Wielki talent polskich skoków zawodzi. Chce odbudować się jak Adam Małysz

Ma w dorobku tylko jeden punkt Pucharu Świata. Zdobył go w styczniu 2018 roku i uznano to za dobry wstęp do nadchodzących sukcesów. Jednak od tej pory nie zdobył już żadnego, a w jego karierze pojawił się przestój i poważny kryzys formy. Tomasz Pilch nie może sobie poradzić z błędami przy wyjściu z progu, choć jeszcze częściej ma problemy w walce z własnymi myślami. Teraz chce się odbudować tak jak kiedyś Adam Małysz - w Wiśle pod okiem Jana Szturca.

Tomasz Pilch nie pojedzie na zawody Pucharu Kontynentalnego do niemieckiego Brotterode. Wraz z trenerem kadry B, Maciejem Maciusiakiem, już wcześniej ustalił, że zostanie w Polsce, żeby trenować i wystartować w zawodach LOTOS Cup. Młody skoczek ma problem z opanowaniem timingu przy wyjściu z progu, w czym ma mu pomóc Jan Szturc. To właśnie do tego trenera ze swoimi problemami w trakcie kariery zwracał się Adam Małysz.

"Wielu ekspertów uważało Kubackiego za skoczka bez talentu":

Zobacz wideo

Talent, siostrzeniec mistrza i dziecko Red Bulla

Pilch zaczął starty w zawodach FIS w 2015 roku. Początkowo nie błyszczał, ale stopniowo poprawiał swoje osiągnięcia. Pojechał na mistrzostwa świata juniorów do Park City, gdzie zajął piąte miejsce w drużynie i był 25. indywidualnie, ale ta impreza miała przynieść mu niezbędne doświadczenie. Jego pierwsze prawdziwe sukcesy przypadły na końcówkę 2017 roku, gdy dwa razy wygrał w Pucharze Kontynentalnym. To zaowocowało dodaniem do składu na zawody i w Zakopanem udało mu się wywalczyć pierwszy punkt w karierze.

Dobrą formę podtrzymał podczas MŚJ w Kanderstegu, gdzie indywidualnie zajął czwarte miejsce, a także pod koniec sezonu, gdy wygrywał w FIS Cup i regularnie punktował w PK. Tego, co wydarzy się kilka miesięcy później, nikt się wtedy nie spodziewał. Dobre wyniki sportowe przyniosły zawodnikowi poważny kontrakt reklamowy. Od maja 2018 roku sponsoruje go Red Bull, który w gronie swoich ambasadorów ma duże nazwiska - Gregora Schlierenzauera, Andreasa Wellingera czy teraz Ryoyu Kobayashiego. Na Pilchu zaczęła ciążyć presja oczekiwań - był określany jako spory talent, a dodatkowo jest znany jako siostrzeniec Adama Małysza. To wszystko musiało mieć pewien wpływ na młodego skoczka.

Kryzys

Od grudnia 2018 roku Pilch tylko dwa razy punktował w Pucharze Kontynentalnym. W tym sezonie ani razu nie awansował do trzydziestki. W konkursach Pucharu Świata pojawił się dwukrotnie, za każdym razem w Wiśle. W 2018 roku nie przeszedł kwalifikacji, a rok później został w nich zdyskwalifikowany. Skakał wówczas w nowych butach wykonanych specjalnie dla polskich skoczków, a te kilka godzin wcześniej były sprawdzone w hotelu. Zdaniem zawodnika sędzia zdecydowanie mocniej docisnął miarkę, przez co sprawa rozbiła się o zaledwie pięć milimetrów.

Same skoki też nie były zadowalające. Według Pilcha problem pojawił się po upadkach, które zaliczył po udanym zgrupowaniu w Falun. Wtedy szło dobrze, ale po nich pojawił się strach. Później niezbyt dobrze radził sobie nawet w "trzeciej lidze", nie awansując do najlepszej dziesiątki, co wcześniej potrafił robić nawet po parę razy w sezonie. - Pracowałem chwilę z psychologiem, ale nie odczułem dużej różnicy. Jest irytacja i człowiek dołuje się, kiedy nie idzie. Pojawiają się też chwile zwątpienia - mówił dla portalu Onet Sport.

Głowa i timing na progu

- Tomek ma ogromne problemy z timingiem na progu - wyjaśnia Maciej Maciusiak, trener polskiej kadry B dla Sport.pl. - To może tak naprawdę zmienić w trakcie jednego skoku. I on tej zimy miał takie próby i nie potrzebuje wiele czasu, żeby to poprawić. Wiele jednak zależy od samego Tomka. Nie pojedzie teraz na zawody w Brotterode, zostanie trenować w kraju i wystartuje w LOTOS Cup. Planowaliśmy to już wcześniej i ustaliliśmy, że potem pojedzie do Villach na FIS Cup. W jego przypadku ważną imprezą w tym sezonie pozostają mistrzostwa świata juniorów w Oberwiesenthal, na które ma nadzieję być silniejszy - przyznaje szkoleniowiec.

Wielu ekspertów uważa, że kluczowa w kwestii przywrócenia lepszej formy jest psychika. - Tomek był u mnie tylko na chwilę, przez jedne zawody, ale widać, że u niego wiele zależy od głowy. Ma w niej za dużo myśli i musi nad tym pracować. Jeśli to zmieni i aspekt mentalny stanie się jego mocną stroną, to może wrócić do osiągania sukcesów - tłumaczy trener kadry juniorów, Wojciech Topór.

Jak trwoga, to do Szturca

Jeśli w polskich skokach pada słowo "odbudowa", to przed oczami staje jedna postać i miejsce. To właśnie do Jana Szturca i wiślańskich obiektów w chwilach swoich największych kryzysów powracał Adam Małysz. W latach 90., gdy po swoim pierwszym zwycięstwie nie umiał się odnaleźć w czasie mistrzostw świata w Trondheim i Ramsau, jak i igrzysk olimpijskich w Nagano, ale także później. Już po małyszomanii przyjeżdżał na skocznie w Wiśle-Łabajowie i dłubał przy podstawowych elementach swoich skoków, które szwankowały choćby w 2006 i 2008 roku. Po porady szkoleniowca klubu Wisła Ustronianka sięgał także inny wiślanin, Piotr Żyła.

Pilch dzwonił do trenera, żeby się naradzić, ale problemem we współpracy jest… pogoda. - Tomek zadzwonił i prosił o pomoc, ale na razie nie mogłem mu o niczym powiedzieć, bo nie miałem możliwości analizować jego skoków z tego sezonu - mówi dla Sport.pl Szturc. - Może uda mu się potrenować i wtedy coś ustalimy, ale w Beskidach nie pomaga nam pogoda. Na skoczniach warunki muszą zostać zachowane na zawody LOTOS Cup. Wtedy Tomek będzie jednak skakał, więc pewnie po nich porozmawiamy i jeśli będzie chciał, popracujemy nad jego błędami - zapewniał.

Tomasz Pilch nie chce być kolejnym zmarnowanym talentem w polskich skokach. Chce uniknąć łatek, pozbyć się presji i znaków zapytania. Pojawiały się już u niego momenty słabości, gdy myśląc o trudnościach, wolałby to wszystko odrzucić w kąt. Były też chwile radosnych wspomnień, które wciąż ciągną go na skocznię. To ich będzie się trzymał w kluczowych momentach.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.