Jakie lato, taka zima. Rewelacyjny sezon Piotra Żyły

Konia z rzędem temu, kto przed sezonem zaryzykowałby stwierdzenie, że Piotr Żyła zakończy sezon w czołowej piątce Pucharu Świata. Wiślanin dokonał tego, chociaż wciąż nie może odżegnywać się od przydomku "zagadka". Cieszy jednak fakt, że po trudnym sezonie olimpijskim, Żyła udowodnił, jak ogromny drzemie w nim potencjał.
Zobacz wideo

Za nim przejdziemy do podsumowania sezonu w wykonaniu Piotra Żyły, warto wrócić właśnie do sezonu olimpijskiego 2017/2018. Wówczas mówiliśmy o tym, że zawodnik z Wisły nieco zawiódł. Usilnie poszukiwaliśmy powodów, najłatwiej było wskazać problemy rodzinne. Stefan Horngacher też głowił się, dlaczego Piotr nie potrafił zachwycać dalekimi lotami. Faktycznie, nie był to jego najlepszy sezon. Nie możemy jednak przesadzać. Wciąż niewielu polskich skoczków może pochwalić się szesnastym miejscem w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Rok wcześniej Piotr był co prawda jedenasty, ale to „tylko” pięć lokat niżej. Mimo to, przynajmniej tak mi się zdaje, w nowy okres przygotowawczy Żyła wszedł tak, jakby chciał komuś coś udowodnić. A to przyniosło efekty bardzo szybko.

Najlepsze lato w karierze

O bardzo dobrej formie Piotrka słyszeliśmy już przed rozpoczęciem Letniego Grand Prix 2018. Przed zawodami inauguracyjnymi w Wiśle otwarcie mówiło się, że gospodarz będzie jednym z głównym kandydatów do zwycięstwa. Pokazywał to w trakcie oficjalnych treningów i kwalifikacjach. W konkursie indywidualnym na drodze do upragnionej wiktorii stanął mu jednak Kamil Stoch. Żyła skończył na miejscu drugim. W Hinterzarten był czwarty, aby w Einsiedeln doczekać się pierwszego zwycięstwa w LGP, ex aequo ze Stochem. Po długiej przerwie Piotr powrócił w Rasnovie, gdzie znów zajął drugie miejsce. Dzięki równym startom i wysokim pozycjom, zakończył sezon letni na trzecim miejscu w klasyfikacji generalnej. – Cieszę się, ale mam jeszcze wiele pracy do wykonania przed zimą – mówił uśmiechnięty Żyła podczas konferencji w Klingenthal. I do pracy się zabrał, a jak się później okazało, przyniosło to wymierne efekty.

Intrygująca przemiana

Przed rozpoczynającym się w Wiśle sezonem zimowym wiele osób mówiło, że Żyła jest w stanie skakać na podobnym poziomie, co latem. Pierwsze skoki treningowe całej naszej ekipy nie wyglądały najlepiej, ale Piotr nie wypadał w nich najgorzej. Konkurs indywidualny zakończył na wysokim szóstym miejscu. W kadrze ustąpił jedynie Kamilowi Stochowi, który był czwarty. W następnych zawodach (jednoseryjnych w Ruce), znalazł się już na podium. Cały pierwszy zimowy period w jego wykonaniu był niesamowicie udany. Dość powiedzieć, że w żadnym z konkursów nie wypadł z czołowej szóstki. To dla wielu było zaskoczenie, bo dotychczas w swojej karierze Żyła nie był w stanie tak regularnie plasować się w ścisłej czołówce. O powody takiej przemiany pytać trzeba było osób wokół niego, bo sam Piotr milczał. Jeśli nawet przemawiał, to żadnych konkretów nie zdradzał. – Po poprzednim sezonie przygotowania zostały tak pod niego dopasowane, żeby u Piotrka wyzwolić to, co posiada. On ma wielki talent i wielką moc. Stefan Horngacher ze swoim sztabem zrobił wszystko, żeby Piotrek to pokazał. I na razie – odpukać – idzie tak, jak sobie założyli – powiedział Jan Szturc w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem ze Sport.pl. Równiejszy od Żyły na początku sezonu był tylko Ryoyu Kobayashi. Nie bez powodu Wiślanin stał się jednym z głównych faworytów do wygrania Turnieju Czterech Skoczni.

