Zarabia więcej niż Doleżal i Horngacher. Przygotował Stocha na ostatnie złoto w kolekcji

Nazywa się Harald Pernitsch i zarabia więcej niż jego szef, Michal Doleżal. - Szczerze powiedziawszy za mojej prezesury nikt już nie będzie tak zarabiał. Nawet Stefan Horngacher tyle nie miał - zdradza Apoloniusz Tajner. Dlaczego austriacki naukowiec dostaje fortunę? Możliwe, że podczas MŚ w Planicy odpowiedź da Kamil Stoch. W czwartek o 13.30 treningi, o 16 kwalifikacje. Relacje na żywo na Sport.pl

U Pernitscha polscy skoczkowie pojawiają się, żeby ćwiczyć z osłami. Na wymyślonych przez niego platformach dynamometrycznych co tydzień sprawdzają, jaką mają moc. Od niego każdy polski orzeł dostaje szczegółową rozpiskę, jak ma ćwiczyć, żeby w pełni rozwinąć skrzydła.

Zobacz wideo Na co stać polskich skoczków? "Stoch jest zmotywowany i bardzo dobrze przygotowany"

Stoch był gotowy w marcu. I jest w grudniu. "110 procent"

- Od początku naszej współpracy najstarsi polscy skoczkowie poprawili moc o 20 procent, a już 10 procent uważa się za świetny wynik chwalił się Pernitsch w marcowej rozmowie ze Sport.pl. - Od ponad 10 lat prowadzę terapię z osłami. Wykazano, że nawet najlepsza kontrola treningu nie doprowadzi do sukcesu, jeśli sportowiec nie pracuje z całkowitym przekonaniem i zaufaniem. Właśnie dlatego opracowałem zajęcia z osłami. One pomagają sportowcom nabrać spokoju i pewności siebie. Osioł ma wyjątkowe cechy. Jest spokojny, a jednocześnie bardzo uparty. Uparty w dobrym sensie, konsekwentny - mówił austriacki naukowiec.

Wtedy, chwilę przed wybuchem pandemii koronawirusa, skoczkowie z Pucharu Świata resztkami sił gonili przez Raw Air. W turnieju zaprojektowanym tak, by skoki odbywały się przez 10 dni z rzędu w czterech miastach Norwegii, rządził Kamil Stoch. Skróconą przez covidowe okoliczności wersję Raw Air Kamil wygrał. I musiał się obejść smakiem. Wielka forma była bowiem szykowana nie na skakanie w Norwegii, tylko na Planicę. Zaraz po skandynawskim turnieju w Słowenii miały się odbyć mistrzostwa świata w lotach. Stoch mógł je wygrać i zostać drugim w historii - po Mattim Nykaenenie - skoczkiem narciarskim z triumfami we wszystkich najważniejszych zawodach i cyklach - Pucharze Świata, Turnieju Czterech Skoczni, igrzyskach olimpijskich, mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym i mistrzostwach świata w lotach.

To właśnie tamte mistrzostwa zaczynają się teraz, w czwartek, w Planicy. Trzy tygodnie temu, na starcie sezonu, o ich znaczeniu trener Doleżal mówił na Sport.pl w rozmowie z Piotrem Majchrzakiem. Przypomnijmy sobie kluczowy fragment:

A pan jak oceni obecną fizyczną formę Stocha, bo wiadomo, że mistrzostwa świata w lotach w Planicy już w połowie grudnia. To będzie dla niego ważny moment sezonu, choć wiadomo, że on sam o tym nie powie.

- Sezon to nie tylko Planica, ale wiemy, że wszyscy o tym dyskutują, bo to jest rzecz, której Kamilowi jeszcze brakuje. Kamil jest bardzo zmotywowany w tym roku. Mogę też powiedzieć, że nie wiem, czy był kiedyś lepiej przygotowany fizycznie do sezonu. Dla mnie to, co on zrobił w tych przygotowaniach, to było jakieś 110 procent.

Mówi to pan na podstawie badań z platformy dynamometrycznej?

- Tak. Myślę, że jesteśmy bardzo dobrze przygotowani. Żeby powiedzieć dokładnie, to musiałbym popatrzeć jeszcze raz w analizy, ale sam profesor Harald Pernitsch powiedział, że nie byliśmy lepiej przygotowani fizycznie.

Stoch był półprzytomny z bólu. "Teraz możemy być spokojni"

Co Doleżal mówi teraz? W środę zapytaliśmy czeskiego szkoleniowca czy testy na platformie pokazują, że moc jest na odpowiednim poziomie. "Tak, wszystko jest okej". A czy 110 procent to nadal liczba opisująca poziom przygotowania Stocha? "Tak, nic się nie zmieniło".

Kibicom może trochę trudno w te procenty uwierzyć, bo Kamil na razie nie błyszczał. Co prawda zaczął świetnie, od wygrania kwalifikacji w Wiśle, ale to były tylko kwalifikacje, a później było gorzej. W konkursie drużynowym, w którym Polska zajęła trzecie miejsce, on indywidualnie miał 11. notę. Następnie już we właściwych zawodach indywidualnych był dopiero 27. A z Kuusamo wyjechał z 12. i siódmym miejscem. To nie są wyniki na miarę zapowiadanych możliwości.

