Raw Air. Kamil Stoch czwarty w Lillehammer. Czy Ryoyu Kobayashi pokonał Polaka dzięki zawyżonym notom?

- Zdziwiłem się, że dostał takie wysokie noty - mówi były sędzia międzynarodowy Kazimierz Długopolski. - Każda z trzech liczonych mu ocen mogła być niższa o pół punktu - twierdzi Tadeusz Szostak, który wciąż sędziuje w Pucharze Świata. W Lillehammer Ryoyu Kobayashi dostał niezłe noty za styl po skoku z zachwianym lądowaniem. W walce o trzecie miejsce w konkursie Japończyk o 1,5 pkt pokonał Kamila Stocha.
Zobacz wideo

Stefan Kraft bezkonkurencyjny, Robert Johansson na pewnym drugim miejscu, a za tą dwójką walka o podium lidera i wicelidera Pucharu Świata – tak wyglądał wtorkowy konkurs Pucharu Świata w Lillehammer.

W drugiej serii świetnym skokiem na 137 m Stoch zaatakował z ósmego miejsca. Wskoczyłby na trzecie, gdyby taką samą odległością nie odpowiedział Kobayashi. Japończyk obronił się przed Polakiem, bo odjęto mu mniej punktów za wiatr pod narty. I chyba również dlatego, że łaskawie potraktowali go sędziowie.

O oceny sędziowskie przyznane Kobayashiemu postanowiliśmy zapytać sędziów z dużym, międzynarodowym doświadczeniem. - Zdziwiłem się, że dostał takie wysokie noty. Po lądowaniu aż przykucnął. Przepisy sędziowskie mówią, że za to się sporo odlicza. Raczej więcej jak 17 punktów nie powinien dostać – mówi Kazimierz Długopolski. – Ale jak się jest sędzią, to na wieży stoi się wysoko, do strefy lądowania zawodników jest daleko i jak skok jest naprawdę długi, to często-gęsto przymyka się trochę oko na błędy – dodaje. Długopolski przyznaje, że chętniej przymyka się oko na błędy zawodników z wielkimi nazwiskami.

18? Przesada. 18,5? Wielka przesada

A jak jest z wykładnią przepisów? – Za błędy popełnione w odjeździe można odjąć maksymalnie trzy punkty, jeśli nie było podpórki. Jeżeli jakąś częścią ciała zawodnik dotknie śniegu, to odejmuje się do pięciu punktów, a przy upadku trzeba automatycznie odjąć siedem punktów. Kobayashi wylądował nieźle, ale na odjeździe błędy popełnił spore. Powinien dostać 17, maksymalnie 17,5 pkt. Nota 18 to przesada, a 18,5, którą dał Japończyk i która odpadła jako ocena skrajna, to wielka przesada – tłumaczy Długopolski.

Były sędzia podkreśla też, że choć w Lillehammer noty za styl miały spore znaczenie dla ostatecznego kształtu podium, to na co dzień nie są one wielkim problemem skoków. - Generalnie sędziowie nie wypaczają wyników. 40 procent naszych not odpada, bo z pięciu zaliczane są trzy. Tu się wiele nie naciągnie, specjalnie się nikogo nie skrzywdzi. Przeliczniki za wiatr znaczą dużo więcej – podkreśla Długopolski.

Kibic widzi więcej

Oczywiście nie znaczy to, że skokom nie przydałaby się reforma sposobu oceniania stylu. O trudnościach, z jakimi muszą się mierzyć sędziowie ciekawie opowiada Tadeusz Szostak, który ciągle ocenia w Pucharze Świata i punktował choćby w ostatniej edycji Turnieju Czterech Skoczni.

- Jeśli chodzi o Kobayashiego, to noty były troszkę za wysokie, na pewno każda z trzech liczonych mu ocen mogła być niższa o pół punktu – mówi. Gdyby tak było, Japończyk stanąłby na najniższym stopniu podium razem ze Stochem.