Nie może być faworytem

– O jedno proszę – nie mówcie i nie piszcie, że Piotrek stał się jakimś pewniakiem do podium – mówił Szturc w tej samej rozmowie dla Sport.pl. Te słowa były poniekąd prorocze. Piotr Żyła nie poradził sobie z rolą faworyta, a pierwszy sygnały „obniżenia lotów”, dał już podczas mistrzostw Polski w Zakopanem. Tych przed samym turniejem. Wówczas tłumaczono, że Piotr być może za dużo się najadł. Eksperci wyśmiewali nawet tych, którzy już wieścili, że skoczek pojedzie na imprezę bez formy. Może te sądy były faktycznie przesadzone, ale kolorowo turniej nie wyglądał. Żyła zaczął od szóstego miejsca w Oberstdorfie, ale kolejne starty były już tylko słabsze. W Ga-Pa jedenasty, a w Innsbrucku nie awansował do drugiej serii (42. miejsce). Cały cykl Polak zakończył na 19. miejscu, czyli najgorszym od trzech lat. Po TCS wszystko zaczęło wracać na dobre tory, bo w Predazzo znów uplasował się dwukrotnie w dziesiątce. Wyjątkiem było Zakopane i pierwszy konkurs w Sapporo. W drugim rozpoczął serię czterech konkursów z rzędu, w którym plasował się na miejscu tuż za podium. Na „pudło” wrócił tuż przed mistrzostwami świata, czyli w ostatnim konkursie Willingen Five. Ten cykl zakończył zresztą na drugim miejscu. Do Seefeld znów jechał w gronie faworytów.

Przegrany mistrzostw świata

– Dla mnie będą to kolejne zawody, podczas których trzeba dać z siebie wszystko, a wynik będzie konsekwencją kilku czynników. Skoki muszą być dobre, a nie zawsze się takie zdarzają – tak po zawodach Willingen Żyła mówił w rozmowie z serwisem Skijumping.pl. Znów słowa prorocze, zwłaszcza te po ostatnim przecinku. Na dużej skoczni w Innsbrucku Piotr nie radził sobie od samego początku. Do czołówki nawet się nie zbliżał. Jedną sesję treningową odpuścił. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że w zawodach będzie inaczej. Niestety, tak się nie stało. Indywidualny konkurs zakończył na dziewiętnastym miejscu. Nie wniósł też dużego wiana punktowego do drużyny. Do Seefeld Wiślanin jechał z nadzieją, że przekuje silne wybicie na wysoką pozycję w konkursie na normalnej skoczni. Los zagrał mu jednak na nosie, bowiem w pechowych warunkach nie awansował do drugiej rundy. I tak brązowy medalista z dużej skoczni z Lahti, wyjechał z czempionatu bez dobrego rezultatu. Nie bez powodu mówiono wówczas, że był jednym z największych przegranych.

Obudzić się

Tym razem historia jednak nie powtórzyła się, bowiem po mistrzostwach (inaczej niż po turnieju), Żyła wciąż nie skakał dobrze. W trudnym konkursie w stolicy Norwegii zajął dopiero dwudzieste szóste miejsce. Dwa dni później w Lillehammer nie awansował do drugiej serii. To prawdopodobnie przelało szale goryczy. W Trondheim wrócił już na dobre tory i został sklasyfikowany tuż za najlepszą dziesiątką. Był wówczas najlepszym Polakiem. Prawdziwe przebudzenie nastąpiło w Vikersund, kiedy Wiślanin latał bardzo daleko, a w niedzielnym konkursie indywidualnym zajął dziewiątą lokatę. – Oslo nieco przespałem – podsumowywał całe Raw Air Piotr. Na szczęście się przebudził. To był ważny aspekt przed finałowymi zmaganiami w Planicy.

Wyczekiwany sukces

W Słowenii Żyła miał walczyć o podium Pucharu Świata w lotach. Zaczął od mocnego uderzenia, bo w piątkowych zawodach zajął trzecie miejsce. To było jego siódme podium tej zimy. Przez cały weekend latał bardzo daleko, ale miał problemy z ustawaniem skoków. – Jak będę myślał o małej kryształowej kuli, to na pewno jej nie zdobędę – mówił w Planicy Piotrek. Z pewnością nie myślał, bo swoimi próbami faktycznie zachwycał. Pokazał, jak wielki „lotniczy” talent w nim drzemie. Najwięcej radości, zdaje się, sprawił sobie w niedzielę. W przedostatnim skoku sezonu poleciał na 248. metr i ustał. – Dobrze tak na koniec sezonu skoczyć i… ustać – przyznał sam w rozmowach. To było piękne pożegnanie z najlepszą zimą w karierze popularnego „Wiewióra”. Czwarty zawodnik klasyfikacji generalnej wskoczył też na podium Pucharu Świata w lotach (trzecia lokata). I właśnie to jest chyba najcenniejszym trofeum Piotra Żyły tej zimy.

Więcej o sportach zimowych przeczytasz na sportsinwinter.pl.

Więcej o:
Copyright © Agora SA