FIS umywał ręce i teraz za to zapłaci. Przykład Murańki stworzył istotny precedens

Choć Polacy zostaną dopuszczeni do startu w Oberstdorfie i zachowają szansę na walkę o zwycięstwo w całym 69. Turnieju Czterech Skoczni, echa poniedziałkowego skandalu będą niosły się najprawdopodobniej do końca obecnego sezonu Pucharu Świata. FIS i organizatorzy skompromitowali się swoimi działaniami, otwierając niebezpieczną furtkę na wypadek kolejnych pozytywnych wyników testów.

wyni

Zobacz wideo Kamil Stoch wymownie skomentował zamieszanie z wykluczeniem polskich skoczków

Od poniedziałku cały świat skoków narciarskich żył doniesieniami z Oberstdorfu. Polacy byli testowani przez niemiecki sanepid, gdy organizatorzy wydali komunikat, informujący o wykluczeniu reprezentacji Polski ze startu w kwalifikacjach do konkursu w Oberstdorfie, otwierającego 69. Turniej Czterech Skoczni. I choć sama decyzja mogłaby być zrozumiana, sposób jej przekazania był skandaliczny, bo polscy skoczkowie dowiedzieli się o wszystkim... od dziennikarzy.

To jednak dopiero początek wielkiego chaosu, który wybuchł po decyzji organizatorów. Niedługo później okazało się, że pozytywny wynik testu otrzymały także inne osoby, w tym niemiecki fizjoterapeuta, który natychmiast opuścił Oberstdorf. To "uratowało" niemieckich skoczków, którzy nie zostali wykluczeni ze startu w kwalifikacjach. Jednak nie trzeba być wielkim znawcą skoków, by stwierdzić, że kto jak kto w kadrze, ale akurat fizjoterapeuta najczęściej ma kontakt ze wszystkimi i tłumaczenie, że nie miał kontaktu z nikim w hotelu, jest, delikatnie mówiąc, mocno naciągana.

Po godz. 18:00, czyli już po rozegraniu kwalifikacji, przyszła do polskiej kadry kolejna wiadomość - Klemens Murańka otrzymał negatywny wynik testu, co oznaczałoby, że Polacy niesłusznie zostali wykluczeni ze startu w zawodach. Wykluczeni w taki sam sposób, w jaki wcześniej wykluczeni byli Austriacy w Niżnym Tagile, Czesi w Kuusamo, czy Szwajcarzy w Planicy. Szybko pojawił się kłopot, który podsycony polską pozycją w światowych skokach, trzeba było jak najszybciej rozwiązać.

FIS umywał od wszystkiego ręce

Co najbardziej zastanawiające w całej układance, to reakcje FIS (Międzynarodowej Federacji Narciarskiej). Sandro Pertile, dyrektor Pucharu Świata w skokach umywał ręce, tłumacząc wszystko decyzjami lokalnego sanepidu. FIS publikując na swojej stronie komunikat o wykluczeniu Polaków, pogrubił adnotację, że to komunikat organizatorów Turnieju Czterech Skoczni. Tak jakby chciał odsunąć od siebie temat wykluczenia Polaków, co zresztą działacze federacji podkreślali nieustannie, pytani o tę decyzję.

O tym, jak istotna jest sprawa Polaków, może świadczyć fakt, że włączyli się w nią nawet przedstawiciele polskiego rządu. Do Oberstdorfu wyruszył polski konsul, a pełne wsparcie zadeklarowało Ministerstwo Sportu. Z Polskiego Związku Narciarskiego płynęły głosy, że w przypadku niesłusznego wykluczenia ze startu w Oberstdorfie, Polacy wejdą na drogę sądową. W pewnym momencie głos zabrał nawet premier Mateusz Morawiecki. To oznaczało, że FIS i organizatorzy muszą pilnie rozwiązać duży kłopot, sięgający już nawet sfery dyplomatycznej.

Przykład Murańki rodzi istotny precedens. Potrzebne pilne zmiany

Rozwiązanie kłopotu przyszło podczas wieczornego spotkania kapitanów drużyn. Po dyskusjach ustalono, że jeśli Polacy otrzymają we wtorek negatywne wyniki testów wykonanych w poniedziałek wieczorem, zostaną dopuszczeni do konkursu, który rozpocznie się o 16:30 z udziałem wszystkich zawodników dopuszczonych do kwalifikacji. Wcześniej, bo o 14:30 odbędzie się specjalny trening, zorganizowany tylko dla Polaków, a o 15:00 rozpocznie się seria próbna. Wyniki testów Polaków okazały się negatywne i zgodnie z planem nasi skoczkowie zaczną skakanie już o 14:30.

Co trzeba podkreślić, sytuacja z Oberstdorfu rodzi istotny precedens. Od tej pory, podczas niemal każdego weekendu Pucharu Świata może dojść do sytuacji, w której zawodnik bądź jego zespół będzie podważał wiarygodność testu, podając jako przykład właśnie sytuację Klemensa Murańki. Pierwszy test wskazał wynik "częściowo pozytywny", który można rozumieć jako niejednoznaczny, a drugi okazał się negatywny. Polacy wywalczyli sobie prawo startu w zawodach, choć byli w dokładnie tej samej sytuacji, w jakiej znajdowali się wcześniej choćby Szwajcarzy, u których pozytywny wynik testu otrzymał tylko trener, czy Czesi, gdzie zakażony był tylko Sakala. Ostatecznie okazało się, że czeski skoczek miał w swoim organizmie przeciwciała po wcześniej przebytym zakażeniu, którego nie wpisał do paszportu COVID-19.

Jeśli FIS prędko nie znajdzie innego sposobu na izolowanie poszczególnych osób niż organizowania możliwie największej liczby testów, podobnych skandali, jak ten z udziałem Polaków, może być w tym sezonie jeszcze więcej. Przykład Murańki pokazuje, że nie można wykluczać całych drużyn na podstawie jednego pozytywnego przypadku, potwierdzonego tylko jednym testem, jak to było dotychczas. I zapewne gdyby nie chodziło w tym wypadku o Turniej Czterech Skoczni, a o jeden z weekendów Pucharu Świata, cała sprawa zostałaby zamieciona pod dywan. Na nieszczęście dla FISu brak przygotowanych przez nich procedur uderzył w jednym z najważniejszych momentów całego sezonu.

Więcej o:
Copyright © Agora SA