Adam Małysz:- Może nie taki ogólny kryzys, bo patrząc na naszą najlepszą trójkę, to takie stwierdzenie byłoby głupotą. Kryzys jest jednak jeśli chodzi o pozostałych zawodników. Przez ostatnie lata byliśmy przyzwyczajeni, że było pięciu czy sześciu zawodników na podobnym poziomie i z nich się wybierało drużynę. Zawsze ktoś był pokrzywdzony. Dzisiaj nie mamy czwartego i mamy problem kogo wziąć.
- Na pewno samo się nie naprawi. Wiele też zależy od samych zawodników. Przygotowania letnie wyglądały super. Jak zawodnicy robią dziś testy czy badania, to wszystko wychodzi bardzo dobrze. Wygląda to tak, jakby źle funkcjonowała głowa, bo gdy mamy np. trening najazdu na wózkach lub trening na skoczni, to wszystko wygląda zupełnie inaczej. Przychodzą jednak zawody i tych zawodników nie ma. Sam miałem takie sytuacje i na pierwszym etapie sięgałem po psychologa. Później miałem wszystko przepracowane i widziałem co zrobić. Najdziwniejsze jest jednak to, że nie mówimy o młodych skoczkach. Oni już pracowali z psychologami i mają narzędzia.
- Widzimy jak zareagował Stefan Hula. Był naprawdę bardzo załamany. Po treningach wydawało się, że będzie fajnie, ale jak przychodzą zawody, to wracają stare błędy. Wraca jakiś lęk, który blokuje zawodnika.
- Ech. Między 16. a 23. rokiem życia czegoś nam brakuje. Cały czas to mówię, że to bardzo trudny wiek dla nas. Ciężko jest w tym momencie stwierdzić, co by można było zrobić lepiej. Przecież mieliśmy zawodników, którzy potrafili wygrywać mistrzostwa świata juniorów z roku na rok. Pytanie, czy mamy mniej talentów wśród dzieci, czy coś jest nie tak w innym aspekcie.
- Tego jeszcze nie wiem. To jest praca przede wszystkim dla zarządu PZN. Trzeba się głównie pochylić nad zawodnikami, nad dobrą selekcją. Ważne, żeby te dzieci, które startują w Lotos Cup-ie czy w akcjach organizowanych przez Milkę dobrze podciągnąć. Ostatnio mieliśmy Lotos Cup w Chochołowie i pojawiło się na nim 150 dzieciaków. Wiadomo, że te najmniejsze dzieci muszą się bawić skokami, ale z 13-14 latkami trzeba zacząć profesjonalnie pracować. A właśnie wtedy najwięcej dzieci rezygnuje ze skoków.
- Ze szkołami na pewno jest problem. Jest coraz mniej dzieci, którzy przychodzą do tych szkół. Widzimy to na przykładzie Austrii, gdzie jest np. szkoła w Stams, w której od lat rodzą się największe talenty. Niemcy mają podobnie. Zresztą oni mają inną cenną rzecz. Stefan Horngacher zwrócił mi uwagę, że tam wszyscy uprawiają kombinację norweską. U nas jest tak, że dzieciaki od razu pakuje się w skoki narciarskie. W Niemczech zaś dopiero po jakimś czasie się wybiera, w którą stronę należy iść. Ja przecież też do 18. roku życia uprawiałem kombinację norweską. Też się warto nad tym pochylić.
- Obok Wielkiej Krokwi buduje się nowy kompleks. Wiadomo, że trochę to trwało, bo taki kompleks kosztuje wiele milionów, ale super, że się udało. Te skocznie będą na lata i będzie ich sporo. Mamy obecnie działający Chochołów i skocznie w Beskidach. Wiemy, że to nie jest łatwa sytuacja dla trenerów z Zakopanego, ale w przyszłym roku te skocznie już będą.
- Na pewno jest szkoda tamtych obiektów. To też jest region górski, gdzie te skoki mogłyby się rozwijać. Nie ma takiego naboru, też pewnie tradycji, ale może warto w to zainwestować. Ale to gminy musiałby wybudować małe skocznie, gdzie te dzieciaki mogłyby choćby zaczynać. Potem najlepsi mogliby trafiać do Szkół Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem czy Szczyrku, gdzie pozostałe skocznie już są. To jest moje marzenie, żeby tych skoczni było coraz więcej, a dzieciaki miałyby gdzie skakać.
- Wiadomo, że każda skocznia jest inna i byłoby to bardziej atrakcyjne dla samych młodych skoczków, z drugiej strony nabór mógłby być zdecydowanie większy. Teraz nabór w Karpaczu czy Iwoniczu jest praktycznie niemożliwy, bo nie ma tam skoczni. To by się mijało z celem.
- Wydaje mi się, że tylko on mógł to ustać. Wiadomo, że jest bardzo niski. Ci mniejsi zawodnicy zawsze mają większe możliwości do ustania dalekich skoków. W przypadku np. Kubackiego czy Geigera tak daleki skok mógłby grozić upadkiem, bo ta dźwignia jest dużo większa. Ciekawe jest jednak to, że Sato wylądował prawie idealnym telemarkiem.
- Piotrek bardzo spóźnił ten skok. Leciał nisko i nie miał prędkości, żeby odlecieć. Nawet w tym drugim skoku nie leciał na 100 procent swoich możliwości. Teraz będą analizy. Po zawodach zawsze się fajnie mówi "co by było gdyby".
- A może jeszcze Piotr Żyła dołączy do tej walki? W Titisee-Neustadt i Predazzo skakał naprawdę bardzo dobrze. W Niemczech przeszkadzał mu jednak wiatr. To jest jeden z nielicznych zawodników, który może zmienić swoje skoki na pstryknięcie palcem.
Konkurs indywidualny w Zakopanem w niedzielę o 16. O 15 seria próbna. Relacja na żywo na Sport.pl