- O Kamila możemy być absolutnie spokojni - mówi jednak prezes Tajner. - W Wiśle osłabiła go migrena, z którą skakał w drużynówce. Ja dobrze wiem, co to znaczy, bo Adam Małysz przechodził migreny, gdy byłem trenerem kadry. Jak go to łapało, to tylko trzeba było dzwonić po lekarzach i podawać przeróżne leki. Kamil był półprzytomny, tak silne to było tym razem - tłumaczy prezes. - To go trochę rozregulowało. Ale ostatnio, jak nasi pozostali liderzy, nie startował w Niżnym Tagile, a taki odpoczynek i złapanie świeżości bardzo się przydadzą. Skoro Doleżal nie obawiał się powiedzieć, że Kamil jest przygotowany na 110 procent, że jest mocniejszy niż kiedykolwiek, to bądźmy dobrej myśli - dodaje Tajner.

Horngacher by się nie zgodził. Doleżal też nie

Za tym przygotowaniem wciąż stoi Pernitsch. On już 20 lat temu prowadził badania nad technologią i fizjologią w skokach. Opracował nie tylko platformy do pomiaru mocy zawodników, ale też zestawy ćwiczeń, których wykonywanie wzmacnia m.in. kolana. Kontuzje kolan to w skokach codzienność. Polaków nie dotyka, mimo że wszyscy nasi liderzy są w wieku jak na ten sport zaawansowanym, czyli po trzydziestce.

- W 2016 roku, gdy zatrudnialiśmy Horngachera, on swoją pracę warunkował od tego czy weźmiemy Pernitscha. Mówił: będę kadrę prowadził, ale muszę z tym człowiekiem współpracować, bo inaczej to nie ma sensu. Podobnie stawiał sprawę Doleżal - mówi nam Tajner.

Efekt jest taki, że w 2019 roku Horngacher przeniósł się do Niemiec, a Pernitsch nie, choć też kiedyś z tamtą kadrą współpracował. Oczywiście z sukcesami.

O pozycji naukowca w polskich skokach świadczą choćby pieniądze, jakie dostaje. - Czy trener Doleżal zarabia już tyle, co Pernitsch? Czy dał mu Pan podwyżkę? - pytamy Tajnera. - Szczerze powiedziawszy, do końca mojej prezesury, czyli jeszcze dwa lata, nikt już nie będzie tak zarabiał jak Pernitsch. Nie ma o czym mówić - odpowiada prezes.

Tajner nie zdradza ile dostaje Pernitsch, ale przyznaje, że takiej pensji nie miał nawet Horngacher, z którym w roli trenera nasi skoczkowie osiągnęli największe sukcesy w historii [a zdaje się, że pensja Horngachera doszła do 12,5 tys. euro miesięcznie]. - Płacimy mu najwięcej, ale wszystko jest za wiedzą i zgodą trenerów. To jedyny na świecie taki ekspert. Ma swoją cenę i albo ktoś się spręża i organizuje pieniądze, albo taki fachowiec pójdzie pracować gdzie indziej - tłumaczy Tajner. - Ten człowiek nie negocjuje. Nie jestem do czegoś takiego przyzwyczajony, ale Pernitsch naprawdę przyjechał na negocjacje i nie negocjował, tylko powiedział, ile chce i koniec. Oczywiście byli tacy, którzy też dostawali, co chcieli, jednak po roku czy dwóch schodzili na zupełnie inne finansowe relacje, bo z ich pracy nie było efektów. A z Pertnitschem to jest cały czas skuteczne - dodaje prezes.

"Najważniejszy jest trener Doleżal"

Tajner Pernitscha ceni i chwali, ale też nie ukrywa, że ulgę przyniosłoby mu zniknięcie "konsultanta naukowego" z listy płac. Na pytanie, czy jego zdaniem Pernitsch tak ustawił trening, że Stoch zdobędzie w Planicy złoto, Tajner odpowiada: "Nie przesadzałbym z oddawaniem zasług Pernitschowi. Owszem, ma metodę, ale przecież nie pracuje sam. Najważniejszy jest trener Doleżal. Jestem przekonany, że różne rzeczy on modyfikuje. Jak ja kiedyś, współpracując z profesorem Żołądziem".

- To trener główny jest najważniejszy, to on zbiera pomysły od wszystkich współpracowników i wybiera to, co najlepsze. A nasza grupa jest już tak doświadczona, że moim zdaniem poradziłaby sobie i bez Pernitscha. Ale skoro wszyscy w sztabie nadal chcą mieć kogoś z zewnątrz, kto na to ciągle patrzy, skoro skoczkowie każde ćwiczenie i każdy ruch zaproponowany przez Pernitscha wykonują z najwyższym zaufaniem, to okej, ja to rozumiem - kończy Tajner.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.