W piątek w Wiśle inauguracja sezonu 2019/2020 w skokach narciarskich. Od godz. 16.30 trening, od 18.00 kwalifikacje. Pierwszy konkurs Pucharu Świata - drużynowy - odbędzie się w sobotę o godz. 16.00. Pierwsze zawody indywidualne zaplanowano na niedzielę, na godzinę 11.30. Transmisje w Eurosporcie, relacje na żywo na Sport.pl.
Michał Doleżal: Trzy lata bycia asystentem Stefana Horngachera to była dobra szkoła również jeśli chodzi o pracę z mediami. Skoki to w Polsce wielki interes, a ja to rozumiem i jestem gotowy pomagać ten interes prowadzić.
- Przyjechaliśmy do Zakopanego z zamiarem poskakania przez kilka dni, ale skoro prognozy pogody pokazywały, że w poniedziałek nie będzie wiało, a później będzie coraz gorzej, to musieliśmy się postarać, żeby w poniedziałek chłopakom zrobić warunki do skakania. Z Adamem Małyszem wymyśliliśmy, jak ściągnąć mokry śnieg, który poprzyklejał się do igelitu. Musieliśmy ten śnieg zdjąć, bo był ciężki, mógłby się zrobić przeszkodą dla nart, mógłby je zasysać. Dlatego zjeżdżaliśmy na tyłkach i plecach, ciągnąc deskę i folię, dzięki czemu dużo śniegu zjeżdżało z nami. Trochę to potrwało, dwóch treningów nie udało się zrobić, ale i tak jestem zadowolony, że wszystkim chłopakom udało się po cztery razy skoczyć. A rano mieliśmy test.
- Na testy przyjechał do nas profesor Harald Pernitsch [Austriak przez całą kadencję Stefana Horngachera odpowiadał za trening fizyczny naszej kadry i po odejściu trenera kontynuuje współpracę z Polską] i był bardzo zadowolony. Wszyscy wypadli bardzo dobrze.
- Trudno w to uwierzyć, ale Piotrek cały czas się poprawia. Nie jest najmłodszy, a mimo to tak pracuje, że ciągle ma większą i większą moc. Profesor jest zdziwiony, że Żyła ciągle robi nowe rekordy.
- Na platformie chodzi o wertykalną moc odbicia, o siłę pchania nogami. Super, że tu wyglądamy jak trzeba, a bardzo ważne, że jednocześnie wszystko dobrze jest w technice.
- Jesteśmy całkowicie spokojni, że nie będzie z tym problemu, bo już to sprawdziliśmy w poprzednich sezonach. Lądowanie na śniegu to oczywiście coś innego niż na igelicie, ale najważniejsze jest, żeby się przyzwyczaić do jazdy po zimowym rozbiegu i to zrobiliśmy. To dużo trudniejsza sprawa. A do lądowań na śniegu przywykniemy już po jednym-dwóch skokach, bo wszystko jest okej w technice.
- Nawet 90 procent.
- Wszystko się rozwija, spojrzenie trenera na różne sprawy też. Naprawdę jeżeli zawodnik źle wystartuje, to już tylko ratuje sytuację, stara się, żeby skok nie był całkiem zepsuty.
- Najważniejsze, żeby błyskawicznie ustawić środek ciężkości i żeby jak najdłużej jechać w aktywnej pozycji.
- To jest coś, co już się nie powtórzy. W ogóle muszę powiedzieć, że u Piotra my prawie nic nie poprawialiśmy jeśli chodzi o ruszanie z belki i o całą pozycję dojazdową. W poprzednich latach znalazł dobry system i trzyma się go.
- Oj były walki, były.
- Ha, ha, to już jest naprawdę przeszłość.
- Tak, on na prędkości tracił dużo, a od wiosny dużo się poprawił. Jeździ coraz lepiej, wszystko już się wydaje ustabilizowane. Jestem z jego pracy zadowolony.
- Zdecydowanie najmocniejsza jest nasza najbardziej utytułowana trójka. Kuba cały czas pokazuje potencjał i moim zdaniem w tym sezonie pierwszy raz w karierze wskoczy na podium konkursu Pucharu Świata. Do formy wraca Maciek Kot. A Stefan Hula też ostatnio pokazuje coraz lepsze skoki, pod koniec października w Zakopanem miał już bardzo dobre skoki.
- Bardzo, bo na treningach wydaje się, że Maciek jest już ustabilizowany, a w zawodach jeszcze trochę wraca do starych błędów i wypada gorzej niż powinien. A skoro tak jest i mimo to on potrafi być w "piątce", to znaczy, że naprawdę może wrócić tam, gdzie był trzy sezony temu.
- My zawodnikowi możemy pomóc, ale on musi w siebie wierzyć. Maciek miał bardzo trudny czas, ale się nie poddał, a teraz widzimy, że staje się coraz lepszy i dzięki temu łatwiej wierzyć, że wróci.
- Tak, terapia pomagała, więc dalej trwa [austriacki naukowiec prowadzi zajęcia z osłami, które ludzi mają nauczyć m.in. cierpliwości. Żyła i Kot zaczęli taki trening w poprzednim sezonie].
