Ojciec Kamila Stocha apeluje do kibiców i dziennikarzy. "Strasznie przykre są te sytuacje"

- Wy, dziennikarze, promujcie dobre postawy. Na przykład proszę, żeby pan napisał, że dostaliśmy gratulacje od rodziny Gregora Schlierenzauera - mówi Bronisław Stoch. Z zawodu psycholog, prywatnie tata Kamila Stocha, jest zaniepokojony niedawnymi atakami na Halvora Egnera Graneruda i Andreasa Goldbergera.

Łukasz Jachimiak: Halvor Egner Granerud mówił kilka dni temu, że się cieszy, że nie zna języka polskiego, a Andreas Goldberger prosił o pomoc, bo zalewają go niemiłe wiadomości z Polski. Śledzi Pan to?

Bronisław Stoch: No brednie, że Goldberger zrobił coś złego! Strasznie przykre są te sytuacje.

Zobacz wideo "Kamil Stoch ruszył w pogoń za trzecią w karierze Kryształową Kulą"

Ma Pan wrażenie, że w trochę innej formie, ale wraca to, co było 20 lat temu? Wtedy Svena Hannawalda obrzucano śnieżkami, bo zagrażał pozycji Adama Małysza, teraz atakowani są rywale Kamila?

- Myślę, że kibice to jeszcze mają prawo się trochę zagubić. Trochę. Ale dlaczego zagubili się dziennikarze? Tego nie rozumiem. To dziennikarze wpływają na odczucia i na postawy kibiców. Nawet minimalny jad wprowadzony w tekst czyni go toksycznym. Nie wiem dlaczego niektórzy piszący i mówiący zapominają, że oprócz funkcji informacyjnej, przekaźniczej, mają też pełnić funkcję wychowawczą. Zaskakuje mnie i boli, że to zostało zatracone. Nie mówię tylko o dziennikarstwie sportowym. Ogólnie w dziennikarstwie widzę coraz większe dążenie do sztucznego zwiększenia siły przekazu. Nad tym powinna być jakaś kontrola, powinien ktoś sprawdzać czy informacje nie są przekazywane nieprawdziwie, jadowicie. W przypadku omówienia tekstu Goldbergera z austriackiej gazety właśnie tak było. Oryginał odczytałem tylko tak, że on przypomniał sytuację z Oberstdorfu. Rzeczywiście tam się zebrali trenerzy i zgodzili się, żeby anulować już rozegrane kwalifikacje. Czyli to prawda, że coś tym trenerom zawdzięczamy. Coś ważnego, czyli przychylność, życzliwość. Tymczasem słowa Goldbergera zostały źle odebrane. Bo zostały przekazane nieżyczliwie. Wyolbrzymiono je. I jak już ruszyła lawina, to koniec.

Trudno się nie zgodzić. I to w mniejszym lub większym stopniu, ale dotyczy chyba wszystkich redakcji.

- Dlatego apeluję do dziennikarzy: uważajcie, zachowujcie klasę. Dziś to sportowcy zachowują większą klasę niż dziennikarze. Sportowcy są rodziną ludzi naprawdę heroicznie pracujących. Wszyscy. Ci, którzy zajmują dalsze miejsca, też. Nie wolno ich na siebie napuszczać.

Bałby się Pan o Graneruda, gdyby nie było pandemii i trybuny w Zakopanem byłyby otwarte? Norweg mówił, że on i jego dziewczyna dostawali pogróżki od Polaków.

- Niestety, są tacy ludzie, o których nie da się powiedzieć inaczej niż "kibole". Ci wszyscy grożący to już nie są kibice. Ich trzeba wyraźnie potępiać. Media powinny zdecydowanie stanąć teraz po stronie wyższej wrażliwości, po stronie kultury. Pora skończyć z przyzwoleniem na takie zachowania. Tu pytam też, gdzie są moderatorzy tych portali, na których są wysyłane te wszystkie złe komentarze? W internecie coraz częściej taki ściek leci, że aż oczy bolą od czytania.

