Najgorsza seria polskich skoczków od lat. "Cały czas jedziemy na tych samych zawodnikach. Boję się o drużynówki"

- Absolutnie nie ma mowy o tym, że Maciek zepsuł - mówi Jakub Kot. W konkursie drużynowym w Oslo Polska zajęła czwarte miejsce, tracąc 4,2 pkt do trzeciej Słowenii. Najsłabszą notę z czwórki Piotr Żyła, Maciej Kot, Kamil Stoch i Dawid Kubacki uzyskał brat eksperta Eurosportu. Z Jakubem Kotem zastanawiamy się czy po siedmiu startach z rzędu bez polskiego podium jeszcze doczekamy się go tej zimy. W niedzielę w Oslo konkurs indywidualny. Relacja na żywo na Sport.pl o godz. 14.30.

Norwegia bezkonkurencyjna, 997,4 pkt. Za nią Niemcy, którzy zdobyli 960,9 pkt, a dalej Słowenia (954,2 pkt) i Polska (950 pkt) do ostatniego skoku walczące o trzecie miejsce - to wyniki sobotniej drużynówki.

W naszej ekipie najlepiej spisał się Stoch. Jego 254,7 pkt było drugą najwyższą notą indywidualną. Kubacki miał dziewiąty wynik (244,5), Żyła był w takim zestawieniu 11. (242,9), a Kot 26. (207,9).

Zobacz wideo Adam Małysz i Apoloniusz Tajner o szkoleniu skoczków

Łukasz Jachimiak: Polska nie doskoczyła do podium drużynówki, winę na siebie wziął Maciej Kot, natomiast trener Michal Doleżal przekonuje, że Twój brat wcale nie zawinił. Jak Ty oceniasz sytuację?

Jakub Kot: Absolutnie nie ma mowy o tym, że Maciek zepsuł. Nie był to jego idealny występ i to każdy wie, ale trudno było oczekiwać, że Maciek zrobi więcej. Już w piątek mówiłem, że nie możemy się łudzić. Maciek, który przyjechał z Pucharu Kontynentalnego, zaprezentował się fajnie w kwalifikacjach i oczywiście jego 14. miejsce cieszy. Ale nie łudźmy się, że już tylko tak będzie skakał. Jego poziom nie jest jeszcze na Top 15 Pucharu Świata za każdym razem. Przecież i w treningach w piątek był na dalszych miejscach, na 21. i 35., a w kwalifikacjach inni mieli trochę pecha, a Maciek wykorzystał dobre warunki. Oczywiście super, że je wykorzystał. Oczywiście jego stać na wysoki poziom. Ale wiedziałem, że w drużynówce będzie miał trudne zadanie. Zresztą, sam powiedział, że przy wietrze pod narty w kwalifikacjach mimo błędu mógł odlecieć. A w konkursie z gorszym wiatrem i niską belką podobny błąd już kosztował dużo. Szkoda. W drugiej serii skoczył już normalnie, na pewno można było wymagać tego i w pierwszej serii [miał 115 i 123 m]. Ale ja bym jednak od niego nie wymagał jakichś fajerwerków, to jeszcze nie jest ten Maciek z drużyny mistrzów świata. Fajerwerki jeszcze kiedyś przyjdą, choć może już nie w tym sezonie. Teraz jego 14. miejsce w kwalifikacjach to był wynik ponad stan. Jeżeli on w Raw Air będzie w kolejnych konkursach 30., 25., 22., 27., to powinien się cieszyć, bo to będzie poziom, na którym będzie mógł bazować i dokładać kolejne cegiełki. Nie da się od razu nachapać, marzyć, że mnie stać na pierwszą "10".

Indywidualnie Maciek miał 26. notę, był wyraźnie słabszy od drugiego Stocha, dziewiątego Kubackiego i 11. Żyły, ale Doleżal ma rację, kiedy wskazuje, że Kubacki i Żyła też mogli wypaść lepiej.

- Nie ukrywajmy, Dawid w pierwszej serii mógł dać więcej. W drugiej skoczył już normalnie.

18,9 pkt różnicy między jego notą z pierwszej i drugiej serii pokazuje, że pierwszy skok nie był udany.

