W marcu 2016 roku Stefan Horngacher objął kadrę polskich skoczków i prowadził ją przez trzy lata. Austriak doprowadził reprezentację Polski do wielu sukcesów, jak choćby wygranie dwóch Pucharu Narodów, drużynowy brązowy medal igrzysk olimpijskich w koreańskim Pjongczangu, czy drużynowy medal mistrzostw świata w lotach. Za jego kadencji Kamil Stoch sięgnął także po złoty medal igrzysk, Puchar Świata i dwa razy z rzędu wygrał Turniej Czterech Skoczni. Wielką zasługą austriackiego szkoleniowca było również doprowadzenie takich skoczków, jak Piotr Żyła czy Dawid Kubacki do ścisłej światowej czołówki, a najlepszym potwierdzeniem tej tezy są ich miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, bo Stoch poprzedni skończył sezon jako trzeci, Piotr Żyła czwarty, a Dawid Kubacki szósty. Ale gdy Horngacher po raz pierwszy zetknął się z polskimi skoczkami, jeszcze jako zawodnik, to był mocno zdziwiony, tym co zobaczył.
- Kiedy do polskiej kadry przyszedł Stefan Horngacher, wspominaliśmy naszą rywalizację na skoczniach. Przyznał, że śmiał się widząc ówczesny sprzęt Polaków. Nie wierzył, że z czegoś takiego można korzystać i czasem skakać, jak równy z równym z najlepszymi. Czasy w Polsce były takie, że po każdego zawodnika trzeba było podjechać pod dom. A kiedy wracaliśmy z Harrachowa, gdzie zająłem piąte miejsce w konkursie Pucharu Świata, trener zostawił nas o drugiej w nocy w Bielsku na peronie i kazał wracać pociągiem. Czekaliśmy cztery godziny - powiedział Robert Mateja, były polski skoczek, w rozmowie z portalem "Sportowe Fakty".
I dodał: - Prezes Tajner czasem żartuje z tego, ile obecnie samochodów do dyspozycji mają sztaby. Kiedy Adam Małysz wygrywał Turniej Czterech Skoczni, musieliśmy się pomieścić w dwóch passatach kombi. Do dzisiaj nie wiem, jakim cudem nam się to udawało.