Puchar Świata w Wiśle zaplanowano na dni 20-22 listopada i już oficjalnie wiadomo, że zawody odbędą się bez udziału publiczności. Przygotowania do imprezy idą za to znakomicie, a na skoczni leży już gruba warstwa śniegu. Imprezie mógłby przeszkodzić tylko potężny lockdown zamykający granicę i uderzający w przyjezdnych sportowców i branżę hotelarską. Wszak organizacja tego typu imprezy wymaga około 250 miejsc w hotelach dla członków ekip i samych organizatorów.
Ważnym elementem tego startującego wkrótce sezonu będą testy na obecność koronawirusa. FIS nie będzie ich wymagał, ale wymagają tego kraje organizujące zawody. Właściwie wszystkie poza Polską. Liberalne przepisy w naszym kraju chcą wykorzystać drużyny startujące w skokach narciarskich, bo może się okazać, że dla niektórych ekip mogą to być pierwsze i ostatnie zawody na kilka miesięcy. Nie chodzi tylko o utrudniony dojazd na konkursy, lecz także koszt takiego wyjazdu, bo do standardowych wydatków trzeba będzie doliczyć opłaty za testy. I to niemałe, jeśli weźmiemy pod uwagę, że średnio na jednego zawodnika przypada też jedna osoba ze sztabu. I każdy musi przejść test, który w polskich warunkach kosztuje ok. 500 zł. Wielu federacji po prostu nie będzie na to stać, a FIS w żaden sposób nie wziął na siebie odpowiedzialności za testy. Wiele wskazuje również na to, że Puchar Kontynentalny i FIS Cup będą traktowane po macoszemu i kraje zrezygnują z jego organizacji, wszak i w normalnych okolicznościach trzeba do niego dokładać. I to sporo.
Na ten moment udział w Wiśle potwierdziło aż siedemnaście drużyn. W ostatnim czasie z przyjazdu zrezygnowali Francuzi, bo początkowo mówiło się o osiemnastu zespołach. Na starcie treningów powinno się więc pojawić aż 80 skoczków i to rekordowa liczba zawodników zgłoszonych na zawody w Wiśle! To też liczba, której obecnie w skokach też się już nie ogląda, a gdy na liście pojawia się ok. 70 nazwisk, mówi się o bardzo bogatej obsadzie. Dla porównania - przed rokiem w Wiśle na starcie kwalifikacji pojawiło się 71 skoczków, a przed dwoma laty 68.
Okazale może wyglądać także sobotnia drużynówka. Latem FIS wprowadził zmiany, które obniżyły minimalną liczbę krajów, które mogą wziąć udział w konkursie drużynowym do zaledwie sześciu (wcześniej było to osiem drużyn). Ten trudny sezon może się jednak zacząć bardzo dobrze, bo w wiślańskim konkursie drużynowym jest duża szansa na występ aż 12 zespołów. Tyle ekip ma wziąć do Wisły minimum czterech zawodników. Są to: Polska, Niemcy, Austria, Norwegia, Słowenia, Japonia, Szwajcaria, Czechy, Finlandia, USA, Rosja i Włochy. Ponadto w Wiśle powinniśmy zobaczyć skoczków z Bułgarii, Kanady, Estonii, Kazachstanu i Ukrainy, ale oni według zgłoszeń mają przywieźć do Polski mniej niż czterech zawodników.
W sezonach 2019/2020 i 2018/2019 w konkursach drużynowych wystartowało łącznie 10 i 11 państw - i to jeśli weźmiemy pod uwagę wszystkie rozgrywane zawody. Ostatni raz 12 drużyn na starcie konkursu drużynowego Pucharu Świata oglądaliśmy 3 marca 2018 roku w Lahti. W ostatnich dwóch sezonach musieliśmy się cieszyć, gdy na starcie pojawiało się regularnie tylko dziewięć czy dziesięć drużyn.
Niestety, nie oznacza to, że ponownie nadchodzą dobre czasy dla skoków narciarskich, a jedna z idei Sandro Pertile, który obejmował funkcję dyrektora PŚ z wizją ekspansji skoków na inne kraje, staje się faktem. Są to tylko raczej miłe złego początki, a niektóre drużyny rzucają wszystkie siły na inaugurację, bo mają świadomość, jak trudno może być im później.
Od wielu miesięcy Puchar Świata w skokach narciarskich stał pod dużym znakiem zapytania. Nowy dyrektor skoków narciarskich Sandro Pertile jeszcze w sierpniu nie wiedział dokładnie, jak będzie wyglądała zimowa rywalizacja i FIS przygotowywał się na różne scenariusze. Pierwszą opcją było rozegranie normalnego sezonu według wcześniej przyjętego kalendarza, ale myślano również o regionalizacji konkursów i ulokowaniu ich blisko siebie w tzw. blokach, by uniknąć dalekich wyjazdów do Rosji i Finlandii i szybkiego powrotu do innego kraju. FIS zdecydował się na pierwszą opcję, ale podjęto decyzję o zorganizowaniu lotów czarterowych, które mają zabierać skoczków z Monachium (jako lotniska często wykorzystywanego przez różne zespołu) do Finlandii czy potem z Finlandii do Jekaterynburga. Nie jest to opcja idealna, nie jest też tania, bo ryczałt wprowadzony przez FIS jest drogi. Daje jednak możliwość zorganizowanego transportu. Opcja z regionalizacją kalendarza jest o tyle niepotrzebna, że skoki narciarskie to nie Formuła 1, gdzie liczba sprzętu i ludzi jest wręcz horrendalna. Przy organizacji wyścigu F1 pojawia się kilka tysięcy osób, a cały cyrk skoków narciarskich można zapakować dosłownie w jeden duży samolot. Bo do organizacji Pucharu Świata potrzebne jest około 250 osób (licząc z zawodnikami i sztabami) oraz sprzęt techniczny FIS-u o wielkości jednej ciężarówki. I to zdecydowanie ułatwia FIS-owi sprawę.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!