Stephan Leyhe zaliczył groźny upadek w połowie marca podczas kwalifikacji do konkursu w Trondheim w ramach turnieju Raw Air. Niemiec lądował z dużej wysokości i w wyniku upadku doznał zerwania więzadeł krzyżowych i uszkodzenia łąkotki. Jak się okazało, dzień później odwołano wszystkie konkursy do końca sezonu, więc skoczek doznał kontuzji w ostatnim skoku poprzedniego sezonu.
Leyhe przeszedł operację w klinice w Monachium, a groźny uraz oznaczał kilka miesięcy przerwy od skakania. Zawodnik już wtedy tłumaczył, że może być mu ciężko wrócić na kolejny sezon, ale postępy w jego rehabilitacji mogły cieszyć fanów. W pełni obciążał kolano, skakał na trampolinie i jeździł na rowerze. Zawodnik nie chce jednak przyspieszyć swojego powrotu i woli nie ryzykować. - Nie wiem, czy będę w stanie wrócić na skocznię już w przyszłym sezonie. Moim marzeniem jest jednak ponownie rywalizować z najlepszymi i walczyć o miejsca w czołówce stawki - zapewnił w rozmowie z portalem hessenschau.de.
- To moment, w którym wciąż potrzebuję czasu - dodaje Leyhe. Skoczek chciałby także wrócić do zawodów, gdy na trybunach pojawią się już kibice. - Bez nich byłoby na pewno bardzo dziwnie. Turniej Czterech Skoczni czy konkursy w Willingen bez widzów byłyby trudne do wyobrażenia - skomentował.
Co ciekawe, w powrocie do zdrowia Leyhe miała pomóc żona Stefana Horngachera. Niemiecki trener wciąż ma problem z zawodnikami, którzy w zeszłym sezonie borykali się ze sporymi problemami zdrowotnymi. Powrót na skocznię po podobnych urazach do Leyhe planują Andreas Wellinger i David Siegel, a formy po kontuzjach szuka także Severin Freund.
Niemiecki skoczek zajął szóste miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata na koniec sezonu 2019/20. Wygrał choćby turniej Willingen Five rozgrywany na jego domowej skoczni. Dobrą dyspozycję potwierdzał choćby w konkursach lotów narciarskich. Leyhe mieszka niedaleko Titisee-Neustadt, więc jest sąsiadem Stefana Horngachera, z którym często się spotykali.
Przeczytaj także: