Walter Hofer odchodzi po najgorszym sezonie w historii Pucharu Świata. Wprowadził rewolucyjne zmiany i zamęczył się skokami narciarskimi

To dzięki niemu symbolami skoków narciarskich stały się krótkofalówka, opaska na głowie i "jury meeting". Waltera Hofera najbardziej cieszy, że podczas 28 lat, gdy był dyrektorem Pucharu Świata, ta dyscyplina sportu stała się bezpieczna. Teraz odchodzi w cieniu wielkiej presji i problemów, które zostawia następcy, Sandro Pertile.

Walter Hofer przez 28 lat pełnił funkcję dyrektora Pucharu Świata w skokach narciarskich. Stał się symbolem tej dyscypliny. Kibice proszą go autografy i zdjęcia, tak samo jak zawodników, a gdy podejmuje decyzję o odwołaniu zawodów, krytykują niczym po słabym skoku. Sam najbardziej cieszy się tym, że uczynił dyscyplinę bezpieczniejszą. Odchodzi jednak po najgorszym sezonie w jej historii.

Zobacz wideo Adam Małysz i Apoloniusz Tajner na konferencji prasowej. Opowiedzieli o szkoleniu skoczków. Zobacz wideo:

Pożegnanie w atmosferze farsy i skandalów

W czwartek Walter Hofer ostatni raz publicznie wystąpił w roli dyrektora Pucharu Świata. Oficjalnie potwierdził przed kamerami, że sezon 2019/2020 w skokach narciarskich należy uznać za zakończony. A był to czas, który obnażył wszystkie słabości tej dyscypliny. Jeśli Austriak miał kiedyś koszmar senny, w którym pojawiał się najgorszy możliwy scenariusz odejścia z FIS po blisko 30 latach pracy, niewiele musiał się on różnić od tego, co kibice mogli obserwować tej zimy.

Kłopoty, które pojawiały się co weekend, można wymieniać w nieskończoność. Pogoda stawiała pod znakiem zapytania niemal każdy konkurs, często kilka dni przed jego rozpoczęciem. Nie było naturalnego śniegu, brakowało sztucznego, albo przywożonego z gór, a wiatr jak zwykle niczego nie ułatwiał. Loterii często nie przerywano i kontynuowano "widowiska" przeplatane choćby groźnymi upadkami. Na nie wciąż nie znaleziono recepty, choć wiele z nich nie zależy jedynie od zawodników. Zarzuty wobec FIS wystosowały już chyba wszystkie reprezentacje - w oficjalnych protestach, reakcjach na skoczni, czy wypowiedziach po zawodach. A na koniec trafiła się jeszcze epidemia koronawirusa, która sprawiła, że trzeba było przedwcześnie zakończyć sezon. Tym samym odwołano jego najważniejszą imprezę - mistrzostwa świata w lotach w Planicy. Hofer w hotelu w Trondheim, kiedy wszystko się skończyło, był jednocześnie wściekły, smutny, ale też głęboko odetchnął. Sezon z takimi problemami musiał go najzwyczajniej w świecie zmęczyć. Choć sam był współtwórcą wielu z tych skandali.

Nauka zachowywania dystansu do zawodników

Hofer zna skoki narciarskie jak nikt. Około 30 lat pracy w FIS to nie wszystko. - Mój pierwszy zawodowy kontakt ze światem skoków to praca w kadrze austriackiej jako serwismen. Potem pracowałem cztery lata jako drugi trener drużyny niemieckiej. Przez dziesięć lat widziałem więc skoki od środka - wspominał 65-latek w wywiadzie udzielonym portalowi sportsinwinter.pl.

Zmiana funkcji z osoby wewnątrz świata skoków do zarządzającego całym przebiegiem zawodów sprawiła, że musiał także odmienić swoje podejście do samych skoczków. - Zaczynałem jako trener i członek sztabu, więc byłem bardzo blisko zawodników. Ale z biegiem lat i objęciem funkcji reprezentanta FIS, a później dyrektora Pucharu Świata musiałem nauczyć się zachowywać odpowiedni dystans do zawodników. Obecnie ze wszystkimi świetnie mi się pracuje, ale nie jestem blisko żadnego z nich - zaznaczał Hofer.

Czasy Hofera to najbezpieczniejsze skoki w historii

Kadencja Austriaka przyniosła wiele świeżości. To okres, gdy skoki stały się przede wszystkim medialne i komercyjne, ale zmiany dotyczyły także innych elementów.  Chociażby wielu regulacji sprzętowych, oceniania poszczególnych elementów skoku, poboru danych i korzystania z nich w kierunku rozwijania dyscypliny. Choćby przez tak popularny, jak i kontrowersyjny system bonifikat punktowych za wiatr oraz zmianę długości rozbiegu. Wielu o tym zapomina, ale ta druga ze zmian pozwoliła organizatorom walczyć o rozegranie konkursu w trudnych warunkach. Nie jest doskonała, ale nikt dziś nie wyobraża sobie zaczynania od nowa kolejnych serii w momencie, gdy trzeba podwyższyć lub obniżyć belkę startową. To już prehistoria.

