W Lahti zobaczyliśmy polskich skoczków w niezłej, choć nie idealnej, formie w sobotę i w słabszej w niedzielę. Powtórzył się scenariusz z poprzednich weekendów Pucharu Świata. Tydzień temu w Zakopanem w sobotę nasza drużyna była druga, jak teraz w Lahti. A w niedzielę na Wielkiej Krokwi mieliśmy tylko jednego Andrzeja Stękałę w Top 10 - na piątym miejscu. Teraz w Finlandii pierwszy raz w sezonie konkurs skończył się bez Polaka w gronie dziesięciu najlepszych skoczków. Na 11. miejscu był Piotr Żyła, na 15. Andrzej Stękała, a na 16. Kamil Stoch.
Wyraźne problemy z drugimi konkursami Polacy mają od trzech tygodni. W Titisee-Neustadt w sobotę zdobyli aż 268 pkt do Pucharu Narodów, co jest naszym drugim najlepszym wynikiem w historii. A w niedzielę byli ponad dwa razy słabsi i wywalczyli tylko 112 pkt. W Zakopanem i w Lahti ich niedzielne osiągnięcia były jeszcze skromniejsze.
Jan Szturc: To prawda. W Titisee-Neustadt niedziela była o wiele słabsza od soboty, a później w Zakopanem i w Lahti też gorzej wypadły niedzielne zawody. Może chłopcy są po ciężkim treningu, a może muszą mocniej potrenować. Ale to wie tylko trener Michal Doleżal. Ale ja patrząc na zawody w Lahti i widząc na wieży trenera Doleżala i Maćka Maciusiaka, zastanawiam się, czy był tam z kadrą również Grzegorz Sobczyk.
- Jeżeli wszystko idzie dobrze, to zwycięskiego składu się nie zmienia. Chylę czoła przed Maćkiem Maciusiakiem, to jest świetny trener, ale jednocześnie jest pytanie, czy zmiana w sztabie ma pozytywny wpływ na drużynę. Widać rozregulowanie u chłopaków. Szczególnie u Dawida Kubackiego. W Lahti tylko w serii finałowej drużynówki miał taki skok w miarę, a trzy pozostałe skoki konkursowe miał nieudane.
- Tak, bo wie, że to nie jest jego normalne odbicie. Jemu na progu musi brakować energii. Podobnie jest u Kamila Stocha. Niby jest okej, ale to nie to. Widzę u niego odbicie z tyłu do przodu. I pozycja dojazdu nie jest taka, jaka jeszcze była w Titisee-Neustadt i w pojedynczych skokach w Zakopanem.
- Że na progu biodro mu zostaje z tyłu i przez to Kamil goni narty, brakuje mu timingu, płynności. Nie ma dobrego pchania do progu, brakuje mu aktywności. A później goni. I traci metry.
- Na pewno trzeba takiej konsultacji. Szkoleniowcy mają platformę, na której kontrolują zawodników, a wyniki widzi Harald Pernitsch i myślę, że poniedziałek albo wtorek to będzie dzień na testy i konsultacje. Możliwe, że będzie trzeba coś pobudzić.
- Obie opcje wchodzą w grę, my tego nie wiemy, bo nie mamy dostępu do danych z platform, z testów. Ale wiem, że jak noga nie podaje, to wychodzą wszystkie błędy techniczne. Na pewno konsultacje z fizjologiem dadzą jakiś obraz. I liczę, że już w Willingen w kolejny weekend będzie dobrze. A wracając do myśli o asystencie: Grzesiu Sobczyk i Maciek Maciusiak to wspaniali asystenci. Ale mają różne charaktery. Grzesiu ma w sobie coś takiego, że zawsze potrafi rozładować atmosferę. On robi pozytywny klimat. Maciek ma inny charakter. Ale ja tylko mówię, co widzę na ekranie. I myślę, że grupa się przyzwyczaiła do tego, że zawsze są z nią trenerzy Michal i Grzegorz. Dlatego moim zdaniem składu nie należy zmieniać. I niczego nie ujmuję Maćkowi, on jest wspaniałym szkoleniowcem, ale czasami brak tego asystenta, który jest zwykle, to jest strata. Ważne jest oko tego asystenta, który zawsze jest. Takie oko od razu potrafi coś wyłapać u zawodników. Nie mówię, że Maciek nie wyłapuje, ale spojrzenie jest inne, przekaz jest inny. I to nie zawsze jest dobre. Jednak to tylko moje spostrzeżenie. A generalnie uważam, że nie ma co bić na alarm.
- Otóż to. W każdym zespole przychodzi słabszy moment. Mieli go Niemcy, mieli Norwegowie, być może teraz przyszła kolej na Polaków. Poczekajmy spokojnie, nie wyszukujmy na siłę powodów do niepokoju.