Piątkowy konkurs na normalnej skoczni w Seefeld z pewnością przejdzie do historii mistrzostw świata w skokach. Chociaż po pierwszej serii Dawid Kubacki zajmował 27., a Kamil Stoch 18. miejsce, to Polacy zawody ukończyli odpowiednio na pierwszym i drugim miejscu.
Wszystko przez niezwykle zmienne warunki na skoczni. W pierwszej serii czołówce przeszkadzał silny, tylni wiatr. Podczas drugiej części zawodów mocno sypał śnieg, który zasypywał tory najazdowe. To spowodowało, że znajdujący się w czołówce zawodnicy mieli dużo niższe prędkości i nie mogli uzyskiwać odpowiednio dalekich odległości.
Na szalonych warunkach skorzystał też Austriak - Stefan Kraft. On po pierwszej serii zajmował dopiero 10. miejsce, jednak konkurs ukończył na najniższym stopniu podium. - Najadłem się trochę nerwów, gdy na belce siadał Ryoyu Kobayashi. Wiedziałem, że mam 0,7 pkt. straty do Kamila. Gdyby tyle zabrakło mi do podium... Pierwszy raz w życiu nie mogłem patrzeć na skok rywala. Odwróciłem wzrok. A tu nagle cała drużyna do mnie leci z gratulacjami. To było niesamowite uczucie - powiedział Kraft, cytowany przez portal Skijumping.pl.
- Te mistrzostwa układają się dla mnie wspaniale. Srebrny medal z drużyną, teraz indywidualny. To super, że szczyt mojej formy przyszedł właśnie teraz. Spełnia się moje wielkie marzenie. Oczywiście ten konkurs nie był do końca sprawiedliwy. Ale jednak zauważmy, że w treningach czy kwalifikacjach ja, Dawid i Kamil zawsze byliśmy najlepsi. To zwariowane że w tak szalonym konkursie właśnie my stanęliśmy na podium. Ale w sumie to jednak jest sprawiedliwe. Choć konkurs jako całość sprawiedliwy dla wszystkich nie był - ocenił Austriak.