Kamil Stoch: W dziwniejszym może nie, ale w podobnych tak. To nie są pierwsze takie zawody, gdzie jest totalnie nieprzewidywalne, a sytuacja zmienia się ze skoku na skok. Było kilka takich ważnych zawodów. Wyjeżdżając ze skoczni rozmawiałem na przykład z Simonem Ammanemm i pytałem, czy pamięta mistrzostwa w Libercu w 2009 roku. Taki jest sport, takie są jego uroki.
- Gdybym dotarł do Was tuż po drugiej serii to byśmy inaczej rozmawiali. Ja już po drugim skoku udzieliłem dwóch wywiadów do telewizji. Byłem smutny, wszystko się we mnie kotłowało. Wiedziałem, że zrobiłem wszystko co mogłem. Później skończyło się jak skończyło. W pierwszej serii skok nie był jakiś super. Tory nie były idealne, a ten śnieg bardzo mocno zwalniał na progu. Ja się trochę wycofałem przed odbiciem, dlatego trochę spóźniłem. Ale tez odbicie nie było tak złe, żeby skoczyć 90 metrów.
Na treningach z podobnymi skokami leciałem koło stu metrów. Zawody się jednak na tym nie kończyły. Wiedziałem jednak, że muszę skupić się na drugiej serii. Wiedziałem, że mam jeszcze jeden skok, który może być naprawdę fajny
- Ja nigdy nie przestałem w to wierzyć. Równie dobrze mogłem skończyć zawody na 17. miejscu i powiedzieć, że zrobiłem wszystko co się dało.
- To wcale. Nawet nie zacząłem wierzyć. Kiedy okazało się, że Dawid będzie na podium to już byłem super szczęśliwy. Wiedziałem też, że na podium jest dwóch pewniaków, którzy po prostu muszą skoczyć (Geiger i Kobayashi- przyp.red.). Tak naprawdę warunki były coraz gorsze i oni też nie mieli szans skoczyć dalej. Jak dowiedziałem się, że mam medal, to już wszystkie emocje ze mnie zeszły.
- Ja nie chce tego komentować, bo to nie jest mojej gestii. To co bym powiedział tylko może się odbić na mnie samym. Zresztą czy teraz warto się z czegoś tłumaczyć?
- Jeszcze to do mnie nie dotarło. Ja chciałbym, żeby to się potoczyło w inny sposób, żeby wszyscy mieli równe warunki. Potoczyło się jedna inaczej, ale podium jest raczej zasłużone, bo tak to się klarowało po treningach.
- Od pierwszego skoku robiłem tutaj postępy i wracałem do dobrego czucia. Nawet seria próbna dała mi przekonanie, że tutaj wszystko się w porządku. Potem jednak wszystko zaczęło się mieszać i kotłować.
- Po pierwszym skoku nie było mowy o jakichś emocjach. My się nawet z trenerami nie widzieliśmy. My z Dawidem mieliśmy tyle czasu, żeby wejść do szatni, zabrać rzeczy i jechać na górę. Ja zresztą ledwo zdążyłem na ten drugi skok.
- No właśnie super. Chyba pierwsze moje srebro.
- A no tak, ale w "normalnych" mistrzostwach świata to moje pierwsze.
- Tu bardziej chodziło o to, czy ktoś się podda. Trzeba było zrobić to, co robi się najlepiej, a zawody zawsze kończą się po ostatnim zawodniku.