Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Niedosyt jest duży. Niedawno, za trzyletniej kadencji Stefana Horngachera, Polska miała najsilniejszą drużynę na świecie, ale nie trwało to długo. Był taki sezon, gdy wygraliśmy najwięcej drużynówek. W tym najważniejszą, na mistrzostwach świata Lahti 2017. Jednak później do wielkiej trójki Stoch, Kubacki i Żyła coraz rzadziej doskakiwał ktokolwiek z naszej kadry. I podczas ostatniej zimy z Horngacherem już się nie zmieściliśmy na podium drużynówki na MŚ w Seefeld. A teraz, gdy mamy czwartego, a moglibyśmy też mieć piątego, szóstego i siódmego skoczka, to formy zabrakło "jedynce" i "dwójce".
"Czwórka", czyli Andrzej Stękała, w czwartek w Planicy wygrał naprawdę zaciętą walkę z Klemensem Murańką i Aleksandrem Zniszczołem o miejsce w kadrze. A od piątku tak się rozpędzał, że najpierw doleciał do 10. miejsca w konkursie indywidualnym, a w drużynówce był o niebo lepszy od tych, którym miał z założenia tylko pomóc, tylko - brzydko mówiąc - nie zepsuć.
Za loty na 228 i 229 metrów debiutant na MŚ w lotach zdobył dla Polski 430,2 pkt. O 20 więcej niż Stoch (410,7 pkt za 205,5 i 224 m). Aż o 37,2 więcej niż Kubacki (393 pkt za 211 i 209 m).
Z trójki naszych liderów swoje zadanie wykonał tylko Piotr Żyła. On wniósł do drużyny 431,6 pkt (226 i 234 m). On był najlepszy w swojej grupie. A Stękała zdecydowanie najlepszy w swojej: drugiego Niemca Constantina Schmida pokonał aż o 32,3 pkt.
Dla porównania: Stoch w trzeciej grupie był gorszy od Eisenbichlera o 43,2 pkt., a od Roberta Johanssona o 23,2 pkt. A Kubacki w ostatniej grupie miał notę aż o 95,4 pkt niższą od lidera Norwegów, Halvora Egnera Graneruda.
Oczywiście nie w tym rzecz, żeby Stocha i Kubackiego odsądzać od czci i wiary. Dawid zmagał się w Planicy z kontuzją Pleców. Kamil z głową. Mistrz mówił przed kamerami TVP i Eurosportu, że nie może się poukładać już w momencie startu z belki. A tam zaczyna się wszystko, jeśli chodzi o technikę skoku. Dawał też do zrozumienia, że nie poukładał sobie wszystkiego mentalnie. Bo fizycznie niczego mu nie brakuje. Testy mocy to pokazują.
W każdym razie mamy medal. Nie złoty, na który z normalnie dysponowanymi liderami mielibyśmy wielkie szanse, ale powiedzcie Stękale, że nie ma się z czego cieszyć. Jego łzy wzruszenia to nagroda większa niż te krążki. 25-latek przez prawie pięć lat nie istniał w poważnych skokach. Przepadł po obiecującym, debiutanckim sezonie. Jeszcze w listopadzie martwił się, że nie może pracować, że w karczmie, w której jest kelnerem, był zaledwie raz, a później nie działała przez pandemię koronawirusa. Można spuentować tak: kelner zaserwował nam medal.
Sukces Stękały to jest najlepsza dla polskich skoków historia, która wydarzyła się w Planicy. A inne sukcesy pewnie przyjdą w kolejnych tygodniach zimy. Na MŚ w lotach mieliśmy trochę pecha, że z formą nie trafili Stoch i Kubacki. Ale mieliśmy też sporo szczęścia, że Austriacy startowali bez przechodzącego covid Daniela Hubera i bez Stefana Krafta, który wirusa pokonał, ale po pierwszym, pięknym locie na 239 m na Letalnicy doznał kontuzji pleców.
Teraz przed nami jeszcze trochę pracy. Michal Doleżal o tym wie. To już jest zima przełomu dla Stękały, Murańki, Zniszczoła, Pawła Wąska - dla grupy pościgowej, która w ostatnich latach kręciła się w kółko, zamiast ruszyć w pogoń za starymi mistrzami. A ci starzy też jeszcze pokażą, że ciągle mogą. Fajnie, że będą się mogli odbić z podium.