Drugie miejsce Andrzeja Stękały to wspaniała wiadomość spod Wielkiej Krokwi. Ale jedyna. Ogólnie polska kadra nie zachwyciła. Niezłe, ósme miejsce zajął Piotr Żyła, 11. był Dawid Kubacki, a 20. Kamil Stoch. Aż siedmiu pozostałych Polaków nie zdołało wskoczyć do czołowej 30 i zdobyć punktów Pucharu Świata. - Mamy nad czym pracować - przyznaje Adam Małysz, dyrektor PZN-u ds. skoków i kombinacji norweskiej.
Adam Małysz: Prawda, nie jestem zaskoczony. Cały czas powtarzaliśmy, że Andrzej ma na tyle dobrą formę, że w końcu stanie na podium. Do tej pory plasował się koło podium, nawet wygrał kwalifikacje, ale w konkursach czegoś mu brakowało. Teraz w końcu oba skoki, a nawet wszystkie trzy skoki, miał takie jak trzeba. Bo przede wszystkim nie chciał więcej. To jest bardzo ważne. Często gdy jesteś po pierwszej serii wysoko, to chcesz skoczyć w drugiej jeszcze lepiej. I to jest największy błąd. Tym razem Andrzej wreszcie uznał, że skoczy normalnie. I teraz wszyscy jesteśmy bardzo zadowoleni.
- Dokładnie tak. A nie jest łatwo tak szybko wyciągnąć wnioski. Łatwo się mówi, że już się więcej takiego błędu nie popełni, a żeby naprawdę go nie zrobić, trzeba pewnej stabilności nie tylko mięśniowej, ale również w głowie. Trzeba sobie wszystko poukładać. Nie mówię, że Andrzej już zawsze będzie w takich sytuacjach wytrzymywał, że już to wypracował. Ale jest na dobrej drodze.
- Mówię o trzech z soboty, z konkursowego dnia. Bo bardzo dobre były jego skoki z zawodów, ale ten próbny też.
- Ale naprawdę nie ma idealnego skoku! Nawet jak zawodnik czasem skoczy i powie: "Jezu, teraz to było to!", to i tak później zmieni zdanie. Jak swoje skoki się ogląda, to wiem po sobie, że się myśli: "Kurczę, a tu bym mógł lepiej wylądować, a tu mi ręka odeszła, a tu narta". Ja się bardzo cieszę, że się Andrzej do mnie zwrócił, że ten temat poruszył. To znaczy, że on wie, że cały czas jest coś do zrobienia. Gdyby zawodnik powiedział "To był idealny skok", to nie byłoby dobrze. Bo co miałby dalej robić? Nie tylko w skokach, ale w każdym sporcie każdy zawodnik musi zawsze pracować, żeby się ulepszać.
- Na pewno drugie miejsce Andrzeja jest jak rekompensata za to, co ogólnie się wydarzyło. Nie możemy być zadowoleni, że z 11 weszło nam do drugiej serii tylko czterech. I to z tych czterech trójka, która zwykle walczy o podium zajęła dość odległe miejsca. No, Piotrek wskoczył do dziesiątki po dobrym drugim skoku, ale gdyby miał takie dwa, to byłby gdzieś koło podium. Kamil, to pewnie już trener mówił, cały czas walczy z pozycją dojazdową, nie może ruszyć dobrze z belki i dojechać optymalnie, a przez to jemu później jest się ciężko wyzbierać na progu. Jest nad czym pracować. Ale nikt z nas nie załamuje rąk, bo doskonale wiemy, co zrobić. Zawodnicy też wiedzą. Muszą tylko zaskoczyć, mieć po takim skoku, który im wyjdzie. A po nim przyjdzie drugi, trzeci i to już pójdzie.
- Myślimy o tym, że na skoczni normalnej będzie startowało pięciu naszych [inne kadry będą mogły zgłosić do konkursu po czterech zawodników, a my pięciu, bo Kubacki będzie bronił tytułu mistrzowskiego z Seefeld], więc lepiej mieć rezerwowego. Oczywiście w razie czego taki rezerwowy mógłby przyjechać z Polski w ostatnim momencie. Ale chyba lepiej mieć go na miejscu. Trzeba jeszcze tylko rozważyć czy korzystna byłaby dla takiego skoczka prawdopodobna opcja, że na mistrzostwach skoczy tylko w treningach. Może lepiej żeby gdzieś wystartował w zawodach innej rangi [trener Doleżal poinformował już, że weźmie do Oberstdorfu sześciu skoczków].