W Pucharze Świata debiutował jako 13-latek. Miał 10 lat, gdy trenerzy i rodzice pozwolili mu skoczyć na Wielkiej Krokwi. Pofrunął 135,5 m, prawie pobił rekord skoczni. Ponad dekadę temu Polska była przekonana, że chłopiec z Zakopanego w przyszłości będzie znakomitym sportowcem. Murańka miał być drugim Adamem Małyszem. Teraz ma 25 lat i nie ma za sobą ani jednego sezonu w całości przeskakanego w Pucharze Świata. Jego najlepszym wynikiem w skokowej elicie pozostaje siódme miejsce wywalczone w Engelbergu w grudniu 2013 roku.
Latem bieżącego roku Murańka wygrał Puchar Kontynentalnym, a w Grand Prix wystąpił w pięciu konkursach i we wszystkich zdobywał punkty. Schudł, uporał się z problemami zdrowotnymi, przekonuje, że do wielu spraw podchodzi spokojniej i rozsądniej. Może zima 2019/2020 będzie dla niego przełomowa?
Klemens Murańka: Wersja fit? Ha, ha. Taki jest ten sport - trzeba się pilnować, jeśli się chce coś osiągnąć. Każdy kilogram robi różnicę. Schudłem pięć kilo, a nawet trochę ponad pięć kilo.
- 181 cm.
- 60-61 kg. Gdybym nie skakał, to spokojnie miałbym 70-71 kg. Kiedyś tak będzie.
- I dlatego jeszcze długo trzeba się będzie pilnować.
- Mogłoby tak być, bo chwilę już rzeczywiście skaczę. Czekaj, ile to będzie? Właśnie leci 19. rok. Jestem starym skoczkiem i młodym człowiekiem.
- Na pewno ktoś znany i starszy ode mnie.
- O!
- Było tak, oj działo się. Ale wiesz co? Cieszę się, że tak głośno było wokół mnie.
- Tak, ale ja się już wtedy cieszyłem. Zrobiło się wokół mnie głośno, zaczęli mnie zauważać trenerzy kadr, nawet kadry A, więc mogłem się szybciej rozwijać. W kadrach, w związkowym szkoleniu, jest dużo lepiej niż w klubach, w których brakowało i brakuje pieniędzy. A ja w tym zamieszaniu trafiłem do kadry młodzieżowej i już zostałem w kadrach.
- Wiadomo, że dla młodego chłopaka w Polsce Adam musiał być idolem. Ja sobie marzyłem, że będę skakał tak dobrze jak on. I do tej pory marzę o takim skakaniu. Chciałbym mieć radość z tego co robię, chciałbym nie chodzić znużony.
- Dokładnie tak. Całe lato przetrenowałem, to duża różnica w porównaniu z ubiegłym rokiem, kiedy nie trenowałem przez całe lato, bo musiałem zadbać o zdrowie.
- Wiem, że już więcej operacji nie będę miał. Noszę specjalną soczewkę, która pozwala mi trenować, wysilać się. Jedną, bo operowane miałem tylko jedno oko. Później w zwykłej soczewce nie mogłem skakać, podnosić ciężarów, a teraz mam taką, która pozwala mi robić wszystko.
- Choroba nazywa się stożek rogówki. Nie miałem ostrości widzenia. Dość konkretnie przez to nie widziałem. Z kilku metrów nie widziałem twarzy. Tablicę z literami i cyframi u okulisty w miarę dobrze odczytywałem, bo w szkole podstawowej nauczono mnie literek i cyferek, więc po konturach się domyślałem i w miarę dobrze strzelałem, co mi każą odczytać. Na szczęście dzisiaj medycyna pomaga na tyle, że ja już byłem prawie ślepy, a lekarze mnie naprawili w trzy sekundy. Dokładnie tyle trwała laserowa operacja.
- Ja jestem rocznik 1994, a to jest jeszcze taka epoka, z której ludzie nie wychowywali się ze smartfonami w rękach. Cieszę się bardzo, że nie jestem z roku 2000 albo z kolejnych roczników.
- Też takich znam, ale ze mną na czacie za dużo się nie pogada. A normalnie - proszę bardzo.
- Mam wsparcie finansowe od prezesa mojego klubu, TS Wisły Zakopane. Wiadomo, że to nie są duże pieniądze. Ale wspólnie z żoną prowadzimy też wynajem pokoi dla turystów. Jakoś pchamy to do przodu. Pieniądze nie są w życiu najważniejsze. Pewnie, że chciałoby się mieć trochę więcej, ale jest jak jest, pogodziłem się z tym i staram się zapracować na pieniądze, osiągając dobre wyniki. W Pucharze Świata można nieźle zarobić. Ale trzeba o tym za mocno nie myśleć.