- Drugi był w porządku, ale pierwszy powinien być lepszy. Zwłaszcza że "Dodo" [Doleżal] cały czas stawia Dawida w roli lidera, zgłasza go w czwartej grupie, czyli daje do zrozumienia, że on może najwięcej nadrobić. Podsumowując: nie powiem, że pierwszy skok Dawida był słaby, ale na pewno w tej serii do rywali straciliśmy. Straciliśmy też na złym lądowaniu Piotrka w pierwszej serii, a 129 metrów to nie aż tak daleko, żeby tak źle lądować. Kilka punktów więcej mogło być tu, kilka tam i mogło do podium wystarczyć. Maciek tych punktów dał najmniej, ale zobacz - na Raw Air z Pucharu Kontynentalnego przyjechali razem z nim Martin Hamann i Clemens Aigner i drużynówki nawet nie powąchali, a my mamy problemy z czwartym do składu, więc Maciek od razu wszedł z rozpędu do drużyny. Mimo fajnego skakania w piątek nie jest jeszcze na stabilnym poziomie, a my od razu chcielibyśmy od niego dużo wymagać.

Tylko czy on sam od siebie znów nie wymaga za dużo? Po drużynówce najpierw wziął na siebie winę w rozmowach z dziennikarzami, a później w mediach społecznościowych opublikował swoje smutne zdjęcie i podpisał je słowami "bad day", "szkoda","sorry", "angry".

- Z Maćkiem tak to jest, że zawsze nakłada na siebie presję. Pamiętam, jak miałem do niego pretensje, że wygrywał w Pucharze Świata i zamiast się ucieszyć mówił "fajnie, fajnie". Nie było żadnej ekspresji, a powinien się ucieszyć, bo ze względu psychicznego ważne jest, żeby się trochę rozładować. On zawsze chce więcej. Ambicja jest w sporcie potrzebna. Ale jeżeli jesteś zbyt ambitny, to się za bardzo nakręcasz i jest problem. Teraz Maciek w Kontynentalu zaczął skakać lepiej, posłużył mu czas bez presji, bez mediów. Wracając do Pucharu Świata powinien sobie zdawać sprawę z tego, że musi być spokojny i cierpliwy, a ambicja nie może przerastać jego możliwości. Wie na co go stać, nie jest 15-latkiem. Ale z drugiej strony to, że od siebie wymaga i że chce więcej jest zrozumiałe. Bo co ma myśleć zawodnik, który wygrywał w Pucharze Świata? I co ma mu mówić trener? Nie wymagaj od siebie, bądź 30. i będzie w porządku? No nie. Rozumiem Maćka, że chce. Poczuł smak zwycięstwa i nie dziwię się, że chce do tego wrócić. Na pewno mentalnie ma dużo pracy do wykonania. Droga powrotu na szczyt będzie kręta i mocno pod górę.

Mocno pod górę idzie w ostatnich tygodniach całej naszej kadrze. Wiesz, że mamy już siedem konkursów z rzędu bez polskiego podium? To najgorsza seria od sezonu 2015/2016.

- Niestety, cały czas jedziemy na tych samych zawodnikach. A popatrz na reprezentacje, które nas wyprzedzają. U Niemców słabo skacze Richard Freitag, to błyszczą Constantin Schmid, Stephan Leyhe czy Pius Paschke. U Austriaków Gregor Schlierenzauer raz skacze lepiej, raz gorzej, to formę odzyskuje Michael Hayboeck, są Hoerl i Aschenwald, których teraz nie ma w drużynie, ale wcześniej stawali na podium Pucharu Świata, są bracia Huber, w Kontynentalu są Aigner i Leitner. U Słoweńców jest Jelar wyciągnięty z Kontynentala dopiero w drugiej połowie sezonu i punktujący w Pucharze Świata regularnie. A my jedziemy jedną drużyną. To zawodnicy świetni, doświadczeni, niech skaczą nawet jak będą mieli po 50 lat, ale w końcu musimy mieć kim ich zastąpić. A nie mamy i jest problem, kiedy zdarzy im się gorszy dzień, bo na przykład się przeziębią. Niestety, Olek Zniszczoł, Klimek Murańka czy Paweł Wąsek nie prezentują takiego poziomu, jaki byśmy chcieli. Ale cały czas musimy na nich stawiać. Bo na kogo, jak nie na nich? Trzeba mieć nadzieję, że ich dobre występy jeszcze przyjdą. Młodych do Pucharu Świata nie wprowadzamy, bo nie mamy ich na odpowiednim poziomie. Pokazują to mistrzostwa świata juniorów. Od złota Kuby Wolnego i drużyny w składzie Wolny, Zniszczoł, Murańka i Krzysiek Biegun nie zdobyliśmy żadnego medalu. Od 2014 roku. A Norwegowie, Niemcy, Austriacy i Słoweńcy medale zdobywają.

