Największy problem polskich skoków przed sezonem PŚ. Działacze pójdą na wojnę z FIS?

- Gniewamy się na FIS, bo na badania Covid-19 musielibyśmy wydać około 600 tysięcy złotych. Polski Związek Narciarski i organizatorzy się na to nie zgadzają - mówi Sport.pl Andrzej Wąsowicz, dyrektor skoczni w Wiśle-Malince. Trwają zebrania komisji FIS, które według naszych informacji mogą złagodzić dotychczas przedstawiane przepisy przed startem sezonu Pucharu Świata.

Najważniejszą kwestią odnośnie nowego sezonu Pucharu Świata w skokach narciarskich wcale nie musi być kalendarz. Polscy działacze każą nie zapominać o standardach bezpieczeństwa, które stworzył FIS. Wśród zawartych w nich przepisów są m.in. testy na obecność koronawirusa dla każdej akredytowanej osoby na zawodach. Międzynarodowa federacja je narzuca, ale nie chce brać na siebie odpowiedzialności. Mieliby za nie płacić organizatorzy konkursów w danym kraju.

Zobacz wideo Michal Doležal ocenił formę polskich skoczków

FIS chce, żeby organizatorzy konkursów PŚ płacili za testy na koronawirusa. Ci byliby w stanie iść z nimi na wojnę

Jak nie trudno zgadnąć, bez dotychczasowych wpływów za bilety nie ma możliwości opłacenia ich przez krajowy związek albo komitet organizacyjny w poszczególnych miejscach rozgrywania PŚ. Poza Polską niezadowolonych z takich rozwiązań ma być jeszcze kilka krajów - w tym Austriacy czy Norwegowie, ale to właśnie w naszym kraju słychać na ten temat najwięcej. Głównie krytyki, a niektórzy działacze byliby nawet w stanie pójść z FIS na wojnę.

"Rzucono nam to na zasadzie: róbcie sobie z tym, co chcecie. Gniewamy się na FIS"

- W każdym kraju są obostrzenia i to powinno wystarczyć, nie trzeba dokładać jeszcze własnych przepisów, które komplikują sprawę. Wtedy wpływ na współzawodnictwo mogłyby mieć osoby z zewnątrz, a to zupełnie niepotrzebne. Nie podoba mi się to - komentował sprawę podczas Letniego Pucharu Kontynentalnego Apoloniusz Tajner. - Każą nam płacić za testy dla wszystkich akredytowanych, w tym zawodników. To zbyt duże kwoty, żeby mogli tym operować sami organizatorzy - tłumaczył Adam Małysz.

- Gniewamy się na FIS, bo badania na Covid-19 w polskich warunkach kosztują bardzo dużo. Musielibyśmy na to wydać około 600 tysięcy złotych (przy Zakopanem mówiło się nawet o kwocie 800 tysięcy - przyp.red.), więc Polski Związek Narciarski i organizatorzy się na to nie zgadzają - mówi Sport.pl Andrzej Wąsowicz, dyrektor skoczni imienia Adama Małysza w Wiśle. - Rzucono nam to trochę na zasadzie "róbcie sobie z tym, co chcecie". Znając realia, odpowiadamy, że w naszym przypadku to niemożliwe, żeby samemu sobie z tym poradzić. Myślę, że aktualne posiedzenie FIS, które zakończy się w piątek, 9 października musi to rozstrzygnąć - uważa Wąsowicz. 

Wreszcie pozytywne informacje z posiedzeń. "Przepisy mogą zostać złagodzone"

Jednak w sprawie w końcu pojawiają się również pozytywne informacje. Na posiedzeniach FIS trwających od początku października sprawa standardów bezpieczeństwa jest jednym z najważniejszych tematów dyskusji. - Od wydania pierwszego dokumentu w tej sprawie pojawiały się już dwie odświeżone wersje przepisów. Szykowana jest także trzecia, która ma zostać opublikowana po naradach prowadzonych w tym momencie - mówi nam Wojciech Gumny, członek komisji kalendarzowej FIS. - Dotąd ustalone zalecenia nie zawsze były zgodne z zasadami funkcjonowania w trakcie epidemii koronawirusa w poszczególnych krajach organizujących zawody. Dlatego czekamy na ustalenia komisji organizatorów. Choć myślę, że realnie przepisy obowiązujące w czasie pierwszych zawodów poznamy na około trzy tygodnie przed startem cyklu Pucharu Świata - twierdzi działacz. 