- Skoki narciarskie funkcjonują w dość skomplikowanym systemie, musimy pracować w trudnym i zmiennym środowisku na zewnątrz. Moim największym osiągnięciem jest stworzenie tej dyscypliny bezpieczniejszą - uważa Hofer. - Kiedy zaczynałem pracę w FIS, skoki były bardzo niszowym sportem. W rozwoju przeszkadzały przede wszystkim przestarzałe i skomplikowane przepisy. Wtedy mieliśmy wizję na 20-25 lat. Chcieliśmy po prostu pchnąć skoki do przodu. Nigdy nie mieliśmy wzlotów i upadków. Cały czas, krok po kroku się rozwijaliśmy - opisywał w 2017 roku, przy pierwszej inauguracji PŚ na skoczni imienia Adama Małysza w Wiśle. Takie zawody - z pełnymi trybunami i wspaniałymi kibicami też były marzeniem Austriaka. Stały się wynagrodzeniem ciężkiej pracy.

Opaska, krótkofalówka i "jury meeting" 

Walter Hofer stał się pewnego rodzaju ikoną skoków. Kibice szukali jego opaski w sklepach internetowych, podobnie, jak kiedyś słynnej czapki Thomasa Morgensterna. Krótkofalówka była obowiązkowym atrybutem. W trakcie odwoływanych konkursów najbardziej odczuwali to dziennikarze, którym komunikaty przekazywane przez to urządzenie przerwały większość rozmów z dyrektorem Pucharu Świata. Nie dziwi zatem, że twórcy filmu “The Big Jump” nagrywając rozmowę z Hoferem, chcieli ją przeprowadzić w helikopterze przez słuchawki członków załogi. W ten sposób Austriak brzmiał dokładnie tak, jak słyszeli go Miran Tepes, czy później Borek Sedlak w trakcie konkursów. A chwilę później widzowie wielokrotnie widzieli na ekranach swoich telewizorów napis "jury meeting in progress". 

Codzienność działacza nie była podporządkowana jedynie działaniu przy konkursach. W hotelu często można było go spotkać w lobby, omawiającego różne tematy przy kawie ze współpracownikami. Czasem nawet z zawodnikami, a rozmowy nie zawsze dotyczyły sportu. Z kibicami na skoczni też nie dyskutował jedynie o warunkach, czy przekładaniu godziny rozpoczęcia zawodów. To właśnie ich wsparcie cenił najbardziej. Bardzo wzruszającym momentem musiał być dla niego ten z tegorocznego Pucharu Świata w Zakopanem. Na scenie przekazał opaskę swojemu następcy w akompaniamencie oklasków tysięcy osób zgromadzonych wokół Wielkiej Krokwi.

Sandro Pertile nie będzie nowym Walterem Hoferem

Walter Hofer odchodził, broniąc się przed podejmowaniem decyzji. To przez to teraz go skrytykowano. Wcześniej wydawał wiele błędnych wyroków, ale i właściwe, których nikt nie miał potrzeby kwestionować. Czasem był jednak człowiekiem, od którego wymagano, żeby stał się Bogiem. W dodatku w sytuacjach, w których niewiele od niego zależało. To przytłaczające uczucie pojawiającej się coraz częściej bezradności sprawiło, że musiał odsunąć się w cień. Ale odpowiedzialność przekazał już następnej osobie.

Sandro Pertile zarządzał skokami narciarskimi we włoskiej federacji, a później był delegatem technicznym na zawodach Pucharu Świata. Też nie jest anonimową postacią w tym sporcie. W dodatku nie boi się działać. - Jak musieliśmy spreparować śnieg z soboty na niedzielę podczas inauguracji PŚ w Wiśle w 2018 roku, to Sandro nie tylko nie stał z boku, ale i sam chwycił za łopatę. To dobry wybór, bo to jest człowiek, z którym można pracować. Dobrze się zna na przygotowaniu skoczni i wszystkich innych sprawach - wskazywał Andrzej Wąsowicz, cytowany w sylwetce włoskiego działacza autorstwa Piotra Majchrzaka.

Teraz Pertile ma przed sobą ogromne wyzwanie. Nie będzie nowym Walterem Hoferem, bo to nie jest jego zadanie. Musi wnieść nowe pomysły i rozwiązania do pełnego problemów świata skoków narciarskich.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.