Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Nie tak miały wyglądać indywidualne skoki polskich zawodników na mistrzostwa świata w lotach w Planicy. Michał Doleżal nie może być zadowolony z prób swoich zawodników, bo nawet w zeszłym tygodniu w studiu TVP przyznał, że jego drużyna jedzie do Planicy po medale, także te indywidualne. Medal w drużynie wydawał się być dużo bardziej prawdopodobny, wszak Austria przystępowała do rywalizacji bez Stefana Krafta i Daniela Hubera, czyli swoich gwiazd. Słowenia była rozbita na tyle, że już w czasie mistrzostw zwolniła trenera. A my, jechaliśmy do Planicy z szóstką zawodników, którzy skakali po prostu porządnie.
Po sześciu skokach do prowadzących Niemców Polska traciła zaledwie 12,4 pkt i mieliśmy przed sobą skoki Kamila Stocha i Dawida Kubackiego. W normalnych okolicznościach bylibyśmy pewni, że czeka nas spektakularna walka o złoty medal, ale tym razem było inaczej. Trudno było odnieść wrażenie, że nasi najlepsi w niedzielę skoczkowie skakali już w pierwszej i drugiej grupie. I tak też było w rzeczywistości.
Biało-czerwoni skończyli te mistrzostwa świata z celem minimum, czyli brązowym medalem mistrzostw świata w drużynie. De facto tylko trzy drużyny były w stanie zdobyć ten medal w sprawiedliwej rywalizacji. mowa tu oczywiście o Polsce, Norwegii i Niemczech. Choć przez moment, tuż po pierwszej serii Słowenia niebezpiecznie zbliżyła się do nas na nieco ponad 17 punktów i zrobiło się odrobinę nerwowo. Na szczęście w drugiej serii Polacy się poprawiali. Najlepsi w Planicy okazali się niespodziewanie Norwegowie, którzy na ostatniej prostej odebrali zwycięstwo Niemcom. Polska musiała zadowolić się brązowym medalem.
Najjaśniejszym punktem tych mistrzostw był dla Polaków Andrzej Stękała. 25-letni skoczek, który jeszcze niedawno miał problemy z punktowaniem w słabo obsadzonych konkursach Pucharu Kontynentalnego. Tymczasem w mistrzostwach Stękała rozkręcał się z każdym kolejnym skokiem. A mówimy przecież o zawodniku, który kompletnie nie potrafił porozumieć się ze Stefanem Horngacherem, a przy skokach został tylko dzięki uporowi Macieja Maciusiaka, który nie pozwolił mu na zakończenie kariery. I przygarnął go do swojej grupy, mimo że ten zawodnik znalazł się poza strukturami PZN. Stękała zajął 10. miejsce indywidualnie, a w pierwszej serii drużynówki wyprowadził drużynę na 14 punktowe prowadzenie (skok na 228 metrów). W drugiej serii poleciał jeszcze metr dalej i zapewnił spokój w walce o brązowy medal.
Niestety, jeśli Stękała rozkręcał się z każdą próbą, to coś odwrotnego można powiedzieć o Dawidzie Kubackim i Kamilu Stochu. Jeśli przed tą drużynówką drżeliśmy o jakichś zawodników, to właśnie o próby dwóch naszych najlepszych skoczków. O ile Kubacki można jeszcze rozgrzeszać kontuzją pleców, którą odniósł w czasie rozgrzewki kilka dni temu, to już próby Stocha mocno zastanawiają.
Najlepszy polski skoczek ostatnich lat w tym sezonie wygląda bardzo dobrze, ale tylko w seriach treningowych i kwalifikacjach. A gdy przychodzi do rywalizacji w konkursach, to nagle wszystko się zmienia. Skoczek popełnia mnóstwo błędów, całkowicie rozsypuje mu się pozycja dojazdowa, przez co jest piekielnie wolny na rozbiegu, a potem utrudnia mu to również dobre wyjście z progu. W pewnym sensie można to na ten moment porównać do ostatniego sezonu Adama Małysza, gdy ten znakomicie skakał w treningach, ale w konkursach nie zawsze wyglądało to tak dobrze. Choć na ten moment można tylko życzyć Kamilowi takich osiągnięć w tym sezonie, jakie wówczas miał Małysz. Forma gdzieś jest, bo bez niej Stoch nie skakałby tak dobrze w treningach.
Inną sprawą jest to, że zarówno Piotr Żyła, Dawid Kubacki, jak i Kamil Stoch zaskakująco nisko latali nad zeskokiem. Zdecydowanie najniżej z czołówki. A przy braku wiatru pod narty niemal całkowicie zabierało to szanse na dalekie skoki. Wystarczy popatrzeć, jak wysoko i daleko latał w tych mistrzostwach choćby Karl Geiger. - Widać, że brakuje chyba tego pchania w próg - mówił w sobotę Adam Małysz w rozmowie z TVP. Niestety, na tle najlepszych skoki biało-czerwonych były anemiczne, jakby brakowało w nich energii. Może to dziwić o tyle, że dr Harald Pernitsch, jak i Michal Doleżal potwierdzali wielokrotnie, że jeśli chodzi o przygotowanie motoryczne, to nasi zawodnicy znowu bili swoje rekordy. Wiele wskazuje więc na to, że chodzi tu po prostu o kwestie psychologiczne, pewnego rodzaju zblokowanie, które uniemożliwia pokazanie pełni potencjału.
Między bajki trzeba też włożyć to, że odpuszczenie przez liderów Niżnego Tagiłu wpłynęło na brak odpowiedniego przygotowania do mistrzostw świata w lotach. Dlaczego? Niżny Tagił odpuścił też Karl Geiger, który w Planicy latał jak nakręcony. Latał niczym Kamil Stoch w najlepszych próbach, w czym widać już rękę Stefana Horngachera. Nieco przeszkodzić mogła jednak aura i to, że zamiast skoków treningowych polscy skoczkowie musieli patrzeć jak na Wielkiej Krokwi w Zakopanem szaleje mocny halny. Istniała opcja przestawienia treningów na inne dni, ale trenerzy nie chcieli zaburzać mikrocyklu startowego i skakania w weekendy. Przez wiele lat to się sprawdzało, więc nikt nie chciał tego zmieniać.
Gdzieś został popełniony jakiś błąd, ale to sztab szkoleniowy będzie musiał przeanalizować w najbliższych daniach. A że potrafi analizować to, z czego wynikają błędy doskonale, widzieliśmy rok temu, gdy najpierw Dawid Kubacki nie zakwalifikował się w do drugiej serii w Engelbergu, a po niecałych dwóch tygodniach szalał na Turnieju Czterech Skoczni i nie dał rywalom żadnych szans.
W kadrze może być jednak niedosyt po sobotnich skokach najlepiej mówią słowa asystenta Michała Doleżala - Grzegorza Sobczyka, który w rozmowie z Adamem Małyszem na skaczemy.pl po prostu przepraszał kibiców za brak indywidualnych medali.