Absurd w Zakopanem! "Po góralsku się kłócimy", a młodzież cierpi

Jakub Balcerski
- Mamy jakiegoś pecha w Zakopanem do zarządzania tym wszystkim, podejmowania decyzji. Po góralsku się kłócimy i nie dochodzimy do żadnych rozwiązań. Na tę chwilę nie mamy gdzie trenować i skakać w zawodach. Dbamy o podtrzymanie szkolenia, a nie o rozwój zawodników - mówi Sport.pl o sytuacji przedłużającego się remontu Średniej Krokwi Jakub Kot.

Rozpoczyna się weekend Pucharu Świata w Zakopanem, czyli mieście, w którym skoki narciarskie zamarły już kilkanaście miesięcy temu. Od kilku lat na Średniej i Małej Krokwi nie działał wyciąg, przez co zawodnicy lokalnych klubów mieli utrudnione treningi na obiektach, które są kluczowe dla ich rozwoju. Potem podjęto decyzję o przebudowie skoczni, ale remont dotyczy wszystkich obiektów i kluby nie mają gdzie trenować.

Zobacz wideo "Kamil Stoch ruszył w pogoń za trzecią w karierze Kryształową Kulą"

Obiecuje się im kolejne terminy oddania skoczni do użytku, a następnie wciąż to opóźnia. Muszą jeździć do innych miejscowości, w tym Szczyrku, ale nikt tego nie opłaca, a kluby wykorzystują choćby premie wypracowywane przez zawodników na krajowych zawodach. O dwóch twarzach skoków w Zakopanem opowiada nam trener AZS Zakopane i Szkoły Mistrzostwa Sportowego, a także ekspert Eurosportu, Jakub Kot.

Jakub Balcerski: Pracujesz jako trener w AZS-ie Zakopane. Jak wygląda sytuacja z remontem obiektów, który utrudnia wam funkcjonowanie?

Jakub Kot: To jest teraz niepopularne, żeby mówić, że coś jest źle, bo wszyscy żyjemy sukcesami naszej kadry. Cieszymy się nimi i to oczywiście jest normalne, ale nie można milczeć o czymś, co jest wyraźnie nie tak. Długo walczyliśmy o przebudowę kompleksu Średniej Krokwi i to oczywiście sukces, że się jej podjęto. To należy docenić, bo sam długo mówiłem, jak to ważne. Ale nie ukrywajmy, jak wygląda sytuacja. Obiecano skocznie na mistrzostwa świata juniorów. One miały się odbyć zimą tego roku, ale przeniesiono je na 2022 ze względu na epidemię koronawirusa. Jednocześnie wiedzieliśmy, że jeśli tak się stanie, to skoczni nie będzie, zostanie oddana do użytku później. Wiadomo, że jeżeli mamy imprezę rangi mistrzowskiej, to nie można dać ciała i skocznia by była. A gdy zawody są przesuwane, to po co wtedy skocznia? Oczywiście my wiemy, ale myślenie innych osób od naszego się różni. I wyszło tak, że powstawały obietnice: będzie na listopad, potem na grudzień, a teraz skoczni nie ma. Ma być w czerwcu 2021 roku. Natomiast ja już uwierzę we wszystko - jak będzie w czerwcu, to będzie, jak w lipcu, to też będzie. A jak jeszcze później, to też się nie zdziwię. Mamy jakiegoś pecha w Zakopanem do zarządzania tym wszystkim, podejmowania decyzji. 

Jak to można odnieść do zawodników? Jak radzicie sobie z sytuacją, gdy w zasadzie nie macie gdzie skakać?

W przypadku młodych zawodników kontakt ze skocznią musi być. Nie ma zasady, że trzeba skakać 365 dni w roku, bo nie o to tu chodzi, ale jeśli kilkunastoletnie dzieci mają zostać skoczkami, to muszą mieć gdzie skakać na miejscu. Bez lokalnych obiektów zadbać o tę ciągłość szkolenia jest bardzo trudno. To wszystko kosztuje: choćby wyjazdy na inne obiekty, zazwyczaj do Szczyrku. Rozmawiam z różnymi trenerami, każdy klub jest w innej sytuacji, ale wiadomo, że nie jest kolorowo. Możemy się pochwalić - mamy nagrody finansowe z LOTOS Cup, bo zajęliśmy chyba drugie miejsce i dostaliśmy około trzynastu tysięcy złotych na działania klubu. Każdy powie: ale kasy! Natomiast teraz zostało z tych trzynastu tysięcy dwieście złotych. Jeżeli zaplanujesz wyjazd do Szczyrku na zawody, na które musisz pojechać, żeby zapewnić zawodnikom jakąkolwiek rywalizację, to trzeba zabrać piętnaście osób - dwóch trenerów i trzynastu zawodników. To daje dwa busy, wyżywienie i noclegi na trzy dni, więc jeden wyjazd już kosztuje nas dwa-trzy tysięcy złotych. 

