Po pierwszej serii Kamil Stoch był liderem konkursu w Innsbrucku o 0,7 punktu przed Anze Laniskiem i 3,4 punktu przed Ryoyu Kobayashim. Po słabszych skokach Halvora Egnera Graneruda i Karla Geigera prowadził także w klasyfikacji generalnej 69. Turnieju Czterech Skoczni. Żeby wygrać konkurs i utrzymać pozycję w klasyfikacji TCS potrzebował jednak świetnego skoku w drugiej serii.
I taki oddał! 130 metrów na Bergisel, która od tego sezonu ma rozmiar skoczni usytuowany na 128. metrze, było ciosem nokautującym rywali. Polak świetnie wylądował i został doceniony przez sędziów. Ci dali mu łącznie 58,5 punktu za styl - każdy z sędziów dał mu po 19,5 punktu.
Jeden z dziennikarzy na konferencji prasowej zadał jednak pytanie w taki sposób, że sugerował Polakowi, że ten dostał dwie "dwudziestki". - Zupełnie o tym nie wiedziałem, a bardzo mnie to cieszy - odparł Stoch. Po chwili dowiedział się, że w wynikach nie widnieje jednak ani jedna "nota marzeń", choć jego punkty za styl w drugiej serii i tak były najwyższe spośród wszystkich skoczków. - To i tak miłe, że zostałem tak nagrodzony przez sędziów. Sama próba była bardzo dobra, to było niesamowite uczucie wygrać w taki sposób - stwierdził Polak.
Jego drugie zwycięstwo w Innsbrucku było także 37. wygraną i 74. podium w całej karierze. Osiągnął to w konkursie, dzięki któremu ma już więcej występów w Pucharze Świata od Adama Małysza - ten niedzielny był jego 350., odkąd zadebiutował w PŚ w 2004 roku. - To tylko świadczy o tym, że jestem odpowiednio doświadczony - śmiał się Polak.
Przed konkursem w Bischofshofen, który zakończy zmagania w 69. Turnieju Czterech skoczni i wyłoni jego zwycięzcę, skoczków czeka dzień przerwy. Kwalifikacje odbędą się dopiero 5 stycznia, a konkurs tradycyjnie w Święto Trzech Króli. Jak poniedziałek zamierza wykorzystać Stoch? - Zacząłem czytać kolejną książkę Harlana Cobena. Jutro jest dzień, kiedy prawdopodobnie go skończę, żeby głowa trochę odpoczęła od skoków - zdradził Stoch.