mogą być nie te kwalifikacje na sportowych obiektach, tylko te, covidowe. Pierwsze, wtorkowe, nasi skoczkowie przechodzą po to, by już w środę mogli uczestniczyć w pierwszych treningach.
Kciuki za naszych głównych kandydatów do sukcesów w Oberstdorfie trzeba ściskać już teraz. We wtorek o godzinie 9.00 na swoim teście byłem świadkiem pomyłki, która mogła wywołać spore zamieszanie. Korespondent Wirtualnej Polski Grzegorz Wojnarowski rejestrując się na badanie pokazał dowód osobisty, a i tak dostał do ręki próbkę z naklejką na której napisano "Grzegorz Sobczyk". Pieniędzy od dziennikarza też nie chciano, bo system pokazał, że test trenera jest już opłacony.
To nie jedyna wpadka niemieckiego organizatora. W poniedziałek pod testowym centrum tworzyły się kolejki.
- Mam nadzieję, że to jednorazowa sytuacja. Tego dnia mieliśmy aż 2 tysiące testów - mówi Miriam Frietsch.
O emocjach towarzyszących tym testom i ich częstotliwości rozmawiać chce mało kto. A jeśli już, to tylko prywatnie. Generalnie: szkoda nerwów. Są jednak tacy, którzy przypominają, że 16 lat temu, na MŚ 2005, Oberstdorf tętnił życiem, że na skoki, biegi i kombinację norweską organizatorzy sprzedali wtedy 350 tysięcy biletów. - Zgadza się, tak było - potwierdza pani Frietsch. Teraz na trybunach na zawodników już czekają kibice z tektury. Oni zarobić nie dadzą. Po prostu kilkaset osób zapłaciło po 19,5 euro i na tym koniec. Jedyne prawdziwe zyski mogą być tylko z testowania.