Kamil Stoch nie może zaliczyć obecnej edycji Turnieju Czterech Skoczni do udanych. W Oberstdorfie nie mógł oddać dobrego skoku w pierwszej serii z powodu fatalnych warunków. W drugiej za bardzo chciał i z tego powodu zepsuł swoją próbę. Ostatecznie skończyło się na 19. miejscu i wielkim niedosycie, bo wydawało się, że lidera polskiej kadry stać na walkę o podium całej imprezy, szczególnie po zwycięstwie w Engelbergu.
W Garmisch-Partenkirchen doszły kolejne problemy. W pierwszym skoku, po którym Stoch był dopiero 25., powrócił problem z prędkością najazdową. Polak poświęcił lato na pracę nad zmianą pozycji dojazdowej, co pozwoliło ten problem rozwiązać. W środę pojawił się znowu. Mało tego, Stoch ponownie zaczął się obracać w powietrzu, jak pod koniec kadencji Łukasza Kruczka. Tym razem powodem było zderzenie się nart tuż po wyjściu z progu, które wytrąciło Polaka z równowagi, znacznie skracając jego skok. Wszystkie problemy lidera naszej kadry spotęgował nieco silniejszy wiatr w plecy w porównaniu do rywali.
Kamil Stoch podsycił apetyty polskich kibiców po świetnym skoku w serii próbnej przed środowym konkursem, gdy skoczył 138,5 metra i zajął 2. miejsce. W drugiej serii konkursu wylądował na 135. metrze, po próbie, która powinna być jego standardem. Dobrze trafiona na progu, spokojna w powietrzu, z ładnym telemarkiem. Jak sam twierdzi, on potrzebuje tylko jednego perfekcyjnego skoku, aby wrócić do najwyższej dyspozycji. - Myślałem po serii próbnej, że to zaskoczy, ale się myliłem - powiedział po konkursie przed kamerami TVP. A widać, że na świetne skoki nadal go stać. Czekamy tylko, aż uda mu się je powtarzać w zawodach.