- Osobiście uważam, że jeśli wszędzie byłoby to zrobione tak, jak dotychczasowe letnie konkursy w Wiśle to nie powinno być problemów z zachowaniem bezpieczeństwa podczas zawodów. Pójście w tym kierunku byłoby zasadne. Testowanie wszystkich biorących udział w organizacji konkursów nie ma sensu, bo nawet nie każda taka osoba ma kontakt z zawodnikami czy kibicami. Nasze uwagi jako PZN przekazaliśmy do FIS. Informacje, jakie mamy od naszych kolegów z pozostałych związków, wskazują, że oni także nie są zadowoleni z tego, w jaki sposób miałyby wyglądać te standardy. Ich zastrzeżenia są podobne - mówi Gumny.

- Przepisy mogą zostać złagodzone. To, że wiele związków nie poradzi sobie z opłacaniem testów, było zgłaszane już wielokrotnie. Nadal nie uległo zmianie, ale wydaje mi się, że wkrótce w przepisach będzie już inny zapis, a jego treść poznamy po najbliższych zebraniach komisji FIS - wskazuje Wojciech Gumny. Na razie nie udało nam się otrzymać odpowiedzi w tej sprawie od działaczy samego FIS. 

Wisła nie chce iść na rękę FIS-owi. "Jest w nas pewna niechęć"

Puchar Świata ma wystartować zgodnie z planem - w weekend 19-21 listopada w Wiśle. - Tu nic się nie zmienia, a my już od czwartku zakładamy siatki na igelit i rozpoczynamy produkcję śniegu. Nie będziemy ryzykować, żeby przygotowywać skocznię wcześniej na ewentualne treningi. Sprawdzałem prognozę pogody i przy temperaturach nawet do 15-17 stopni byłoby to zbyt problematyczne - wskazuje Andrzej Wąsowicz. O możliwych zmianach w kalendarzu (nawet jeśli nie nastąpią one wraz z ustaleniem go podczas komisji FIS) informowaliśmy już po zawodach Letniego Pucharu Kontynentalnego

Wisła nie jest natomiast zadowolona z terminu, jaki FIS przydzielił na sezon 2020/2021. - Przesunięcie o dwa tygodnie na grudzień nic nam nie daje. I tak trzeba będzie sztucznie przygotować śnieg, wciąż chcielibyśmy zobaczyć termin bardziej zimowy. Twierdzimy, że mamy moralne prawo do ubiegania się o taki po tym, jak współpracowaliśmy latem tym roku - twierdzi Wąsowicz. Jak podaje nam Wojciech Gumny, szanse, że uda się dostać zawody np. tuż przed weekendem w Zakopanem są bardzo małe. - Cieszmy się, że udało się je przesunąć na grudzień. Zawsze coś - mówi. 

W lipcu 2021 roku w Wiśle poza coroczną inauguracją Letniego Grand Prix odbędą się także zawody cyklu LGP kobiet. Wśród wielu kibiców wzbudziło to nadzieję na możliwe ugoszczenie Pucharu Świata skoczkiń w przyszłości. To jednak mało prawdopodobne. - Jest w nas nawet pewna niechęć. Do tej pory na wiele rzeczy się zgadzaliśmy. Nie chcemy kolejnego pójścia na rękę działaczom FIS. Skoro zorganizowaliśmy konkursy latem niemalże jako jedyni, chcielibyśmy coś od nich, czyli odpowiadający nam termin Pucharu Świata mężczyzn - tłumaczy Andrzej Wąsowicz. 

Przeczytaj także:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.