Zakopane to serce sezonu skoków narciarskich. Zakopane, z wyjątkową atmosferą na trybunach, zbliża się do pięćdziesiątki. Sobotnia drużynówka będzie 48. konkursem Pucharu Świata rozegranym na Wielkiej Krokwi bądź Średniej Krokwi. W niedzielę (zawody indywidualne) zobaczymy konkurs numer 49. Czy kiedyś będziemy je wspominać jak te, sprzed lat? Kwalifikacje w piątek o godz. 18.00. Przed nimi od 16.00 dwie serie treningowe.
Kazimierz Długopolski: W nim narastało zdenerwowanie, bo sobotni konkurs Hannawald przegrał z Mattim Hautamaekim o 0,4 pkt, a w niedzielę z Adamem o 0,6 pkt. Pamiętam to doskonale. I mogę powiedzieć tyle, że żadnego gospodarskiego sędziowania nie było. Adam zasłużył na zwycięstwo. Przez 15 lat wystawiałem noty skoczkom w Pucharze Świata i na mistrzostwach, sędziowałem w sumie w kilkuset konkursach i nigdy nie spotkałem się z taką sytuacją, żeby się sędziowie umawiali, że komuś zawyżą noty. To jest absolutnie niemożliwe, żeby kogoś podciągać czy żeby komuś obniżać oceny. Hess miał duże pretensje, sugerował jakiś dziwny układ, a zupełnie nie miał racji.
- Tak. I złościł się, że Hannawalda oceniliśmy za nisko, a Małysza za wysoko. Przyszedł na naszą odprawę. Po pierwszym konkursie też przyszedł, ale wtedy był dużo spokojniejszy. Bo to było tak, że z Finem na odległość Hannawald minimalnie przegrał (o pół metra), a noty od nas dostał odrobinę wyższe (o pół punktu). Natomiast jak od Adama był w sumie lepszy o pół metra, to Hess uważał, że nie miał prawa nie zająć pierwszego miejsca.
- Nie wchodziłem w takie wyliczanki i nie pamiętam czy Małysz miał niesprawiedliwie zaniżone oceny, ale chyba tak nie uważałem. W każdym razie ma pan rację, na pewno my w Engelbergu mogliśmy mieć większe pretensje niż Niemcy w Zakopanem. No ale trudno. Hess pokrzyczał, był nieprzyjemny zgrzyt, ale ja nie te sprawy zapamiętałem z tamtego weekendu z 2002 roku. Wszyscy, którzy tamte konkursy widzieli, wiedzą, że już nigdy nie było aż takiej gorączki wśród kibiców. Oni nie mogli się doczekać występów Małysza, którego kochali. Małyszomania szalała od roku, a że to były pierwsze starty Adama w Polsce, to ludzie po prostu nie wytrzymali i zaczęli na niego czekać na skoczni już w nocy. Organizatorzy wiedzieli, że zainteresowanie jest ogromne, ale czegoś takiego nie przewidzieli.
- Tylko w nocy naszło na skocznię 15 tysięcy ludzi. Później okropnie napierali ci, którzy uczciwie kupili bilety. Nikt nie chciał odpuścić. Ścisk był potworny, były omdlenia, przepychanki, straszne sceny się widziało. Po tamtych zawodach na skoczni pojawiło się prawdziwe ogrodzenie, dużo rzeczy się zmieniło.
- Tak, Hofer powiedział, że jak się ludzie nie odsuną, to skoków nie będzie. Ci ludzie stali na odległość ręki od jadących skoczków, był strach, że w końcu wejdą na tory najazdowe. I jeszcze śnieżkami zaczęli rzucać. Zrobiło się bardzo niebezpiecznie. Szczęśliwie kibiców udało się stamtąd sprowadzić. Chociaż był problem, bo nie było wiadomo, dokąd ich skierować, nigdzie nie było miejsc.
- Całe szczęście, że nikt nie spadł i się nie zabił. W niedzielę porządek już był w miarę zrobiony. Na skocznię ściągnięto o wiele więcej ochroniarzy, którzy pracę też zaczęli dużo wcześniej niż w sobotę. Ale i tak ludzi weszło o wiele więcej niż powinno. Było ich niesamowicie dużo, nie wiem jak to dokładnie była liczba.
- Na stadionie był tłum, a jeszcze więcej osób oglądało skoki spoza terenu Wielkiej Krokwi. Z prawej strony jest duża polana, z lewej też, a na obu nie było gdzie palca wetknąć. Szaleństwo było ogromne. Nie widziałem takiego nigdy więcej w swoim życiu. A żyję już długo i bardzo dużo konkursów widziałem.