I to jest skutek braku zawodów u siebie. Nie macie skoczni, więc nie ma też konkursów i trzeba jeździć nie tylko na treningi.

Nie mamy gdzie tych zawodów organizować. A musisz na nich być, żeby zawodnicy mogli się choć trochę rozwijać. Trzy tysiące złotych na jedne, a są po cztery LOTOS Cupy na jedną edycję w Szczyrku i to daje dwanaście tysięcy złotych. Na same zawody. A gdzie kontakt ze skocznią na treningach czy zgrupowaniach? I tu się zaczyna problem: budżet w klubie trudno spiąć. Teraz Tatrzański Związek Narciarski organizuje Puchar Świata. Jeżeli przychodzą na niego kibice, to są zyski z biletów. I później tymi pieniędzmi dzieli się z klubami zrzeszonymi w TZN. Tę współpracę trzeba pochwalić, bo związek wspiera nas w trudnej sytuacji. Ale on musi mieć czym się dzielić, tak, żeby zostało dla nich i klubów. Jest transmisja, są sponsorzy, ale to nie taka sama skala, jak było wcześniej. Rok jest trudny dla każdego. Ale nas najbardziej dotyka ta sytuacja ze skocznią, bo gdyby była dostępna, to mielibyśmy wszystko na miejscu. Do Szczyrku jeździlibyśmy tylko po to, żeby zmienić otoczenie, trenować na innym obiekcie. 

A tu przecież nie macie do czynienia z zawodnikami na najwyższym poziomie, tylko tymi, których wychowujecie na skoczków. 

Na tę chwilę dbamy o podtrzymanie szkolenia, a nie o rozwój. Z trenerami różnych klubów, których widuję na co dzień, robimy wszystko, co w naszej mocy, ale trudno myśleć o dalszych działaniach. W grudniu na pierwszych zawodach LOTOS Cup jako SMS mieliśmy już wszystko wydane na cały rok i nie mieliśmy jak opłacić wyjazdu na zawody. Wszystko spadło na kluby. Wiem, że Józef Jarząbek z TS Wisła Zakopane zastanawiał się, czy w ogóle jechać na te konkursy. Nie miał za co przenocować. 

Skoro o rozwój ciężko, to samo podtrzymywanie szkolenia sprawia, że mamy zawodników na niższym poziomie, niż moglibyśmy mieć. Nie tracimy czegoś u tych skoczków? Oni od co najmniej dwóch lat nie trenują w normalny sposób. 

Mówiłem o tym już, odkąd nie działał nam wyciąg. To byłoby już osiem lat. Bo w tak młodym wieku podchodzenie na 90-metrową skocznię w butach bez wyciągu i z nartami to dramat. Rozumiem, że są ludzie, którzy powiedzą: dawniej też tak było. Ale jeżeli chcemy nadążać za światem, to nie możemy patrzeć, co było 30 lat temu. To są inne czasy. Teraz wiemy choćby, jak ważne są buty. Jeśli pójdziesz w nich pięć razy na górę, to masz zmęczone nogi, buty podniszczone, a nie o to chodzi w jakości i efektywności tego treningu. Można gdybać, co by było, gdyby ta skocznia była dla nas dostępna. Nie mówię, że wyniki zawodników AZS-u byłyby sto razy lepsze. Można mówić, że w teorii na pewno byłby progres, bo byłoby łatwiej trenować. Nie mogłoby się zdarzyć, że jedziemy gdzieś, widzimy złe warunki i mówimy: trudno, nie skoczymy. Chyba każdy, kto myśli rozumnie i logicznie, widzi, co by się zmieniło. Jeśli jesteś pływakiem, to musisz pływać w basenie. Robisz ćwiczenia na sucho - dobrze, ale nie tylko taki ten trening powinien być. Zresztą w idealnej sytuacji warto zmieniać skocznie. Moi zawodnicy skocznie w Szczyrku znają już na pamięć. Zamkną oczy i skoczą to samo, tamtejsi pewnie też. I nagle pojadą na zawody do Austrii czy Niemiec i dla nich to jest zaskoczenie: to może być inna skocznia? Trzeba zmieniać profile, wielkości, a nie skakać tylko ciągle na jednym. Siedzenie w Szczyrku jest dobre, bo to są nowoczesne i trudne skocznie. Ale lepiej byłoby mieć takich kompleksów dwa czy trzy, żeby zmieniać kąty nachylenia, przy nich inaczej się trenuje. To daje możliwości, co widać po Austriakach czy Słoweńcach, którym obiektów nie brakuje. Ktoś powie: spójrz na Puchar Świata. I mówię: dobrze, cieszmy się, że poza zawodnikami w czołówce mamy nawet Tomka Pilcha, Pawła Wąska, Kubę Wolnego. Ale nie możemy myśleć, że jesteśmy we wszystkim perfekcyjni. Patrzmy w przyszłość. Zawody FIS Cup pokazały, że nie jest tak dobrze. Z 19 zawodników punktowało tylko kilku. 