- Tak, ale nie będę kłamał - to nie jest łatwe. Mamy na przykład nowe buty skokowe i się z tego cieszymy, ale przecież synkowi takiego buta do garnka nie wrzucę. Nie powiem mu "No to dzisiaj będziemy jeść Nagabę, a jutro Rassa". W głowie siedzi, że chciałoby się mieć coś z tego, co się wykonuje jak normalną, ciężką pracę. Są dni, kiedy myślenie o pieniądzach przeszkadza, bo dzisiaj nawet ksiądz cię nie pochowa za darmo, taki jest świat. Ale wiem, że muszę się skupić jak najmocniej na skokach, to wtedy będę miał szansę i wynik zrobić, i zarobić.
- Chyba tak. Chociaż to nie był dla mnie sezon Bóg wie jak dobry.
- Tak, całkiem nieźle. W seniorskiej karierze za dużo nie wygrałem, więc tamten medal jest najcenniejszy.
- O tym wolę już nie opowiadać. Lepiej iść do przodu, a nie się cofać. Wnioski z tamtych wydarzeń wyciągnąłem. A jak trenerzy zadecydowali, tak mieli.
- Ja wtedy skakałem jako drugi-trzeci zawodnik polskiej kadry, a nie pojechałem nawet jako piąty, rezerwowy. Powiedziano, że Dawid Kubacki jedzie, bo jest bardziej doświadczony. A gdzie ja miałem doświadczenie łapać? Przecież zdobywa się je, jeśli cię biorą na wielkie zawody. W domu doświadczenia nie złapiesz. Trudno - było, minęło, życie i kariera dalej się toczą.
- W miarę szybko się dogadaliśmy i we w miarę dobrych relacjach żyliśmy i żyjemy.
- Teraz jestem spokojniejszy, bardziej doświadczony. Z roku na rok człowiek staje się mądrzejszy, rozwija się. Wiem na czym się skupiać i czego unikać.
- A czego ludzie ode mnie oczekują? Wszyscy ciągle pytają "Jak ci idzie?" Wracam do domu i też muszę odpowiedzieć na kilka pytań. Ale umiem odpowiedzieć szybko, krótko, nauczyłem się zamykać temat i iść dalej z podniesioną głową.
- Akurat sobota to jest dla małego Klimka dzień telefonu, więc klocki są wtedy mało atrakcyjne.
- Tak, to jest dobre, bo w dzisiejszych czasach dzieci siedzą w telefonach codziennie. Mój syn jak się w sobotę do telefonu dorwie, to nie rozstaje się z tą zabawką od rana do wieczora.
- Gra w jakieś gry. My mieli "snejka", a teraz dzieciaki mają Brawl Starsy.
- Nie, ale Piotrek Żyła gra w to samo co mój młody. Oni by się mogli razem pobawić, ha, ha.
- Na razie to on jeszcze jednego dnia chce być piłkarzem, następnego dnia strażakiem, a później wymyśla coś następnego.
- On się boi wiatru. Jak nieraz halny przyjdzie, to jest przestraszony. Śmieję się wtedy, że skoczkiem nie będzie. Ja się nigdy nie bałem. I do tej pory się nie boję. Żadnych wiatrów, trudnych warunków, niczego. Chociaż im starszy jesteś, tym więcej rzeczy sobie uświadamiasz, więcej myślisz. Ale nie boję się i to się już nie zmieni.
- Jak miałem debiut, to się bałem tylko trochę. Pomogło mi, że byłem ślepy.
- Miałem 17 lat, pojechaliśmy do Planicy, na największego wtedy mamuta na świecie.
- A ja wtedy nie wiedziałem. Usiadłem na belce i tak siedziałem, aż nagle Olek Zniszczoł, który miał startować po mnie, zapytał: "Klimek, czego nie jedziesz?". "A to już mi machnął?" - zdziwiłem się. Udawałem, że nie zauważyłem, a prawda była taka, że Roberta Matei, który stał na wieży z chorągiewką, wcale nie widziałem. Zobacz jaki człowiek był głupi, że na mamuta poszedł ślepy. Prędkość wylotowa na progu to przecież 100 km/h, a później w locie jeszcze przyspieszasz. Ale jak młodszy byłem, to wszystko miałem - za przeproszeniem - gdzieś.