W niedzielę w Wiśle, w pierwszym indywidualnym konkursie sezonu, nie było Polaka na podium. Piąte miejsce Piotra Żyły, 11. Kubackiego, 19. Andrzeja Stękały, 20. Macieja Kota, 22. Klemensa Murańki, 27. Stocha i 29. Stefana Huli kibiców na kolana nie rzuciły. A jednak były to wyniki, nad którymi warto się pochylić.
Siedmiu Polaków w Top 30 to niby nic, skoro nie wygrali i nie byli na podium. A jednak coś. Coś, co zdarzyło się nam dopiero piąty raz w historii Pucharu Świata. Poprzednie razy?
Wszystko dawno. W czasach, gdy nie mieliśmy drużyny walczącej o medale każdej mistrzowskiej imprezy. Taki zespół mamy dopiero odkąd w 2016 roku naszą kadrę objął Stefan Horngacher. Ale gdy odchodził - w 2019 roku - to powoli taki zespół przestawaliśmy mieć, bo do medali drużynie zaczynało brakować mocnego skoczka numer cztery.
W piątek w Ruce Kubacki wygrał kwalifikacje, Żyła był piąty, a Stoch dziesiąty.
Normalka, na tę trójkę od lat możemy liczyć. Ale ważne, że na początku tej zimy polegać można nie tylko na nich. Równi, solidni, obiecujący są Klemens Murańka i Andrzej Stękała. W wietrznych, bardzo trudnych warunkach w kwalifikacjach zajęli odpowiednio 26. i 32. miejsce. Szału nie ma, ale jest się z czego odbić (u 28. Pawła Wąska chyba też). To widać po wynikach wszystkich serii.
Spójrzcie na trzy piątkowe treningi w Kuusamo:
Spójrzcie na szczegółowe wyniki z Wisły:
Tak, to dopiero początek sezonu i trudno przesądzać, że jest tak albo tak. Ale też trudno nie widzieć, że jest obiecująco. Jeśli Michal Doleżal będzie miał mocnych Stocha, Kubackiego i Żyłę - a chyba już ma - to w dniach 10-13 grudnia w Planicy będziemy mogli się spodziewać Polaka/Polaków w walce o podium indywidualnego konkursu mistrzostw świata w lotach. A jeśli trener Doleżal będzie miał też w ekipie walkę o miano skoczka numer cztery - a chyba już ma - to w Planicy będziemy mogli liczyć również na odlot drużyny.