- Oj tak, praktycznie wszystko. Doskonale pamiętam już MŚ z 1962 roku. Miałem wtedy 12 lat i oglądałem oba konkursy. Z różnych kronik wynika, że tamte mistrzostwa to druga w historii impreza skokowa z największą liczbą widzów na trybunach. Numerem jeden były zawody w Garmisch-Partenkirchen na igrzyskach olimpijskich w 1936 roku. Podobno tam było 150 tysięcy widzów. W Zakopanem w 1962 roku miało być trochę ponad 100 tysięcy. Pamiętam, jak myśmy szli grupą na długo przed zawodami, ale do skoczni już myśmy nie mieli szans dojść. Z daleka trzeba było wszystko oglądać. Na szczęście bardzo dobre nagłośnienie było. A miejsce mieliśmy takie, że tylko do 110. metra zeskok było widać.
- To prawda. Do dziś pamiętam, jaka była wrzawa, gdy Helmut Recknagel skoczył 103 metry, ustanawiając nowy rekord. On jako jedyny przekroczył 100 metrów, wygrał w świetnym stylu. Ludzie tak się cieszyli, tak krzyczeli, jakby dzisiaj ktoś grubo przeskoczył 250 metrów. Wielka Krokiew to była wtedy jedna z największych skoczni na świecie. Nie licząc mamutów. A kilka dni wcześniej tego Recknagela pokonał nasz Antoni Łaciak. Na mniejszej skoczni zawody toczyły się w ogromnej śnieżycy, myśmy prawie nie widzieli, jak Łaciak bije rekord obiektu, skacząc 71,5 m. Odległości miał najlepsze, ale zdobył srebrny medal. Złoto wywalczył Toralf Engan. Norweg miał lepszy styl.
- Oczywiście. Wygrał wtedy Jens Weissflog. Albo jeszcze przed erą Pucharu Świata ogromną publikę przyciągały memoriały Bronisława Czecha. Sam w nich startowałem w latach 70. Tłumy nas oglądały. Przynajmniej 20 tysięcy ludzi Zakopane przyciągało zawsze. To miejsce tak ma. Proszę pójść nawet na Krupówki. Co tam ciekawego jest? A jednak ludzi zawsze jest tam mnóstwo, coś ich ciągnie.
- A powiem panu, że się wybrałem. One wtedy wcale nie poszły spać. Ludzie tam siedzieli, czekali aż sobota się zamieni w niedzielę. Tłum był tak wielki i tak się mieszał, że nie było takiej normalnej organizacji ruchu, w której z lewej strony idzie się w jednym kierunku, a z prawej w przeciwnym. Trzeba było się pchać na siłę, inaczej się nie dało. To było zjawisko. Po siódmym miejscu Adama ludzie myśleli, że nastąpiła straszna porażka i nie wiedzieli, co będzie dalej. Chcieli wierzyć, że w niedzielę Małysz powalczy o zwycięstwo, ale się bali, że jednak nie.
- To prawda. Jak Adam zaczął dominować, to my mieliśmy ogromne kompleksy, w żadnym sporcie się nie liczyliśmy. I nagle ten Adam w skokach, które od zawsze lubiliśmy, zaczął tak odlatywać światu, jak nikt nigdy. Ludzie chcieli, żeby to trwało wiecznie i nie dawali mu odetchnąć. Drugie miejsce Małysza to przecież była porażka. Ależ on sobie z tym wszystkim wspaniale poradził! A po latach w śnieżycy w Zakopanem, z jego udziałem, zaczęło nam się coś, w co początkowo nie wierzyliśmy.
- Tak, Adam był faworytem, ale skok mu nie do końca wyszedł. On chciał wyciągnąć jak najlepszą odległość, przesadził i nie wylądował jak trzeba. Gdyby ustał, byłby piąty, czy szósty. A tak uszkodził kolano, był ze skoczni zwożony. Cisza była przejmująca, smutek na trybunach ogromny. Aż tu nagle wyskoczył Stoch. Wygrał, a ludzie nie do końca w to wierzyli. A teraz proszę - Kamil wygrał w skokach prawie wszystko, coraz więcej wygrywa Dawid Kubacki, który w niedzielę będzie jednym z głównych faworytów.
- Widzę trzech kandydatów: Kubacki, Kobayashi i Kraft. Myślę, że ktoś z tej trójki wygra.
- Szału nie ma, cała reszta nam bardzo mocno podupadła. Pewnie trudno będzie wybrać czwartego do drużyny. Ale myślę, że ta trójka tyle nadrobi, że wystarczy do wygrania.
- Tak, to wygrania. Skaczemy u siebie, liczę, że mimo problemu to nas uskrzydli.