Dlaczego nasi juniorzy przestali?

- Jeżeli na całą Polskę mamy jedną skocznię normalną do treningu i jedną skocznię średnią, to o czym my mówimy? K 90 i K 70 w Szczyrku to cała nasza baza dla 15-, 16-letniej młodzieży. Gdzie my mamy talenty złowić?

Wróćmy do podiów w Pucharze Świata - druga nota Stocha w sobotniej drużynówce to według Ciebie zapowiedź jego świetnego występu w niedzielę w konkursie indywidualnym, czy trudno się na to nastawiać, bo Kamil już wiele razy w trakcie sezonu dawał nadzieję, że złapał swoją formę, a okazywało się, że jednak nie?

- W tym sezonie Kamil rzeczywiście pokazywał i świetne skoki, i małe zapaści. Tak to wygląda od początku, gdy wygrał w Engelbergu, a później nie szło mu w Turnieju Czterech Skoczni. Skoki w drużynówce w Oslo miał całkiem fajne, a mnie cieszy też jego radość. Wiem, że kiedy skoczek się cieszy zaraz po lądowaniu, to znaczy, że zrobił wszystko jak powinien. Czasami nawet jak skoczek ląduje daleko, to po jego minie widać, że mimo wszystko coś zawalił, że nie do końca wykorzystał warunki. U Kamila w sobotę ekspresja była taka, że nie ma wątpliwości - czerpał radość ze skakania. W niedzielę naprawdę może być dobrze. Ale musimy pamiętać o warunkach. Przecież w piątek w kwalifikacjach widzieliśmy, że jak najlepsi mieli trudny wiatr, to nie byli w stanie odlecieć. I nagle najlepsi okazali się Schmid czy Jelar. Oczywiście Kamil może wygrać, jest cały czas w ścisłej czołówce. I chociaż łatwo nie będzie, to może namieszać i w poszczególnych konkursach, i mimo wszystko w całym Raw Air.

Nawet bez "mimo wszystko", bo stratę ma minimalną. Po trzech z 16 serii turnieju jest siódmy, tylko o 8,5 pkt za prowadzącym Schmidem. Dziewiąty Żyła też traci do lidera bardzo mało - 11,5 pkt.

- Po trzech skokach taka strata to tyle co nic. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że zostało aż 13 skoków, w tym na koniec loty, gdzie w jednej serii wszystko się może odwrócić, bo ktoś może skoczyć 150, a ktoś 240 metrów.

Więcej - 29,9 pkt - traci 18. w turnieju Kubacki. Czy on nie popełnia coraz częściej starego błędu polegającego na zbyt wysokim locie?

- Wydaje się, że w gorszych skokach odbicie Dawida faktycznie jest skierowane za bardzo do góry. Przez to jest utrata prędkości w locie. Ale generalnie Dawid cały czas skacze dobrze, przecież dziewiąta nota w drużynówce jest w porządku. W Lahti Dawid wygrał kwalifikacje, później po pierwszej serii był drugi, ale trzeci skok miał gorszy i skończył konkurs na szóstym miejscu. Pojedyncze próby jego, Kamila czy Piotrka cały czas pokazują, że stać ich na podium. Ta trójka ewidentnie może mieć zryw, wszystko może u nich zatrybić i mogą wygrać. Podia dla Polski jeszcze mogą przyjść. Boję się tylko o drużynówki, bo zostały jedynie w lotach, a wiadomo, że tam Norwegowie w formie i Słoweńcy w formie są świetni. Trochę zawodzą Austriacy, pytanie co z Niemcami, ale o podium będzie trudno. Do tego bardzo potrzebujemy, żeby Maciek albo Kuba byli lepsi niż są teraz.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.