Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Skontaktuj się z nami
Nasi Partnerzy
Inne serwisy
Już w środę Polscy skoczkowie wyjeżdżają na mistrzostwa świata w Planicy, gdzie już w czwartek odbędą się treningi i kwalifikacje przed indywidualnym konkursem mistrzostw świata w lotach. Trener Michal Doleżal jeszcze nie ogłosił składu na wyjazd, ale w rozmowie z nami przyznał, że w głowie ma już kształt tej drużyny na najważniejszą imprezę pierwszej części sezonu. Czech czeka jeszcze na to, co w Niżnym Tagile zrobi teoretycznie rezerwowa kadra. I po sobotniej rywalizacji można stwierdzić, że skoczkowie mocno mu namieszali. W pozytywnym tego słowa znaczeniu.
W mistrzostwach świata w Planicy każdy kraj poza Norwegią może wystawić zaledwie czterech skoczków do kwalifikacji. Norwegia, która w Planicy będzie bronić złotego medalu Daniela Andre Tandego, może wystawić ich pięciu. FIS dopuszcza jednak możliwość udziału sześciu skoczków w dwóch seriach treningowych, z których potem będzie można wybrać najlepszą kadrę na mistrzostwa. Na ten moment skład reprezentacji Polski jest właściwie jasny. Do Planicy na pewno pojedzie Kamil Stoch, Dawid Kubacki, Piotr Żyła, Klemens Murańka i Andrzej Stękała. Michał Doleżal zostawia jednak furtkę dla jednego zawodnika i jest szansa, że do Planicy pojedzie sześciu skoczków i PZN też się na to przygotowuje.
Michał Doleżal poniekąd stał się zakładnikiem własnego sukcesu, bo jego skoczkowie skaczą na tyle dobrze, że bardzo trudno wybrać z nich wąską drużynę na mistrzostwa świata w lotach. Jeszcze w czasie pierwszego weekendu w Wiśle wydawało się, że w tej kadrze nie może nie być Jakuba Wolnego, dla którego loty są środowiskiem naturalnym. Ba, nawet sam skoczem mówił z w rozmowie z dziennikarzami, że chce dobrze wypaść w Planicy. Tymczasem zaskakująco dobra forma jego kolegów sprawiła, że Wolny wypadł, ale z kadry na te zawody i w niedzielę ma ostatnią szansę, by odwrócić losy tej rywalizacji.
Wydawało się, że wyjazd do Niżnego Tagiłu będzie idealną okazją dla Jakuba Wolnego, który słynie przecież z tego, że im większa skocznia, tym on się lepiej czuje. W ostatnim sezonie pracy Stefana Horngachera Jakub Wolny był nawet blisko zajęcia miejsca na podium w konkursie na skoczni do lotów w Oberstdorfie, gdzie zajął szóste miejsce. Później skakał też świetnie w Vikersund, gdzie był czwarty, a w Planicy niemal skok po skoku bił swoje rekordy życiowe. Ba, nawet w zeszłym sezonie, gdy zaliczył dużą obniżkę formy, to występy w Bad Mitterndorf (24. i 21. miejsca) były dla niego lepszymi w tamtym sezonie, a Michał Doleżal bardzo żałował odwołanej końcówki sezonu, bo wiedział, że na lotach Wolny może być jeszcze mocniejszy. Skoczek charakteryzuje się dość płaskim wyjściem z progu i szybkim rozłożeniem nart. I nie zawsze sprawdza się to na dużych skoczniach, zaś na mamutach pozwala latać daleko. W sobotnim konkursie w Niżnym Tagile Jakub Wolny zaprezentował się zdecydowanie najlepiej w sezonie. Polak zajął 15. miejsce, choć po pierwszej serii zajmował nawet doskonałe 11. miejsce. Wtedy jednak bardzo pomogły mu warunki atmosferyczne, bo miał je zdecydowanie najlepsze w konkursie. I gdyby w konkursie nie było Aleksandra Zniszczoła, który wystrzelił z formą, to prawdopodobnie Michal Doleżal miałby mandat do tego, by wziąć Wolnego do Planicy. Nawet jako szóstego skoczka, który dostałby okazje do powalczenia w treningach. Szans na wejście do czwórki nie miałby jednak wielkich, chyba że faktycznie odezwałby się u niego zmysł lotnika.
Przecież w historii było wielu zawodników, którym na dużych skoczniach nie szło wybitnie, ale gdy przychodziły loty, to od razu znajdowali się w czołówce zawodów. Byli to między innymi Martin Koch, czy Robert Kranjec. Obecnie takim zawodnikiem jest choćby Domen Prevc.
Bardzo dobre skoki Aleksandra Zniszczoła skłaniają jednak ku tezie, że trenerzy nie mogą postawić na Wolnego, i to nawet mimo tego, że uwielbia mamuty i dobrze sobie na nich radzi. Żeby tak się stało, to w niedzielnym konkursie Wolny musiałby na pewno pokonać Zniszczoła i zająć miejsce w ścisłej czołówce konkursu.
W Niżnym Tagile niespodziewanie wybuchła forma Aleksandra Zniszczoła, który skacze bardzo równo i solidnie, a właściwie jego każdy skok kończy się w czołowej dziesiątce. Pierwszy raz od dawna skoczek przeniósł też swoją formę na zawody i w sobotniej rywalizacji zajął doskonałe szóste miejsce, co jest jego osobistym rekordem życiowym Pucharze Świata. Na jego poprawę czekał bardzo długo, bo od 21 stycznia 2012 roku i konkursu na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, gdzie młodziutki wówczas Zniszczoł zajął 9. miejsce.
Michał Doleżal ma więc bardzo trudny orzech do zgryzienia. Szkoleniowiec reprezentacji Polski ma pozytywny ból głowy. W tym sezonie Pucharu Świata punktowało już 11 polskich skoczków, i jest to najlepszy wynik w naszej historii, a przecież mamy dopiero początek sezonu i cztery konkursy za sobą. Czech będzie musiał teraz bardzo uważnie podchodzić do polityki kadrowej do reprezentacji, a wszystkiego jego wybory powinny być bardzo transparentne. Jeśli tak się nie stanie to może łatwo doprowadzić do zgrzytów w drużynie, bo zaraz może się okazać, że ośmiu czy dziewięciu skoczków będzie słusznie dopominało się o swoją szansę w Pucharze Świata. Tym bardziej że na ten moment rezerwowi zawodnicy nie mają możliwości pokazywania się w Pucharze Kontynentalnym. Pierwsze takie zawody zaplanowano dopiero tuż przed świętami, i dopiero w Kuusamo (18-19 grudnia) biało-czerwoni będą mieli możliwość wywalczenia siódmego miejsca na Turniej Czterech Skoczni.
Michał Doleżal swoją kadrę na mistrzostwa świata w lotach powinien zaś ogłosić jeszcze w niedzielę. We wtorek skoczkowie jadący na mistrzostwa mają z kolei przejść test na obecność koronawirusa, który pozwoli im na wjazd do Słowenii.