Stephan Leyhe tylko raz wygrywał i trzy razy stawał na podium w Pucharze Świata. To jedno zwycięstwo odniósł w tym sezonie w Willingen, kiedy w końcu jego równa forma przełożyła się na kluczowy dla Niemca wynik. Sukcesy w jego karierze nigdy nie pojawiały się jednak w długiej serii, a były przerywane między innymi występami na skoczniach mamucich. Na nich Niemiec nie radzi sobie najlepiej, a teraz przed nim zawody na obiekcie Kulm w Bad Mitterndorf, który będzie dla niego sporym wyzwaniem.
Stephan Leyhe nigdy nie był wielką gwiazdą niemieckich skoków. W Pucharze Świata punktuje od sezonu 2014/2015, gdy po dobrych występach w Pucharze Kontynentalnym Werner Schuster zabrał go do Engelbergu. Tam po raz pierwszy przeszedł przez kwalifikacje, a w konkursie zajął wysokie, trzynaste miejsce. Od tamtego czasu w 135 konkursach PŚ nie zapunktował w zaledwie 24 z nich. W imprezach mistrzowskich zdobywał medale jedynie w drużynie - ma srebrny medal mistrzostw świata w lotach narciarskich z Bad Mitterndorf i igrzysk olimpijskich w Pjongczangu, a także złoto MŚ w Seefeld z zeszłego roku. Wszystkie zdobywał pod wodzą Wernera Schustera, ale nie wykazywał wówczas potencjału bycia główną postacią niemieckiej kadry. To od niedawna się jednak zmieniło.
Dwóch Niemców pasjonujących się skokami mieszka obok siebie - nieopodal Titisee-Neustadt swoje domy mają Stephan i Stefan. Leyhe i Horngacher są niemalże sąsiadami. Obaj od obecnego sezonu w końcu współpracują ze sobą w seniorskich skokach. Wcześniej było tak choćby przy kadrze B (w terminologii DSV to kadra 1b), gdzie były trener reprezentacji Polski po raz pierwszy trenował Leyhe, a także już w głównym składzie drużyny Wernera Schustera, ale gdy Horngacher był tylko jego asystentem. Później przyszedł czas pracy Horngachera w Polsce, po którym wrócił, by od tego sezonu zastąpić Schustera. - Stefan jest pełen szczegółowości w pracy nad skokami. Przynosi nowe pomysły i impulsy. W pewnych elementach to podobna praca, jak u Wernera, ale różni się w kilku kwestiach - opisywał Leyhe dla fr24news.com.
Odkąd szkoleniowiec wrócił do Niemiec, powróciły też jego metody. - Skupia się na wypracowaniu siły, choć tak naprawdę wszystko musi być wysokiej jakości - opowiadał dla wlz-online.de Leyhe. - W skokach pomaga nam zwłaszcza analizować swoje próby - wskazywał. Zdradził też, że dzięki bliskich kontaktom ze Stefanem, latem trener odbywał z nim indywidualne treningi wraz z jego klubowym, długoletnim trenerem Jensem Deimelem. Już wtedy dostrzegł w nim coś, co rozwija w trakcie obecnego sezonu zimowego.
O Leyhe głośniej zrobiło się w zeszłym sezonie, kiedy rozpoczął rywalizację od podium w inauguracyjnym konkursie w Wiśle. Wówczas lepszy od Niemca okazał się tylko Rosjanin Jewgienij Klimow. Wtedy aż 11 razy zameldował się najlepszej "dziesiątce" zawodów, a także zajął trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej Turnieju Czterech Skoczni. Dość pechowo kończył jednak rywalizację w PŚ. Upadł podczas kwalifikacji do konkursu turnieju Raw Air w Oslo i później nie mógł odzyskać pełni swojej dyspozycji, przez co wycofał się z konkursów w Planicy.
Obecny sezon skoczek rozpoczął od dwóch miejsc poza "trzydziestką" podczas dość loteryjnych zawodów w Wiśle i Kuusamo. Od tamtej chwili punktował jednak w każdym kolejnym konkursie, a największą formę złapał od konkursów w Titisee-Neustadt. Był wtedy bardzo bliski miejsca na podium. - Szkoda mi było Stephana, bo miał świetny pierwszy konkursowy skok, cały czas był dobry w treningu - opisywał Horngacher w rozmowie dla sportsinwinter.pl po sobotnim konkursie na Hochfirstschanze. - Jednak drugi skok był tutaj najgorszy. Miał także złe warunki w finałowej serii, ale jego skok był po prostu zły. Pokazał nam, na co go stać, więc to tylko kwestia czasu, aż znajdzie się na podium - zapewniał szkoleniowiec, który wiedział, że powoli wychowuje kolejnego zawodnika, którego będzie mógł doprowadzić do sporych indywidualnych sukcesów. Nie pomylił się, bo na miejsce na podium Niemca wystarczyło poczekać do zawodów w Sapporo, gdzie w drugim konkursie przegrał tylko ze Stefanem Kraftem.