Kamil po Turnieju Czterech Skoczni został zapytany o Graneruda i powiedział, że nie ma do niego żalu. Tylko czy ludzie go słuchają?

- Przekaz od Kamila był za mało rozpowszechniany. Niestety, media wybierają inne przekazy.

A Pan jak odebrał wypowiedź Graneruda?

- Wiedziałem, że puściły mu nerwy. Ale w sumie nic aż tak złego nie powiedział.

Ale chyba trzeba powiedzieć, że nie był w porządku, gdy mówił, że Kamil jest niestabilny i wygrywa dzięki szczęściu?

- No tutaj to wiadomo, że takie wypowiedzi rażą. Bo to nie jest czysta rywalizacja, jeśli ktoś zaczyna mącić spokój innego zawodnika. Ale proszę zauważyć, że skoki ogólnie pozostają jednym z najczystszych sportów. Tu nie ma aberracji, afer dopingowych. Wszyscy skoczkowie muszą się zmagać ze stresem, z dużym napięciem, bo to jest sport ekstremalny. Bardzo trudny. Oni latają z prędkościami przekraczającymi 100 km/h. Są odważni, wspaniali. Nie rozdrażniajmy tych chłopców, tylko zauważajmy, że potrafią być dla siebie bardzo fair, że okazują sobie nawzajem wsparcie. Kibice - przestańcie się wygłupiać atakami. Uwierzcie, że są niezasłużone i całkowicie niepotrzebne. A wy, dziennikarze, promujcie dobre postawy. Na przykład proszę, żeby pan napisał, że dostaliśmy gratulacje od rodziny Gregora Schlierenzauera.

Bardzo chętnie! Mama Gregora zadzwoniła?

- Dostaliśmy sms. Podziękowaliśmy. A Ania, siostra Kamila, wysłała im życzenia aby "Schlieri", który jest jeszcze młody, powrócił na swój wysoki poziom.

Pan powiedział kilka gorzkich słów o naszych mediach i to samo zrobił norweski dziennikarz, który przeprowadził tę niesławną rozmowę z Granerudem. Ale chyba i on powinien się uderzyć w piersi? Złapał skoczka zdenerwowanego w drodze do szatni i nie odpuścił. A twierdzi, że afera to wina polskich mediów i kibiców.

Halvor Egner Granerud w rozmowie z norweską TV 2 w InnsbruckuHalvor Egner Granerud w rozmowie z norweską TV 2 w Innsbrucku screen z norweskiej TV 2

- Oczywiście, że on wywołał sensację. Powinien mieć poczucie odpowiedzialności, powinien sobie wyobrazić, co spowoduje jego materiał. Jeśli się nie ma wyobraźni i poczucia odpowiedzialności, to w tak poważnym zawodzie nie powinno się praktykować.

To na koniec o sporcie: mamy kolejną falę wielkich zwycięstw Kamila. Skoro to się nie nudzi nam, to co dopiero Wam, jego najbliższym.

- Ma pan rację. Ale rozmaitości nigdy dość, dlatego w niedzielę było jak było, ha, ha! To nic, oby tylko bezpiecznie, bez kontuzji, bez wypadków.

Myśli Pan, że słabsze wyniki całej kadry w niedzielę w Titisee-Neustadt mogły być spowodowane i zmęczeniem, i rozprężeniem spowodowanym tym, że wreszcie, po ponad dwóch tygodniach, wszyscy wracali do domów?

- Kamil mówił w wywiadach, że głowa już nie chciała współpracować z nogami, że już był wyeksploatowany. Ale też miał bardzo złe warunki, prawda?

Najgorsze.

- Dlatego nawet w najlepszej dyspozycji by nie skoczył na czołowe miejsca. Ale Kamil nigdy nie złoży winy na warunki. Bo on i w tym ma klasę.

Więcej o:
Copyright © Agora SA