Romoren pokonał śmiertelną chorobę. "Chore uczucie, jakby ktoś wyciągnął wtyczkę"

Norweski działacz oraz emerytowany skoczek narciarski walczył z rakiem, którego zdiagnozowano u niego w ubiegłym roku. Teraz Bjoern Einar Romoren jest już silniejszy.

– Ojej, chyba za dobrze cię karmiliśmy – śmieje się do swojej 9-miesięcznej córki podnosząc ją w nosidełku Romoren. Po raz pierwszy odkąd zachorował był w stanie wybrać się na wycieczkę do lasu z własnym dzieckiem. – Nie byłem w stanie tego zrobić odkąd wyzdrowiałem – mówi. Droga do Brunkollen wynosi tylko siedem kilometrów, ale były zawodnik nadal nie jest pewien, jak na taki wysiłek zareaguje jego ciało. – To było naprawdę chore uczucie, jakbyś właśnie wyciągnął wtyczkę. Nie było energii. To było 13 maja zeszłego roku, o ile dobrze pamiętam. Potem po prostu wszystko poszło w dół. Nie sądziłem, że może być gorzej, ale mogło. W końcu byłem zmęczony – wspomina.

Zobacz wideo Piotr Lisek opowiada, co zyskał dzięki odpoczynkowi od treningów

 Leczenie raka wiąże się z utratą włosów. Nie ominęło to również Norwega. – Można pomyśleć, że po roku przyjaciele zobaczyli, że nie mają włosów, ale ja nie. Nie przyzwyczaiłem się nigdy do własnego odbicia w lustrze – mówi w wywiadzie dla tv2.no, którego udzielił podczas spaceru z małą córeczką Fioną po lesie. – Można miło spędzić dzień, pośmiać się, zjeść obiad. Następnie idziesz do łazienki i widzisz siebie. Cały czas zapominasz o swoim wyglądzie – podkreśla. Teraz zawodnik wraca powoli do siebie. – Ludzie, którzy nie wiedzą, że pokonałem raka myślą, że skróciłem włosy. Odzyskałem ich trochę na twarzy. Teraz mam tyle zarostu, że wyglądam jak 19-latek gotowy do pierwszego golenia w życiu – śmieje się Romoeren.

 

Humor i optymizm – to utrzymało emerytowanego skoczka przy zdrowych zmysłach. – Po zakończeniu chemioterapii dostałem wiadomość od mojego lekarza. To był kciuk w górę. Oznaczało to wtedy, że było w porządku. Wiem jednak, że w ciągu najbliższych dziesięciu lat leczenie będzie kontynuowane. Oczywiście, że miło było uzyskać potwierdzenie, że wszystko idzie dobrze – mówi. – Męczyło mnie wtedy nawet wejście do sypialni na drugim piętrze. – Kiedy dowiedział się o chorobie, wraz z żoną Martine oczekiwali  na drugie dziecko. – Wiem, ze trochę przeszedłem, ale potem miło było mieć odwagę, aby się w końcu doczekać. Zaangażowałem się również w poród. Dzieci pomagają myśleć o innych rzeczach. Nie musisz tylko rozmawiać o chorobie – mówi.

Bjoern Einar Romoren: Jestem świadomy zagrożenia, ale myślę, że przetrwam

Po tym jak lekarz potwierdził, że wszystko idzie w dobrym kierunku Bjoern Einar Romoeren zaczął wyznaczać cele na przyszłość. – Pierwszym celem cząstkowym było przygotowanie się do podniesienia papierowego kartonu, teraz jest dużo lepiej – podkreśla. Niefortunnym zrządzeniem losu obecnie panuje pandemia koronawirusa. – Możliwe, że ktoś umieści mnie w kabinie, w której pali się czerwone światło ostrzegawcze, ale nie martwię się. Tak naprawdę to trochę to samo życie, którym żyłem przez jakiś czas. W końcu o wiele bardziej bałem się złapania infekcji pomiędzy lekami chemioterapeutycznymi, ponieważ, gdy nie masz białych krwinek, szybko zachorujesz. Jestem świadomy zagrożenia, ale myślę, że i tak mam wystarczająco silny układ odpornościowy, aby to przetrwać – zakończył. Więcej o sportach zimowych na sportsinwinter.pl

 

Przeczytaj też:

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.