Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Po pierwszych dwóch seriach w Planicy najwyżej z Polaków uplasował się Piotr Żyła. Wiślanin po skokach na 221,5 i 224,5 metra jest siódmy. Do podium, a konkretnie zajmującego trzecie miejsce Markusa Eisenbichlera traci 17,2 punktu. Nad ósmym Kamilem Stochem Niemiec ma przewagę aż 26,7 punktu, To fatalna sytuacja w kontekście walki o medale i strata, którą przy świetnej formie rywali bardzo trudno będzie odrobić.
Ostatni raz, gdy zawodnikowi, który przed drugą serią miał taką stratę, udało się ją odrobić i wejść na podium zawodów, to poprzednie MŚ w lotach rozgrywane w Planicy w 2010 roku. Wówczas w Słowenii po dwóch skokach na dziewiątej pozycji znalazł się Norweg Anders Jacobsen. Z notą 411,7 punktu tracił 16,7 punktu do trzeciego Austriaka Gregora Schlierenzauera. Ostatecznie zakończył mistrzostwa z brązowym medalem wygranym o 0,4 punktu przed Adamem Małyszem, który stracił swoją ostatnią szansę na zdobycie brakującego w kolekcji Polaka medalu tej imprezy.
Podobne awanse wcześniej zaliczali Dieter Thoma w 1998 roku w Oberstdorfie (z szóstego na trzecie miejsce, odrobione 11,9 punktu), Martin Schmitt w 2002 roku w Harrachovie (z czwartego na drugie miejsce, odrobione 11,3 punktu, rozegrano dwie serie), czy Matti Nykaenen (z dziewiątego na trzecie, odrobione 15,5 punktu). A to wszystko jeszcze sprzed ery przeliczników za wiatr i belkę.
Wszystkie te przypadki to jednak straty mniejsze od tej Żyły czy Stocha, a martwi zwłaszcza poziom skoków przeciwników Polaków. Lotom najlepszych w kadrze Michala Doleżala pod względem odległości najbliżej do Norwega Halvora Egnera Graneruda (221 i 229,5 metra), bo prowadzący Geiger czy Eisenbichler lądowali dużo dalej - odpowiednio 241 (Geiger w I serii) i 247 metrów (Eisenbichler w II serii).
Tak dalekie loty Polakom wychodziły jedynie podczas serii próbnej przed zawodami. Gdyby latali na takim poziomie, jak wówczas Stoch (239 metrów), czy Żyła (233 metry), to włączyliby się do walki o medale. I historia pokazuje, że to nie jest niemożliwe. Potrzebny byłby błysk formy, którego w piątek zabrakło, a także więcej szczęścia do warunków (choć faworyci, np. Granerud też nie mieli najlepszych). I poprawienia prędkości na progu, które stwarzają Polakom problemy od początku weekendu i w pierwszych dwóch seriach zawodów udało się je tylko częściowo zażegnać.
Sytuacja wygląda dobrze pod kątem konkursu drużynowego. Nasza kadra w lotach jest bardzo równa i wydaje się, że trzecie miejsce będzie w niedzielę celem minimum. Można myśleć o walce z Niemcami i Norwegami. Jeśli liczyłyby się wyniki piątkowych serii konkursowych, ci pierwsi wyprzedzaliby polską kadrę o 43,2 punktu. Nad Norwegami zawodnicy Doleżala mieliby 31,9 punktu przewagi, będąc na drugiej pozycji. A srebra na MŚ w lotach Polacy nie wywalczyli jeszcze nigdy. Mamy przecież tylko brązowy medal z Oberstdorfu sprzed dwóch lat.