- Ile ja bym dał Kobayashiemu za jego drugi skok? Nie byłem na miejscu, tylko siedziałem w fotelu przed telewizorem. Z fotela nie będę oceniał, bo z tej perspektywy wszystko wygląda inaczej. Oczywiście dużo lepiej – dodaje nasz sędzia.

- Telewizja pozwala obejrzeć skok z trzech a czasem nawet z czterech różnych kamer. Sędzia patrzy tylko z jednej perspektywy. I czasem nie widzi na przykład ruchów ręki zawodnika, bo widzimy skoczka z boku, z naszej wieży. Jedni zawodnicy lądują wysuwając do przodu lewą, a inni prawą nogę i zawsze jest tak, że o wiele gorzej oceniani są ci zawodnicy, który lądują na nogę lepiej widzianą przez sędziów. Najwięcej wież stoi po prawej stronie zeskoku. Jak ktoś ląduje na lewą nogę, to bardzo niewiele potrzeba, żeby mu uznać telemark za dobry – opowiada Szostak.

Walter Hofer nie chce powtórek, bo nie chce ich telewizja

Dlaczego cały czas jest tak, że sędziowie mają gorszy ogląd sytuacji od kibiców? Czy chcący uchodzić za wielkiego reformatora skoków Walter Hofer nie może dać sędziom możliwości obejrzenia powtórki skoku zawodnika przed wystawieniem mu noty?

- Powtórki wprowadzono nawet w piłce, która się przed nimi długo broniła, ale w skokach się nie da. Walter Hofer bez przerwy chodzi z krótkofalówką wiszącą na szyi. To jest taka krótkofalówka, która daje mu łączność z telewizją. On najczęściej rozmawia z producentem sygnału, a nie z jury konkursu. Dla telewizji każde pięć sekund to ogromnie długi czas. Gdyby każdy skok wydłużył się nawet tylko o te pięć sekund, to konkurs by się bardzo rozwlekł. Na to nie będzie zgody. My się musimy sprężać i na tyle skupiać, żeby błyskawicznie wystawiać oceny – mówi Szostak. - Na szczęście odpadł pomysł zredukowania sędziów z pięciu do trzech. Lepiej żeby dalej skrajne noty odpadały, dzięki temu liczone są trzy środkowe i tak jest sprawiedliwiej, bo kiedy ktoś źle zobaczy, zwyczajnie się pomyli, to skoczek nie jest krzywdzony – dodaje.

Sto metrów do strefy lądowania, słup z oświetleniem jako przeszkoda

Tak naprawdę trzeba by powiedzieć, że dzięki odrzucaniu dwóch z pięciu not skoczkowie są oceniani tylko sprawiedliwiej a nie całkiem sprawiedliwie. Błędów po prostu uniknąć się nie da, gdy sędziowie pracują w takich warunkach, w jakich pracują.

- Wieże sędziowskie są oddalone od strefy lądowania nawet o sto metrów. Tak jest choćby w Lahti. Naprawdę ludzkie oko może zawieść w takiej sytuacji. A jeszcze zdarzają się dodatkowe przeszkody. Na przykład w Kuopio sędzia z ostatniego stanowiska widzi słup z wielkim oświetleniem i widzi bardzo

mocno świecące neony, zupełnie nie widząc strefy HS [rozmiar skoczni, czyli miejsce, w którym lądują najlepsi] – mówi Szostak. - Jest kilka skoczni na których pracuje się nam bardzo trudno i jest kilka na których sędziuje się super. Świetnie jest w Zakopanem i wszędzie tam, gdzie wieża jest ustawiona zaraz przy skoczni, czyli wieża jest przeznaczona tylko dla jednej skoczni. Bardzo źle się patrzy przez kilka skoczni. W Lahti musimy patrzeć przez maleńką, małą, średnią i dopiero za nimi stoi duża. Perspektywa jest bardzo odległa, przez to trudno dostrzec jak skoczkowie zachowują się w locie i jeszcze trudniej zauważyć jak lądują. Pomyłki jak z notami dla Kobayashiego w Lillehammer po prostu czasem będą się zdarzały – podsumowuje Szostak

Więcej o: