Zdjęcie ma fatalną jakość (sektor dziennikarzy jest usytuowany jakieś 200 metrów od "sektora leśnego"), ale widać, że tam na drzewie siedzi kibic, prawda? Ten człowiek krzyczał do Kamila Stocha. I Kamil Stoch to słyszał.
- Bez kibiców jest dziwnie, ale chociaż słyszałem te okrzyki z lasu - mówi mistrz, który nowy sezon Pucharu Świata zaczął od dopiero 27. miejsca. Stoch bardzo zepsuł drugi skok. Po lądowaniu na 104. metrze spadł pod koniec "trzydziestki" z 11. miejsca po pierwszej serii.
Po konkursie Stoch nie tylko analizował swoje błędy. Zwrócił się też do kibiców. Poprosił o wsparcie. Choćby sprzed telewizorów.
Wsparcie od fanów w Wiśle zauważyli Niemcy. "Wciąż pełni entuzjazmu: niektórzy polscy fani skoków narciarskich po raz kolejny zasłużyli na reputację szczególnie szalonych" - pisze "Frankfurter Allgemeine Zeitung". - To było bardzo fajne - mówi Andreas Wellinger. - Zauważyłem to i szczerze mówiąc, pomyślałem, że to było naprawdę fajne - mówi Karl Geiger. - Oczywiście jest to również trochę wątpliwe w czasach pandemii, gdy nie można wpuścić nikogo na trybuny skoczni. Podczas serii próbnej puszczono przez głośniki doping kibiców - dodaje.
Trybuny pod skocznią w Wiśle-Malince zawsze wypełniały się po brzegi. Co roku część kibiców wybierała też ten dziki, leśny "sektor", nie płacąc za bilety.
Teraz, w dobie pandemii i zamykania dla widzów sportowych aren, nasi skoczkowie żartują, że w lesie wcale nie zgromadzili się kibice. - Mówicie o grzybiarzach? Ja się dziwię, że jeszcze sezon trwa - śmieje się Dawid Kubacki. - Grzybiarzy było słychać, niezłe okazy musieli tam znajdować - dodaje. - Z jednej strony to miłe, że chcieli zaryzykować i przyjść tych grzybów poszukać - podsumowuje mistrz świata.