Przyszedł czas na zwycięstwo. I to idealny czas, bo konkursy turnieju Willingen 5. Niemiec właśnie te zawody określał jako swoje domowe. Pochodzi bowiem z Schwalefeldu oddalonego od Muhlenkopfschanze o kilka kilometrów. Leyhe reprezentuje także barwy klubu SC Willingen, więc jego radość po wygraniu konkursu na niemalże "własnym" obiekcie była ogromna. Tym bardziej że drugi odwołano, a zawodnika można było nagrodzić premią 25 tysięcy euro za triumf w turnieju Willingen 5, nawet jeśli teoretycznie powinien się w tym roku nazywać Willingen 3. Zwycięstwa gratulował mu Kamil Stoch, a świętowanie na antenie telewizji ARD zapowiadał Horngacher. - W końcu mu wyszło - śmiał się szkoleniowiec. Sam Leyhe nie mógł zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło. - Miałem najczystszy umysł, odkąd pamiętam. Nie chciałem odpuścić, ale nie myślałem o zwycięstwie - przyznawał po zawodach.
Teraz przed Niemcem jedno z największych wyzwań tego sezonu. Jest siódmym zawodnikiem klasyfikacji generalnej, z realnymi szansami na awans do czołowej "piątki". Konkursy PŚ w Bad Mitterndorf nie są zaliczane do żadnego nowego turnieju, a jedynie do klasyfikacji lotów i nie można na nich zgarnąć choćby dodatkowych pieniędzy, ale są pierwszymi zawodami na skoczni mamuciej w sezonie światowego czempionatu w lotach. A Stephan Leyhe z lotami w przeszłości miał spory problem. W całej historii startów Leyhe na mamutach w PŚ jego największym osiągnięciem była 11. pozycja w zeszłym sezonie w Oberstdorfie.
W karierze zawodnika po bardzo dobrych startach, gdy przychodziło do lotów, często miał problemy, żeby utrzymać dobrą dyspozycję. W sezonie 2014/2015 przed startem na Kulm Leyhe cztery razy znalazł się w najlepszej "dwudziestce" konkursów PŚ. W Austrii zajął dopiero 35. miejsce i później do samego końca cyklu udało mu się wskoczyć do niej tylko raz. Z małymi wyjątkami problemy w jego dyspozycji pojawiały się także po słabych występach w Vikersund w kolejnych latach. Tak samo było choćby w zeszłym sezonie po zawodach w Oberstdorfie, jeszcze przed upadkiem w Oslo.
Bad Mitterndorf jeden raz było dla Leyhe całkiem szczęśliwe. Znalazł się w składzie reprezentacji Niemiec na konkurs drużynowy podczas mistrzostw świata w lotach narciarskich w 2016 roku. Był jednak najsłabszym z zespołu, który tworzył wraz z Severinem Freundem, Andreasem Wellingerem i Richardem Freitagiem. Jego słaby skok z pierwszej serii na zaledwie 168 metrów sprawił, że na półmetku rywalizacji Niemcy byli dopiero na trzecim miejscu, minimalnie wyprzedzając Słoweńców, z którymi w drugiej serii czekała ich walka o medal. Ostatecznie w drugiej serii dwa fatalne skoki przydarzyły się Austriakom - Manuel Poppinger uzyskał 150,5, a Manuel Fettner 156,5 metra i dzięki temu zawodnicy Wernera Schustera nie dość, że utrzymali pozycję na podium, to jeszcze zgarnęli srebrny, a nie brązowy krążek. Leyhe nie mógł być jednak w pełni zadowolony.
Teraz ma już jednak plan na tegoroczne zawody na Kulm. Poza tym, że chciałby podtrzymać serię wysokich miejsc w kolejnych konkursach Pucharu Świata, to ma konkretny plan co do swoich skoków. - Chciałbym poprawić swój rekord życiowy, który na razie wynosi 224 metry - zaświadczył cytowany w komunikacie DSV zawodnik. - Do tego oczywiście skakać na tyle dobrze, żeby po prostu cieszyć się lataniem na nartach.
Zawody w Bad Mitterndorf zaplanowano na sobotę 15 i niedzielę 16 lutego. W oba dni konkursy rozpoczną się o 11:00, a poprzedzi je w przypadku pierwszego seria treningowa i drugiego kwalifikacje o 9:45. Relacje na żywo na Sport.pl.