Kamil Stoch zajął drugie miejsce w konkursie Pucharu Świata w Engelbergu. Najlepszy okazał się Halvor Egner Granerud, a trzecie miejsce zajął Anze Lanisek. Polacy zaliczyli rewelacyjny konkurs, bo aż czterech biało-czerwonych znalazło się w czołowej dziesiątce.
Na wyświetlaczach obok nazwiska Stoch pojawia się cyfra "1", która oznacza, że skoczek już na pewno pierwszy raz w sezonie stanie na podium Pucharu Świata i będzie to co najmniej drugie miejsce, a na twarzy skoczka nie było wielkiej radości. Było za to głębokie westchniecie i wypuszczenie powietrza. Gdyby dało się usłyszeć dźwięki emocji, to na pewno byłby to dźwięk wielkiego kamienia, który spada z serca skoczka, który w tym sezonie czarował dotąd w treningach i kwalifikacjach, ale w pierwszych seriach konkursów popełniał błędy i to również uniemożliwiło mu walkę o jedyne trofeum, którego jeszcze w karierze nie ma. Chodzi oczywiście o złoty medal mistrzostw świata w lotach. Być może dlatego też u Stocha nie było wielkiej radości po podium, bo to, co miało być najważniejsze, zdarzyło się tydzień temu i wtedy akurat medalu nie było. A dla Stocha liczyło się przecież właściwie tylko złoto.
Engelberg kolejny raz przyniósł jednak przełamanie w skokach Kamila Stocha! W swojej karierze skoczek z Zębu 16 razy stawał na podium PŚ w grudniu i aż 10 razy robił to właśnie w Engelbergu. Ba, w ostatnich 10 sezonach Stoch miał tylko jeden sezon, gdy wystartował w Szwajcarii i nie wrócił stamtąd z miejscem na podium. To jeden z jego ulubionych obiektów i doskonale potwierdzają to również wyniki. W sumie dla Stocha było to już 72. podium w jego karierze w Pucharze Świata, choć wszyscy kibice zastanawiali się nawet, czy Polak tym razem nie zasłużył na 37. zwycięstwo, bo kolejny raz pojawiły się kontrowersje w notach sędziowskich dla Halvora Egnera Graneruda. Tym razem nie ma co tego jednak roztrząsać, bo w obu seriach Stoch był w sumie lepszy od Norwega o 4,5 pkt, a przegrał z nim zaledwie o 2,2 pkt. A jak sam Granerud stwierdził, to były chyba jego najlepsze skoki w sezonie. Stoch zaś kolejny raz narzekał na drobne błędy i mówił w rozmowie z TVP, że skacze na jakieś 80-90 procent swoich możliwości i nie może być jeszcze w pełni usatysfakcjonowany. A jeśli tak ma wyglądać 80 procent mocy Stocha, to boimy się o rywali, gdy Polak osiągnie 100 procent...
- Zawsze trochę tak miał. Gdy zwyciężał w Turnieju Czterech Skoczni sezon rozpoczynał od paru dobrych, ale nie fenomenalnych konkursów. I tak naprawdę rozpoczynał sezon w Engelbergu, a forma urosła mu tak, że wygrał Turniej. Więc taki tradycyjny Kamil Stoch wolno się rozpędza, ale potem lata wysoko i daleko (śmiech). Tak, na pewno będzie dla nas niebezpieczny. Spodziewałem się od niego więcej w Planicy, bo wiem, jak lubi tę skocznię i jak zawsze chce być w dobrej formie na loty, ale może to nie był dla niego idealny moment. Ale nie zapominam, jak świetnym skoczkiem jest Kamil Stoch. Pozostaje jednym z najlepszych na świecie i wiem, że wciąż może być bardzo mocny tej zimy - mówił w niedawnej rozmowie ze Sport.pl Stefan Horngacher, trener niemieckiej kadry, który doskonale zna przecież Stocha.
Michał Doleżal jest absolutnie pewny, że Kamila Stocha nadal stać jest na zwycięstwa, a fakt, że za kilka miesięcy skończy 34 lata, nie powinien być tu aż tak dużym problemem, bo Polak jest obecnie w szczycie swojej formy fizycznej. I mówią to badania doktora Haralda Pernitscha, odpowiedzialnego za przygotowania formy skoczków. I tę formę fizyczną doskonale widać było u Stocha właśnie w treningach.
Problemem początku sezonu u Stocha było jednak to, że skoczek nie do końca radził sobie z presją swoich oczekiwań. Własnych ambicji, które tylko sam sobie narzuca. To go blokowało i doskonale widać był to właśnie w pierwszych konkursowych, gdy pojawiał się stres, który powodował nawarstwianie się błędów. U Stocha też nie jest to żadna nowość. Jeśli skoczek czuje, że może skoczyć daleko, to w konkursie chce zaryzykować i zrobić "więcej niż w danym momencie się potrafi", u Stocha wtedy pojawiają się kolejne błędy, które obniżają jego pewność siebie. I dochodzi do spirali błędów. Tak było choćby w zeszłorocznym Turnieju Czterech Skoczni, gdy skok z pierwszej serii w Oberstdorfie kompletnie rozregulował zawodnika, który jechał do Niemiec z przekonaniem, że będzie walczył tam o najlepsze miejsca. Później trzeba było wrócić do podstaw skoków, co odłożyło wybuch jego formy aż do marca. A jak wiadomo, wszystkie plany na medal w lotach zniweczyła wówczas pandemia. Możemy mieć tylko nadzieję, że to pierwsze podium w sezonie zdejmie z niego trochę ciężaru własnych ambicji i do kolejnych konkursów przystąpi z większym luzem.