To jeden z najbardziej charakterystycznych widoków w historii skoków narciarskich. Bergisel, góry, panorama Innsbrucka, a tuż obok skoczni bazylika Wilten i słynny cmentarz. Słynny, bo wiele razy wspominany w rozmowach ze skoczkami, którzy w większości twierdzą, że nie myślą o cmentarzu przed czy podczas skoku. Choć niektórzy przyznają, że trudno im od niego uciec wzrokiem. Teraz znów mają go przed sobą - trwają zawody w ramach 69. Turnieju Czterech Skoczni w Innsbrucku.
- Kątem oka, gdy siedzimy na belce, zawsze się tam spojrzy - mówił w 2018 roku dla TVP Sport Stefan Hula. - Cmentarz leży tuż za przeciwstokiem. Więc siedząc na belce, ma się wrażenie, że to miejsce lądowania. Z jednej strony wiadomo, że tak nie jest. Z drugiej to jednak specyficzne uczucie - mówił Adam Małysz cytowany kilka lat temu przez portal malysz.pl.
Wilten Friedhof to jeden z osiemnastu cmentarzy w Innsbrucku, ale akurat tutaj leżą głównie osoby z dzielnicy Wilten. Ta jeszcze na początku XX wieku była oddzielnym małym miasteczkiem. Najpierw istniał tu klasztor i kościół, a od 1665 roku pojawiła się bazylika. A obok niej cmentarz, na którym obecnie znajduje się 7,6 tysiąca grobów. Wrażenie robi widok z cmentarza na oddaloną o kilkaset metrów skocznię, świetnie widoczną nad niemal każdym grobem. Wyjątkowy jest ten o oznaczeniu F-18-18. Spoczywa tam jeden z założycieli Turnieju Czterech Skoczni, Emmerich "Putzi" Pepeunig.
Pepeunig urodził się w 1920 roku w Innsbrucku. Od dziecka fascynował się sportami zimowymi, bo były popularne wśród lokalnej młodzieży. Został skoczkiem i osiągał małe sukcesy. Rywalizował z najlepszymi w Austrii - na skoczniach w Innsbrucku i Bischofshofen, ale także w Garmisch czy na normalnym obiekcie w Planicy. Jego najlepszym przyjacielem był legendarny Sepp "Buwi" Bradl, pierwszy zwycięzca Turnieju Czterech Skoczni i mistrz świata z 1939 roku z Zakopanego. Na Pepeuniga wołał "Putzi". - To przydomek, który niejako nadała mu jego ciotka. Z jakiegoś powodu tak go nazywała i zawsze głośno wykrzykiwała "Putzi!", gdy po swoim skoku w Garmisch pojawiał się przy widzach na odjeździe. Potem to przylgnęło, już nikt nie nazywał go inaczej - mówił Sport.pl syn Emmericha, Gerhard Pepeunig.
Emmerich Pepeunig Archiwum prywatne Gerharda Pepeuniga
"Putzi" dość szybko skończył karierę zawodniczą ze względu na kontuzje. Został działaczem - przewodził tyrolskiemu związkowi sportowemu i zaczął zarządzać obiektem w Innsbrucku. Był także wyszkolony do roli delegata technicznego i sędziego na zawodach. Jaki miał wpływ na powstanie Turnieju Czterech Skoczni w latach 50.? - W 1949 roku wspomniano o tym po raz pierwszy podczas letnich spotkań w Garmisch-Partenkirchen. Niemcom właśnie zniesiono zakaz udziału w zawodach międzynarodowych, a już wcześniej zawodnicy objeżdżali miasta w Bawarii podczas konkursów. Odbywały się też tradycyjne zawody noworoczne w Ga-Pa czy konkursy w Innsbrucku w trakcie ferii świątecznych, choć nigdy pod egidą oficjalnych konkursów, a już w szczególności prestiżowego Turnieju. Ale inne kluby w kraju zaczęły organizować konkursy z wyjątkowymi nagrodami takimi, jak fabryczne ubrania czy naczynia z porcelany. Wówczas Emmerich Pepeunig powiedział do przyjaciół Franza Rappengluecka i Heliego Zieglera: Zakładamy niemiecko-austriacki turniej w skokach narciarskich - czytamy w materiale z grudnia 2001 roku na łamach "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
Założyciele Turnieju Czterech Skoczni Kronika Emmericha Pepeuniga
"W 1952 roku podczas nocnych skoków w Seegrube podpisano pierwsze dokumenty. Główną część Turnieju stworzyły tradycyjne noworoczne skoki w Ga-Pa i Innsbruck. Później dodano także miejsca, w których trenowali najpopularniejsi wówczas skoczkowie, więc Bischofshofen i Oberstdorf" - opisywali dziennikarze. - To prawie moment, kiedy się urodziłem, bo przychodziłem na świat w 1953 roku. Z dzieciństwa pozostały mi wspomnienia taty zabierającego mnie na obóz treningowy austriackich skoczków do Hochkoenig, żebym mógł poznać "Buwiego" Bradla. Skakała tam cała kadra - wskazywał Gerhard Pepeunig.
