Jubileuszowy konkurs Pucharu Świata. Znany fiński trener wskazał najlepszego skoczka XXI wieku

- Pracuję w firmie Scania, która specjalizuje się w produkcji ciężarówek. Ale skoki cały czas śledzę - mówi Ari-Pekka Nikkola. Dlaczego zdobywcy Pucharu Świata, a później trenerowi znudziło się życie w tym cyklu? Jak Fin wspomina swoje spotkania z Kamilem Stochem?

Nikkola to jeden z wielkich fińskich skoczków lat 80. i 90. XX wieku. W Pucharze Świata wygrał dziewięć konkursów, na podium był 42 razy, a w klasyfikacji generalnej zajmował m.in. pierwsze (sezon 1989/1990) i drugie (1995/1996) miejsce. Przy okazji jubileuszowych, tysięcznych zawodów indywidualnych, dawny mistrz w rozmowie ze Sport.pl wspomina czasy swojej świetności. Mówi też o problemach fińskich skoków, które widać choćby podczas trwającego weekendu PŚ w Lahti.

Konkurs nr 1000 w niedzielę o godz. 15.30. Poprzedzą go kwalifikacje zaplanowane na 14.00. Relacje na żywo na Sport.pl, transmisje w Eurosporcie.

Zobacz wideo

Wideo pochodzi z serwisu VOD:

Łukasz Jachimiak: Czy przy okazji tysięcznego indywidualnego konkursu w historii Pucharu Świata robi Pan sobie wycieczkę do przeszłości?

Ari-Pekka Nikola: Bardzo chętnie wspominam dwa złota olimpijskie wywalczone z kolegami z drużyny, dwa zwycięstwa w Innsbrucku w ramach Turniejów Czterech Skoczni, no i mój pierwszy triumf, czyli Lahti 1987. Tamta wygrana chyba była najważniejsza.

Miał Pan wtedy 17 lat i dziewięć miesięcy, pozostaje Pan jednym z najmłodszych zwycięzców w historii Pucharu Świata. Stresował się Pan w tamtym konkursie, czy nie, bo główna presja spoczywała na barkach Mattiego Nykaenena?

- Wiadomo, że na konkursach w Finlandii ludzie liczyli zwłaszcza na Mattiego. On w Lahti wygrywał rok w rok, był w tamtych latach najlepszy. Ale szczerze mówiąc, zupełnie nie pamiętam który był, gdy ja wygrałem po raz pierwszy.

Zajął 16. miejsce. A dzień później wygrał.

- Pamiętam tylko swoje zwycięstwo. Pierwsza wygrana dała mi moc i poczucie, że przyjdą następne. Bardzo ważne było, że pokonałem stres. Ludzi na trybunach było bardzo dużo, mieliśmy świetne wsparcie. Denerwowałem się, czując swoją szansę. Ale wytrzymałem to.

Później przez lata zdobywał Pan medale wielkich imprez, wygrał Puchar Świata, był drugi w Turnieju Czterech Skoczni, a jeszcze kilka lat temu widywaliśmy Pana jako trenera. Dlaczego przestaliśmy?

- Teraz pracuję w firmie Scania, która specjalizuje się w produkcji ciężarówek. Jestem kierownikiem obsługi klienta w Kuopio. Ale oczywiście nie przestałem się interesować skokami. Kiedy mam czas, pomagam szkolić dzieciaki na małych skoczniach w Siilinjärvi.

Co takiego Pana spotkało, że Puchar Świata w skokach zamienił Pan na Scanię?

- Nic złego. Po prostu po latach pracy z kadrą A i B Finlandii i później po byciu głównym trenerem Słowenii poczułem, że chcę całkowitej zmiany. Wyszedłem ze świata wielkich skoków w 2013 roku. I dobrze mi z tym.

Ogląda Pan te wielkie skoki, czy skupia się tylko na treningach w Siilinjärvi?

- Cały czas wszystko śledzę.

Kogo uważa Pan za najlepszego, współczesnego skoczka? Powiedzmy, że ma Pan wybrać zawodnika XXI wieku.

- Bardzo lubię Kamila Stocha. To świetny sportowiec, a do tego jeszcze bardzo dobry człowiek. Kilka razy z nim rozmawiałem i zawsze miałem same miłe odczucia.

A więc Kamil?

- Moim zdaniem tak.

W ten sposób odpowiedział Pan już na pytanie, które w Polsce nie ma dobrej odpowiedzi: Adam Małysz czy Kamil Stoch, który z nich jest większy.

- Tak, moją opinię już znasz.

Kamil nie jeździ scanią, prawda?

- Nic o tym nie wiem. Oczywiście rozmawialiśmy jeszcze kiedy pracowałem z Finami i Słoweńcami. Ostatni raz w Zakopanem w 2013 roku. On już wtedy osiągał duże sukcesy.

Myśli Pan, że Kamil - mimo swoich problemów z brakiem stabilizacji na absolutnie najwyższym poziomie - może wygrać tysięczny konkurs Pucharu Świata?

- Jestem złą wróżką, nigdy nie miałem szczęścia do typowania. Ale powiem Ci, jakiego zwycięzcy bym chciał. To Antti Aalto. Skoki w Finlandii potrzebują spektakularnego wydarzenia tak szybko, jak to możliwe.

Powrót Finów do światowej czołówki byłby dobry dla wszystkich, ale zapaść macie tak wielką, że chyba jednorazowy sukces niewiele by zmienił?

- Ale bardzo potrzebujemy jakiegoś impulsu.

Tysięczny konkurs Pucharu Świata w Lahti to za mało?

- Widocznie za mało, skoro nie dowiedziałem się o nim z fińskich mediów, tylko z oficjalnej strony Międzynarodowej Federacji Narciarskiej. To ładne wydarzenie, a nie zostało dobrze wypromowane.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.