W poniedziałek Adam Małysz poinformował na swoim Facebooku, że ma koronawirusa. "Po tym, jak jedna z osób, z którymi miałem kontakt w ostatnich dniach, miała pozytywny wynik testu na Covid-19, zdecydowałem poddać się badaniu" - napisał były polski skoczek, a obecnie dyrektor skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim. Wykonał dwa testy - w czwartek test serologiczny, a w piątek wymaz. Dopiero ten drugi dał pozytywny wynik.
- Nie wiem, jak i kiedy doszło do zakażenia - mówi nam Małysz. - Nie da się tego określić. Sądzę, że mało kto jest w stanie tak precyzyjnie opisać okoliczności zakażenia. Gdybym wiedział, to raczej uniknąłbym kontaktu z tą osobą - wskazuje. Wynik testu Małysz poznał w niedzielę wieczorem, dziesiątego dnia od jego ostatniego kontaktu z kadrą skoczków podczas zgrupowania w Zakopanem.
Skoczkowie i sztab reprezentacji dla pewności będą jednak testowani na obecność Covid-19. Procedura nie zakłóciła jednak zgrupowania w Wiśle, które trwa od poniedziałku. We wtorek trenowali już od 9:30 na skoczni imienia Adama Małysza. Mają także plany na kolejne dni, choć ich realizacja będzie oczywiście uzależniona od otrzymanych wyników.
Małysz przebywa obecnie na domowej kwarantannie, której poddaje się razem z żoną. - Jest to jakaś niespodzianka i zmiana planów, bo nie spodziewałem się takiego wyniku testu i nie nastawiałem na pozostawanie w domu. Ale mam nadzieję, że kwarantanna nie będzie się przedłużać. Słyszałem o przypadkach, kiedy trwała ona i ponad miesiąc, a tego wolałbym uniknąć - przyznaje w rozmowie z nami. Co go czeka? - Przede wszystkim praca zdalna w związku z obowiązkami w Polskim Związku Narciarskim. Choć to nie jest zupełna nowość, bo przecież w ostatnich miesiącach tak już się pracowało. Ja również. Teraz trwają przygotowania do nowego sezonu, więc zajęć mi nie braknie. Mam też duży ogród przy domu, w nim zawsze jest co robić. I dobrze, bo nie jestem osobą, której sprawia przyjemność leniuchowanie - opisuje.
Polak już raz przechodził kwarantannę po tym, jak w połowie marca wrócił wraz z polskimi skoczkami z Norwegii, gdzie kończyli rywalizację w Pucharze Świata i turnieju Raw Air. - Trochę się wyciszyłem, nadrobiłem kilka pozycji jeśli chodzi o książki. Ale wielkich zmian w życiu nie było. Moja praca wiąże się z wyjazdami, dużo podróżuję, a w tamtym okresie było to niemożliwe - opowiada o tamtym okresie Małysz.
Sytuacja epidemii koronawirusa w Polsce już dość mocno odbiła się na planach polskich skoczków. W tym tygodniu mieli lecieć do Słowenii na obóz przygotowawczy w Planicy. Trener Maciej Maciusiak mówił nam niedawno, że polska kadra miała wyjechać tam w konkretnym celu, niekoniecznie związanym z samymi skokami. - Przede wszystkim mieliśmy jednak zaplanowane treningi na tamtejszych obiektach. W okresie przygotowań do sezonu dobrze jest ćwiczyć na różnych skoczniach. Dzięki temu zajęcia nie są monotonne, nie utrwalają się nawyki charakterystyczne dla danego miejsca, związane na przykład z profilem rozbiegu - twierdzi Małysz.
W zamian za odwołany wyjazd do Planicy zorganizowano trwający właśnie obóz w Wiśle. Gdyby polska kadra musiała zostać w kraju do końca przygotowań do letniego, a później zimowego sezonu, sztab jest gotowy przygotowywać się tylko na polskich skoczniach. Do dyspozycji zawodników są trzy miejsca - wspomniana duża skocznia w Wiśle-Malince, kompleks obiektów Skalite w Szczyrku oraz Wielka Krokiew w Zakopanem. - Na razie nie da się przewidzieć, czy to będzie konieczne. Ale mamy gdzie skakać - mówi Małysz.
Przeczytaj także: