W ostatnim sezonie wygrał Turniej Czterech Skoczni i zajął czwarte, najwyższe z Polaków, miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Zimę 2018/2019 skończył m.in. z tytułem mistrza świata. Najbliższą zimę Dawid Kubacki planuje mieć jeszcze lepszą od poprzednich.
Konkursy w Wiśle w sobotę i niedzielę o godzinie 17.30. Relacje na żywo na Sport.pl, transmisje w Eurosporcie od 17.
Dawid Kubacki: Pracy jak zawsze jest sporo. Ale jeśli chodzi o letnie starty, to przygotowujemy się do pierwszych i ostatnich w tym roku.
- Przygotowania do zimy 2020/2021 są inne od wszystkich poprzednich. Normalnie w marcu już dwa-trzy dni po sezonie byśmy zaczynali wspólne treningi. A teraz długo musieliśmy pracować indywidualnie. W końcu treningi realizowaliśmy w podziemiach, bo wszystkie siłownie były pozamykane. Całe szczęście, że w grupie mamy swój sprzęt do ćwiczeń, więc mogliśmy korzystać z tego, co jest nam najbardziej potrzebne. Pod względem organizacyjnym było więc zupełnie inaczej. Ale jeśli chodzi o cele, to chyba zrobiliśmy wszystko, co mieliśmy zrobić. Na skocznie weszliśmy trochę później niż normalnie, zgrupowania mieliśmy głównie w kraju, obozy wyjazdowe były ograniczone, ale wydaje mi się, że przygotowanie do zimy idzie nam może nie na 100 procent zgodnie z planem tworzonym jeszcze poprzedniej zimy, ale jednak idzie bardzo dobrze. Po prostu wszystko wykonujemy jak trzeba i o czasie.
- Mieliśmy spotkania organizacyjne przez różne media. Przegadywaliśmy wtedy jak i co mamy robić. A na cięższych treningach siłowych w tych garażach zjawiał się jeden albo drugi trener. Potrzebowałem w takich sytuacjach, żeby ktoś na mnie patrzył i dawał pewność, że wszystko robię jak trzeba. No i zawsze pilnowaliśmy, żeby tylko nie było w pomieszczeniu za dużo osób.
- Kamil ma w domu siłownię. Całkiem nieźle wyposażoną. To ułatwiało sytuację.
- Jeszcze w tamtym czasie mieszkałem w bloku i nie wyobrażałem sobie zorganizowania tam siłowni.
- Dokładnie tak by się mogło skończyć.
- Najbardziej nerwowa była jednak końcówka sezonu. Kiedy w Norwegii odwołano ostatnie konkursy, to długo nie było wiadomo jak i czy w ogóle będziemy mogli wrócić do kraju. Sytuacja była bardzo dynamiczna, my nie wiedzieliśmy, co możemy zrobić. Jako zawodnicy mogliśmy tylko czekać na informacje, na efekt działania sztabu, który próbował ogarnąć bardzo trudną logistykę. Natomiast kiedy się okazało, że Adam ma koronawirusa, to oczywiście też nie było łatwo, ale wtedy byliśmy jednak u siebie i do pandemii już byliśmy przyzwyczajeni. A w marcu w Norwegii to wszystko się zaczynało, było nieznane. Wtedy sobie wyobrażaliśmy, że wszystko się może stać.
- To był właśnie ten dzień, gdy odwołali końcówkę sezonu. I od południa do poranka następnego dnia była wielka niepewność. Dziwne urodziny, ale nie wiem czy najdziwniejsze w życiu.
- Pamiętam jedne takie. Bardzo dawno to było. Jeszcze przed "osiemnastką". Byłem na jakimś zgrupowaniu, ktoś sprawdził datę, podał ją głośno, a ja pomyślałem "Kurde, przecież ja dwa dni temu urodziny miałem". Dziwne, że tak późno sobie przypomniałem. Pamiętam też urodziny w podróży z Japonii. Wracaliśmy wtedy z Pucharu Kontynentalnego. No i urodziny mi wyszły 32-godzinne, bo jak wróciliśmy do Polski, to dzięki zmianie czasu zyskałem osiem godzin.
- Troszkę wspominałem, ale nie jakoś przesadnie.
- Urywki widziałem, ale całości nie oglądałem. Żadnych zawodów w całości nie zobaczyłem. To było wspominanie polegające na zasadzie ładowania się pozytywnymi emocjami. Początek sezonu letniego był bardzo niepewny, a kiedy się nie wie co i jak, to trzeba skądś zapał i energię czerpać. Wtedy więc pomagało zobaczenie skoków i z Turnieju, i z całego sezonu, bo cały wyszedł dobrze. Ale też jest tak jak pisałem - zdaję sobie sprawę z tego, że wiele detali mogłem zrobić lepiej, że pojawiały się głupie błędy i muszę tak pracować, żeby w kolejnym sezonie być jeszcze lepszym zawodnikiem.
- Od razu przychodzi mi na myśl ten konkurs, w którym się nie zakwalifikowałem do drugiej serii.
- Tak, to najlepszy przykład. Tam się pojawił błąd na progu. Głupi błąd. Ale mam świadomość tego, że jestem człowiekiem, a więc czasami błędy popełniam. Nie ma co się biczować, trzeba wyciągnąć wnioski i tak pracować, żeby następnym razem była mniejsza szansa wystąpienia takiego błędu.
- A, bardzo możliwe.
- Wtedy było bardzo ważne, żeby się nie skupić na tym, że było źle. Udało mi się przemyśleć jak się wystrzec błędu następnym razem. I z zapałem i mimo wszystko uśmiechem na ustach pracowałem dalej. Tam była bardzo dobra praca. I w stu procentach mi odpłaciła.
- Czy taka jest zależność to nie wiem. Może się zdarzają tacy zawodnicy, którzy mają w głowie wszystko na sto procent poukładane już w dużo młodszym wieku. Ja znam tylko siebie, wiem, że na ścieżce swojej kariery wiele błędów popełniałem, ale starałem się z nich wyciągać wnioski. I tyle.
- Cierpliwość mi rzeczywiście sprzyja. Od lat chcę skakać dobrze i mam świadomość, że jestem w stanie to wypracować. Od dziecka tak do sportu podchodziłem. Zdarzały się momenty słabsze. Kiedy miałem 14-15 lat, to słyszałem, że powinienem rzucić narty w kąt i zająć się czymś innym. Ale ja byłem cierpliwy i uparty. Powiedziałem, że chcę to robić i koniec. No i nikt mnie nie był w stanie odwieść od mojej decyzji. Myślę, że tamta decyzja mi się opłaciła.
- Nie lubię imienia David, jakoś źle mi się kojarzy, ale filmik na którym udaję Davida Hasselhofa lubię. Byliśmy ze znajomymi na wakacjach, padło hasło, więc długo się nie zastanawialiśmy i wyszedł filmik chyba całkiem fajny.
- No i fajnie, że jest pozytywny odbiór. Oczywiście muszę dodać zastrzeżenie, że to żaden filmik instruktażowy!
- No dokładnie, ha, ha! Chociaż w sumie całość za bardzo instruktażowa nie jest. Ale pośmiać się warto, szczególnie w tym trudnym czasie.
- Może to nie tyle stres, co niepewność czy będzie bardzo bolało. Mieliśmy robiony wymaz z tylnej ściany gardła. Nie było to przeżycie przerażające. Nieprzyjemne tak, ale naprawdę poszło bez większego problemu.