Miano możliwego faworyta do medalu w Planicy nie jest przypadkowe. W każdej z dotychczasowych serii Hayboeck był w czołowej "trójce" - odpowiednio trzeci, pierwszy i drugi. Jako jedyny dwukrotnie lądował za rozmiarem skoczni - 240. metrem. Był też świetny w elemencie, w którym w czwartek ewidentnie nie szło Polakom - na najeździe. Dwukrotnie miał najlepszą prędkość na progu - w drugim treningu i kwalifikacjach, gdy osiągnął aż 105,3 km/h z dwunastej belki.
Wcześniej Austriak w tym sezonie startował jedynie w Wiśle. Tam był dziesiąty w konkursie indywidualnym i wygrywał konkurs drużynowy z kolegami z austriackiej kadry. Potem był zmuszony odbyć kwarantannę ze względu na pozytywny wynik testu na koronawirusa, przez co nie było go w Ruce i Niżnym Tagile. Teraz w świetnym stylu wrócił na skocznię. - Na początku sezonu byłem już usatysfakcjonowany formą, ale teraz faktycznie jakbym skakał jeszcze lepiej. Jestem trochę zaskoczony, ale po prostu cieszę się dalekimi lotami i powrotem do skoków w czołówce po kwarantannie - mówił Hayboeck w rozmowie z Eurosportem po kwalifikacjach w Planicy.
29-latek ma w dorobku pięć zwycięstw i 22 miejsca na podium zawodów Pucharu Świata. W Planicy będzie chciał wykorzystać szansę na swój pierwszy indywidualny medal wielkiej imprezy w karierze. Najbliżej takiego osiągnięcia był w Soczi, gdy na igrzyskach olimpijskich w 2014 roku zajął piąte miejsce w konkursie na normalnej skoczni. Swoje medale zdobywał w drużynie w tym raz na MŚ w lotach, gdy Austriacy z nim w składzie byli na trzecim miejscu w Bad Mittendorf w 2016 roku.
Ostatni medal zdobył podczas MŚ w Seefeld. Wtedy po dłuższej przerwie od dobrych wyników skakał nawet na poziomie najlepszej "dziesiątki" Pucharu Świata. W konkursie drużynowym na Bergisel w Innsbrucku wywalczył wtedy z kadrą Andreasa Feldera srebrne medale. Jego słowa z tamtej imprezy można w zasadzie odnieść do całej kariery. - Moim celem jest bycie stabilnym. Czasem jesteś w formie, gdy cały czas zajmujesz miejsca w granicach pierwszej "15". Wtedy świetny skok daje ci pierwszą pozycję, ale mały błąd może zepchnąć w stronę połowy stawki. Ale miałem też czas, gdy skakałem średnio i mały błąd sprawiał, że nie było mnie w drugiej serii - tłumaczył Hayboeck.
Wielką rolę w jego skokach odgrywa psychika, ale wielokrotnie pokazywał już, że jest mistrzem cierpliwości. Ostatnie podium osiągnął w marcu tego roku w Lahti - po prawie dwóch latach od poprzedniego zdobytego w Oslo w 2018 roku. Na zwycięstwo czeka od czterech lat i triumfu podczas zawodów w Engelbergu w grudniu 2016 roku.
Jak Austriak stara się nie myśleć o swoich błędach czy presji poza skocznią? W Seefeld na dzień przed rozpoczęciem mistrzostw razem ze Stefanem Kraftem, z którym się przyjaźni zrobili sobie wieczór z Ligą Mistrzów. - Bayern na telewizorze, Barcelona na laptopie. Szkoda, że nie dało się obejrzeć obu meczów w całości, ale i tak byliśmy podekscytowani - mówił wtedy Austriak. Kilkukrotnie po sezonie jeździł razem z Kraftem na Allianz Arenę. Bawarczycy to jednak ulubiony klub dwukrotnego mistrza świata z Lahti, on większym uczuciem darzy Barcelonę. Gdy Barcelona przegrała z Bayernem w Lidze Mistrzów, denerwował Krafta, chodząc w koszulce Blaugrany. Kraft miał szansę zrewanżować się i pośmiać z kolegi w tym roku przy słynnym 8:2 w ćwierćfinale zeszłego sezonu rozgrywek. Gdy Katalończycy rozpoczynają swój mecz zaraz po zawodach, w których Hayboeck bierze udział, znika z obiektu tak szybko, jak Kamil Stoch na mecze Liverpoolu.
Wielu skoczków na miejscu Hayboecka powiedziałoby, że już brak im motywacji. Że czekanie na zwycięstwo, podium, a wcześniej nawet punkty czy wyjazdy na zawody Pucharu Świata, jak dwa lata temu, mu nie odpowiada i nie widzi sensu w pozostawaniu przy skokach. Ale przykład 29-latka z Linzu pokazuje, że może warto odłożyć na chwilę ambicje i zająć się ciężką pracą. Mówi się, że Hayboeckowi bardzo pomogła współpraca z nowym trenerem kadry, Andreasem Widhoelzlem, który miał znaleźć sposób na to, żeby wrócił do świetnej formy z przeszłości.
W Planicy Hayboeck odlatywał już wielokrotnie. Był pierwszym skoczkiem, który poprawił rekord Bjoerna Einara Romoerena - 239 metrów - na nowym, przebudowanym obiekcie. W 2015 roku podparł tu skok na 242 metry, choć i tak w serii próbnej skoczył 240 metrów, co było jego dotychczasowym rekordem życiowym. Ten pobił właśnie swoim najdłuższym lotem w czwartek.
Ma technikę, która pozwala odlecieć w Planicy: większość faworytów stara się tu lecieć dość nisko nad zeskokiem, ale dynamicznie i w ten sposób zyskiwać dodatkowe metry. Natomiast Hayboeck leci wysoko i spada, przez co największym zagrożeniem jest dla niego lądowanie. Dlatego jedynym widocznym zagrożeniem dla skoczka będą noty za styl. W kwalifikacjach lepsze od niego miało aż siedemnastu zawodników, którzy znaleźli się za nim. Ale to nie musi go zatrzymać w drodze po podium, zwłaszcza jeśli poleci o parę metrów dalej niż rywale, a przy jego obecnej formie to możliwe. Początek rywalizacji w konkursie indywidualnym MŚ w lotach w Planicy już w piątek - pierwsza z czterech serii rozpocznie się już o godzinie 16. Serię próbną zaplanowano o godzinę wcześniej. Relacje na żywo na Sport.pl.