- Zrobiłem to. Bardzo chciałem wiedzieć nad czym konkretnie i jak oni tam pracują. Takie zajęcia ma też Stefan Hula.
- Każdemu wskazuje indywidualne rzeczy do zrobienia. To jest trening, w którym jeden ma się uspokoić, ma zapanować nad nerwami, pokazać cierpliwość, a drugi ma pokazać zdecydowanie, na które osioł zareaguje.
- Chodzi głównie o to, żeby osioł robił to co ty.
- Na początku osioł nic nie chce zrobić, zupełnie nie współpracuje. Musisz więc zrobić tak, żeby z tobą szedł. Jeśli to opanujesz, to musisz przekonać osła do biegania. A kolejny level to sprawienie, że osioł będzie skakał przez przeszkody. Najważniejsza jest twoja koncentracja. Musisz przekazać swoją postawą, że na sto procent chcesz, żeby osioł zrobił to, co mu każesz. Musisz być bardzo pewny tego, co robisz, inaczej nie masz szans.
- Nie było żadnych większych problemów w naszej komunikacji. My jesteśmy już na takim etapie współpracy, że się dobrze znamy, wiemy kto czego oczekuje i potrzebuje. Zawsze chłopakom dokładnie tłumaczę dlaczego coś mają zrobić, co im to da, co ja chcę sprawdzić, co uzyskać. Sytuacje trudne dyskutujemy, decydujemy po naradach, w jakim kierunku ostatecznie idziemy. To nam się sprawdza.
- Przeanalizowałem, kto w jakim elemencie ma najwięcej do zyskania i kiedy jasne było po co mamy daną rzecz robić, to każdy zawodnik czuł, że warto. Głównie chodziło o pozycję dojazdową, tu pozmienialiśmy najwięcej. I dobrze, bo efekty już widać, a zimą zmiany będą nam dawały duże korzyści. Pozycję dojazdową każdy ustabilizował, dzięki czemu możemy pracować nad kolejnym elementem w technice.
- Jest jedna idea, ale mimo to każdy trochę inaczej pcha nogami, każdy ma trochę inne czucie powietrza, więc inaczej się układa, każdy inaczej blokuje nogi, inaczej się spina barkami. Musimy więc szukać optymalnej pozycji w pierwszej fazie lotu dla każdego z osobna.
- Bardzo dużo, ale bardzo pomaga mi Grzesiek Sobczyk. Widzę, że to jest trener w Polsce niedoceniany, a naprawdę ma świetne oko, dużo wie i ma bardzo dobre czucie skoków. Kiedy dyskutujemy, to ma dużo obserwacji podobnych do moich. Dlatego na treningach, gdzie wszystko szybko się dzieje, on zaczął dawać coraz więcej uwag zawodnikom i zauważyliśmy, że jego wskazówki bardzo do chłopaków trafiały. W efekcie pomyślałem, że będzie dobrze, gdy na skoczni z trzema zawodnikami kadry będę pracował ja i z trzema Grzesiek. Tak łatwiej jest nam zauważyć więcej rzeczy, dać chłopakom więcej uwag.
- Na początku było tak, że się wymienialiśmy, ale teraz są stałe trójki. Każdy trener trochę inaczej mówi z zawodnikami, więc gdy zauważyliśmy, że do jednego skoczka bardziej trafiają moje uwagi, a na innego lepiej działa to co mówi Grzesiek, to przestaliśmy mieszać w składach. Dla nas najważniejsze jest, żeby każdy zawodnik w stu procentach wiedział co i jak ma robić. System, który przyjęliśmy sprawia, że tak jest.
- Tego wolę nie ujawniać, bo myślę, że tak będzie dla nas lepiej.
- Tak, razem ze Zbyszkiem Klimowskim i ze mną też Andrzej dyskutuje co zrobić, jak jeszcze poprawić te kombinezony, które szyje moja rodzina. Andrzej bardzo dobrze działał jako człowiek od sprzętu już w kadrze juniorów. Teraz, u nas, jest prawdziwym wzmocnieniem sztabu.
- Ostatnio Stefan dzwonił do mnie tydzień temu. Pytał jak nasze przygotowania, jak wyglądają chłopaki. Cały czas jesteśmy w kontakcie.
- Na pewno Ryoyu może na tej współpracy zyskać. Ale nie jestem z Richiem w kontakcie, ostatnio nie rozmawialiśmy, więc nie wiem, jak w szczegółach wygląda jego praca w Japonii.
- Też tak o Ryoyu słyszałem, ale nie chcę mówić do wiatru, bo tak naprawdę nie wiem jak jest. W każdym razie Schallert na pewno trzyma się swojej idei, czyli stawia na ciężką pracę.
- Powiem szczerze, bez kalkulowania: wszystko w przygotowaniach poszło nam bardzo dobrze, wszystko wygląda jak powinno, zawodnicy skaczą... wybornie. Naprawdę. Tylko my sami moglibyśmy sobie przeszkodzić. Jesteśmy na bardzo dobrym poziomie, jak nic sami nie zepsujemy - a nie wierzę, że moglibyśmy coś takiego zrobić - to będzie dobrze.
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!