Pepeunig został dyrektorem Turnieju, a później jego honorowym prezesem. Koordynował przede wszystkim zawody w Innsbrucku, choć jako pierwszy załatwił też dużego sponsora dla zawodów w skokach - firma Intersport zainwestowała na wiele lat we wsparcie dla Turnieju Czterech Skoczni. To on doprowadzi także do odbudowy skoczni Bergisel po zbombardowaniu w czasach drugiej wojny światowej. Wtedy obok większego obiektu istniał nawet drugi, nieco mniejszy. - Zawsze chciał, żeby stały tam trzy skocznie: jedna duża i dwie mniejsze. Nie pozwoliło mu na to miasto - zdradził nam wnuk Emmericha, Marc Pepeunig. I pokazał zdjęcie, na którym widać nieco małą skocznię jeszcze sprzed przebudowy. A na kolejnych fotografiach Emmericha Pepeuniga nadzorującego prace na trybunach stadionu na Bergisel.
Skocznia Bergisel przed przebudową (górne zdjęcie po lewej stronie i to po prawej) i po przebudowie (dolne zdjęcie po lewej stronie) Archiwum prywatne rodziny Pepeunigów
- Tata mówił o skokach, od kiedy pamiętam. Był na wszystkich skoczniach świata, bo po skończonej karierze został delegatem technicznym FIS, a także dyrektorem skoków. Był nim podczas mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich w 1964 i 1976 w Innsbrucku, ale także w 1968 roku w Grenoble oraz 1972 roku w Sapporo. Mówił o tym tak dużo, że w wieku 8 lat zacząłem trenować i byłem nawet dobrze zapowiadającym się juniorem. Tata pomógł mi ze sprzętem, który miałem od Norwegów i DDR. W swojej kategorii wiekowej mogłem być naprawdę dobry. Ale w wieku dwunastu lat zdecydowałem się na hokej. Grałem w Bundeslidze dla Innsbrucka przez 15 lat. Byłem powoływany do kadry i zagrałem nawet na mistrzostwach świata dywizji B w Hiszpanii, w których zdobyliśmy srebro - opisywał Gerhard Pepeunig. - W FIS-ie był też odpowiedzialny za szkolenie młodych sędziów. Gdy pojawił się na zawodach na słynnej Holmenkollen w Oslo, jednym z kandydatów był król Norwegii, Harald V, który fascynował się skokami. Zdał u mojego taty test z wyróżnieniem. W Turnieju też zawsze miał do czynienia z największymi postaciami. W kilku edycjach, gdy zawodnicy przenosili się z Ga-Pa do Innsbrucka, w naszym domu nocował wielkiego Mattiego Nykaenena. Moja mama gotowała kolację i wspólnie jedliśmy. Zawsze był wyjątkowo przyjacielskim i miłym gościem - wspominał.
Emmerich Pepeunig prowadził także wielką kronikę turniejową, którą sam spisywał. Robił to do swoich ostatnich dni. W 1998 roku zrezygnował jednak ze wszystkich swoich oficjalnych funkcji. Dwa lata później w wieku 79 lat zmarł ze względu na niewydolność nerek. - Pochowano go na tym słynnym cmentarzu niedaleko skoczni. Głównie ze względu na to, że leżą tam jego rodzice, ale także na zasadzie hołdu dla tego, w jakim stopniu był związany z Bergisel i ile dla niej zrobił. Co roku na jego grobie świeczkę zapala Andreas Goldberger - mówił nam Gerhard Pepeunig.
Grób Emmericha Pepeuniga na cmentarzu Wilten Friedhof Marc Pepeunig
A organizatorzy Turnieju zapomnieli o założycielu wydarzenia i jego rodzinie. - Cóż, rok po śmierci taty zostaliśmy zaproszeni całą rodziną jako honorowi goście na 50. edycję, ale od tego czasu już nikt o nas nie pamięta. Jeśli chcę zaprosić znajomych na konkurs na Bergisel, sam organizuję bilety. Najwyraźniej "co z oczu, to i z serca" - dodał. Sam Pepeunig był jednak spełniony, a teraz spoczywa blisko miejsca, które wpisało się w jego życie jako jedno z najważniejszych. Jego syn i wnuk odwiedzają jego grób, patrzą na Bergisel nad tablicą z jego nazwiskiem i wspominają pełne pasji historie "Putziego" o skokach.