I to zawodników, po których trzeba było się spodziewać punktów. Dobrze w sobotę wypadł Karol Niemczyk, który nieco zaskoczył.

Tak, dobrze się spisał. Ale u wielu zawodników powinno być lepiej. Austriacy pokazali, co to znaczy mieć świetną grupę. Słoweńcy też standardowo mieli świetny wynik. Kiedyś ten brak najpierw wyciągu, a teraz skoczni w Zakopanem musi się odbić czkawką. Startują już ci, którzy trafili na ten moment. Czasami takie sytuacje wpływają na charakter, on się inaczej kształtuje. Ale w zamian za to chyba każdy wolałby mieć już ten kompleks gotowy na pierwsze skoki. 

My ciągle mówimy o charakterze. Nasi sportowcy kształtują się w miejscach, gdzie nie ma skoczni, nie ma tras, nie ma niczego. Dlaczego raz nie możemy sobie pozwolić, że gdy mamy już sukcesy w jakiejś dyscyplinie, to żeby powstawały przy komforcie dla młodych zawodników?

Mamy Skalite w Szczyrku, Wielką Krokiew w Zakopanem i Malinkę w Wiśle. Te dwie ostatnie to jednak skocznie dla kadr i zawodników starszych niż juniorzy. Nie damy tam 13-latków, a najmłodszym gotowym na to skoczkom pozwolimy na jeden trening na koniec lata. Ale to jest wyjątek. Nie trenuje się na dużych skoczniach takich zawodników. Mamy Chochołów, ale tam skocznia działa od paru dni, a jest połowa stycznia. Dobrze, że się pojawił, ale teraz powstał choćby cykl LOTOS Cup Kids i on się nie odbędzie tam, tylko w Szczyrku i w Wiśle-Centrum. 

Skąd to się wszystko bierze? Możemy mówić o różnych władzach i instytucjach, ale według ciebie jest jeden powód takiego braku decyzji i brania odpowiedzialności czy czynników jest wiele? Cierpi na tym przecież nawet marka Zakopanego. Miejsca, gdzie praktycznie nie ma już lokalnych zawodów. 

A było inaczej. Kiedyś pojawiały się różne memoriały, Puchary Prezesa, PZN-u, TZN-u, konkursy sponsorowane przez McDonald’s, Crunchips, ligi szkolne, Euroligi. Było tego mnóstwo. Teraz jeśli my nie zrobimy LOTOS Cup, to dzieci stąd nie mają żadnego startu. Jest Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji, który organizował ligi szkolne. Teraz oczywiście nie ma gdzie ich przeprowadzić. Te dzieci trenują, trenują i nawet nie mogą wystartować w zawodach. Decyzje? Tatrzański Związek Narciarski, miasto, Centralny Ośrodek Sportu i kluby to są zupełnie różne organizacje i często trudno nam się dogadać. Tak po góralsku się kłócimy i nie dochodzimy do żadnych rozwiązań. 

Do momentu oddania do użytku skoczni ta ogólna sytuacja się oczywiście nie zmieni, ale jakie wy podejmujecie działania wewnątrz dla zawodników?

Staramy się zapewniać tę najlepszą możliwą drogę szkolenia. Widzę pracę trenerów, każdemu się chce. Zresztą dzieciom też się bardzo chce, przychodzą, są chętne. Nie ma braku zaangażowania. Obiecałem sobie, że w klubie postaramy się jakoś oszczędzić i zamiast wyjeżdżać osiemnasty raz do Szczyrku, po uspokojeniu sytuacji z epidemią wyjedziemy na obóz choćby do Planicy. Wolę zamiast czterech wyjazdów na skocznie, które zawodnicy już zupełnie znają, zagwarantować im jeden w nowe miejsce. 

Czy jest termin, w którym jeśli nie zobaczysz ukończonych skoczni, to trzeba będzie już wszędzie bić na alarm? W którym ktoś będzie musiał zrozumieć, że nie może tak być?

Zakładam, że skocznia pojawi się w czerwcu, tak byłem poinformowany. Ale nie wiem, czy chodzi o termin do oddania pierwszych skoków, czy choćby termin odbiorów obiektu przez różne organizacje i testowania go. Wtedy mogłaby być nawet na jesień, ale tak jak mówiłem - nic mnie nie zdziwi. Przyjmę wszystko. Jeszcze raz podkreślam, że nie krytykuję faktu przebudowy, o którą walczyliśmy, tylko tego, od jak długiego okresu nie mamy tu dostępnych obiektów. Warto byłoby mieć lato bez tak częstego jeżdżenia do Szczyrku. Zwłaszcza że mistrzostwa świata juniorów mają się odbyć w 2022 roku, a skocznia powinna przejść jeszcze przed nimi zawody testowe. I miejmy nadzieję, że tak będzie. Nawet poszedłbym sobie treningowo na niej oddać skok. Dla własnej przyjemności skorzystania z nowego obiektu. 

Więcej o: