Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Lekka zadyszka - tak można najlepiej podsumować formę polskich skoczków w drugiej połowie stycznia. Biało-czerwoni kapitalnie rozpoczęli ten rok, bo przez cztery konkursy z rzędu byliśmy niepokonani w Pucharze Świata. Najpierw noworoczny konkurs w Ga-Pa wygrał Dawid Kubacki, a potem trzy razy z rzędu wygrywał Kamil Stoch, który w międzyczasie wygrał też Turniej Czterech Skoczni.
Niestety, od drugiego konkursu w Titisee-Neustadt wydaje się, że nasi skoczkowie nagle złapali zadyszkę, która dopada ich w niedzielnych konkursach indywidualnych. Bo o ile w konkursach drużynowych w Zakopanem i w Lahti Polacy potrafili wykrzesać z siebie niemal maksimum możliwości, co wystarczyło do drugiego miejsca w obu konkurach, tak w zawodach indywidualnych idzie im jak po grudzie. - Zauważyliśmy, że od trzech tygodni jest coś nie tak. Bo sobotę idzie nam dobrze, ale w niedzielę jest coś nie tak. Brakuje nam tego powera. Musimy to przedyskutować z Haraldem Pertnitschem, czy to wynika ze zmęczenia, czy może wręcz przeciwnie ze zbyt małej aktywacji mięśni - podkreślił Michał Doleżal w rozmowie z Eurosportem.
Szkoleniowiec polskiej reprezentacji mówi jednak, że nie ma co panikować w tej sytuacji. Nic nie wskazuje na to, że teraz nagle nasza drużyna będzie trenować w tygodniu przed Pucharem Świata w Willingen. - Nie ma co panikować, ale musimy porozmawiać, bo czasu nie ma dużo - zauważył trener.
Dla polskich skoczków był to zdecydowanie najgorszy konkurs w sezonie, jeśli bierzemy pod uwagę zawody, w których startowała cała kadra. W niedzielę biało-czerwoni wywalczyli zaledwie 74 pkt do Pucharu Narodów, a do tej pory najsłabsze były dla nas konkursy w Niżnym Tagile (bez czołówki polskich skoków), a także przed tygodniem w Zakopanem. Mimo to nawet w Niżnym Tagile Polacy dwukrotnie wprowadzali zawodników do czołowej dziesiątki. W Lahti zabrakło nawet tego i był to pierwszy konkurs w tym sezonie bez Polaka w dziesiątce.
Doskonale widać, że od trzech konkursów indywidualnych coś w polskich skokach nie funkcjonuje. Z drugiej strony, po takim szczycie formy jak mieliśmy w Ga-Pa, Innsbrucku, Bischofshofen i Titisee-Neustadt to normalne, że przychodzi obniżka dyspozycji. Trafiła ona w okres między dwoma dużymi imprezami. Na ten moment nie ma co bić na alarm. Do najważniejszej imprezy sezonu, czyli mistrzostw świata w Oberstdorfie jest jeszcze miesiąc. Michal Doleżal i jego sztab muszą teraz wyciągnąć wnioski z ostatnich konkursów, by od Klingenthal lub Zakopanego wejść już na poziom, który pozwoli nam myśleć o sukcesach na mistrzostwach.