W sobotę Stękała był w Zakopanem drugi i w niedzielę też walczyłby o podium. Walczyłby, gdyby został dopuszczony do startu w drugiej serii. Niestety, na kontroli sprzętu okazało się, że narty Polaka są za długie. Jak to możliwe, że te same narty, na których Andrzej skakał w sobotę, w niedzielę nie były przepisowe?
- Jeden z przepisów mówi, że skoczek ma mieć BMI 21. Jeśli nie ma, to musi skakać na krótszych nartach. Chodzi o to, żeby zawodnicy nie byli przesadnie wychudzeni. Chodzi o ich zdrowie - przypomina w rozmowie ze Sport.pl Agnieszka Baczkowska, która kontroluje sprzęt podczas zawodów PŚ kobiet.
Stękała był w niedzielę zbyt lekki. O prawie kilogram. - Starałem się dopić trochę wody, bo spodziewałem się, że może mi nieco braknąć, ale nie aż tyle - tłumaczył zaskoczony Stękała w rozmowie z TVP Sport.
Zaskoczeni jego dyskwalifikacją byli w naszej ekipie wszyscy. - Dla mnie to szok, że Andrzej ważył aż o prawie kilogram za mało - mówi Adam Małysz. Dyrektor PZN-u ds. skoków i kombinacji norweskiej opowiada, że przez cały dzień Stękała zdawał się odpowiednio pilnować wagi. - Andrzej rano się ważył i wszystko było okej. Miał jakiś zapas. A później jeszcze zjadł obfite śniadanie i obiad. Nie przypuszczał, że tak się zdarzy, że na skoczni zabraknie mu aż prawie kilograma do jego normalnej wagi. To dużo. Ale każdy zawodnik balansuje na granicy. A w mrozie zużywasz więcej energii - mówi Małysz.
- To indywidualna sprawa każdego skoczka, każdy sam musi tego pilnować. Myślę, że Andrzej jednak tego nie dopilnował. Trener zawsze powtarza, że pół kilo to minimum zapasu, jaki trzeba mieć. A najlepiej mieć kilogram, wtedy jesteś bezpieczny - dodaje.
Małysz mówi też, że w naszym zespole wszyscy byli pewni, że Stękała nie został zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon. To najczęstszy powód dyskwalifikacji w skokach. - Byliśmy pewni, że dyskwalifikacja nie jest za kombinezon. Bardzo nad nimi pracujemy, od czasu dyskwalifikacji Piotrka Żyły w styczniu w Zakopanem non stop kombinezony kontrolujemy - mówi były mistrz.
- Andrzejowi jest bardzo przykro. Mówił, że nie przypuszczał, że aż tyle jest w stanie spalić na skoczni. My tuż przed wyjazdem na skocznię mieliśmy obiad - mówi jeszcze Małysz.
- No, brakło wagi po prostu. Ciężko mi tu wytłumaczyć. W swoim jadłospisie nic nie zmieniałem - podsumowuje podłamany sytuacją Stękała.