Kamil Stoch, Piotr Żyła, Dawid Kubacki i Jakub Wolny przed sobotnim konkursem skoczyli w Innsbrucku po cztery razy. Na Bergisel pojawili się w środę na pierwszych treningach, czwartkowe serie opuścili, a w piątek, po wolnym dniu, wyglądali trochę tak, jakby stracili werwę, z którą przecież na mistrzostwa przyjechali.
Tydzień temu w Willingen najpierw w imponującym stylu wygrali „drużynówkę”, a później byli w czołówce obu konkursów indywidualnych. Polskie podium mieliśmy w każdym starcie ostatniego weekendu przed mistrzostwami. Po zwycięstwie drużyny drugi był Stoch, a trzeci Żyła.
W Innsbrucku, gdzie w ramach MŚ w Seefeld odbywają się konkursy na skoczni dużej (po sobotnim indywidualnym na niedzielę zaplanowany jest drużynowy), naprawdę nieźle wygląda tylko Stoch.
On w środę był trzeci i pierwszy, a w piątek zajął siódme miejsce w serii próbnej i 11. w kwalifikacjach.
- W kwalifikacjach oddałem taki normalny skok, na luzie. Bez żadnego szarpania się. W planie jest żeby cała energia była zachowana na sobotę i niedzielę, ale jak będzie, to zobaczymy - mówi Stoch.
Również Kubacki przekonuje, że nie powinniśmy się martwić - Mam wrażenie, że w serii kwalifikacyjnej końcówka stawki nie do końca trafiła warunki. Nie było czuć wsparcia powietrza pod nartami. No i tyle. Nie ma się czym martwić. Przegadamy sobie z trenerem co i jak było i pracujemy dalej – mówi piąty zawodnik klasyfikacji generalnej Pucharu Świata.
Ale Kubacki w Innsbrucku skacze na razie najwyżej solidnie, bez błysku. W środowych treningach miał 10. i 12. wynik, a w piątek był 14. w serii próbnej i 24. w kwalifikacjach.
Oczywiście nie przesadzajmy, że trzeba bić na alarm i nie odbierajmy szans zawodnikowi, który tej zimy już wiele razy pokazał, że wie, w którym momencie trzeba pokazać formę.
Niestety, gorzej wygląda sytuacja Żyły i Wolnego.
Starszy i bardziej doświadczony z tej dwójki znów wygląda na zagubionego w szczególnie ważnym i co za tym idzie szczególnie stresującym momencie sezonu. Obniżkę formy Żyła miał na Turnieju Czterech Skoczni, gdy za bardzo chciał wygrywać, i podczas pucharowego weekendu w Zakopanem, gdzie również marzył o wielkich rzeczach.
W Innsbrucku Żyła po swoich skokach do dziennikarzy nie przychodzi. Nie wiemy więc, co myśli o tym, że na treningach był dopiero 35. i 26., a w piątek miał 22. wynik w serii próbnej i 33. w kwalifikacjach.
- Oczywiście, Piotrek nie skakał tu dobrze. To nie były te skoki, które pokazywał w Willingen. I o niego się najbardziej boję, bo wiem, że on od siebie bardzo dużo wymaga i stres może go czasem dobijać właśnie tak jak teraz – mówi nam Adam Małysz. – Ale bywało już tak, że Piotrek w treningach wręcz nie wiedział jak się skacze, nie wiadomo co wyprawiał, a później przychodziły zawody i skakał zupełnie inaczej. Myślę, że Stefan [Horngacher] się z nim na pewno spotka. Zawsze jak się pojawia problem, to Stefan z nim siada i mocno rozmawia, dzięki czemu Piotrek to jest później inny człowiek – dodaje dyrektor sportowy Polskiego Związku Narciarskiego koordynujący skoki i kombinację norweską.
Małysz z większym spokojem mówi o Wolnym, który cały czas jeszcze odczuwa skutki dopiero co przebytej choroby. W piątek najmłodszy zawodnik naszej kadry nieźle spisał się w serii próbnej, był 16. Ale w kwalifikacjach wypadł już słabo, zajął 35. miejsce. I po tym skoku nie zatrzymał się przy grupie polskich dziennikarzy.
- Kuba czuje się zdecydowanie lepiej. Choroba dopadła go w niedzielę, w poniedziałek i we wtorek się mocno męczył. Miał ból głowy, gardło mu dokuczało. W czwartek było już zdecydowanie lepiej, a w piątek Kuba mówił, że już jest okej. Ale wiadomo, że jak łapie cię choroba, to potrzebujesz trochę czasu, żeby dojść do siebie, nawet jak już się wyleczysz – mówi Małysz.
- Generalnie jeśli chodzi o Dawida, Kamila i Kubę, to się nie boję. Jutro jest dzień najważniejszy, jestem przekonany, że będzie koncentracja w stu procentach i ich skoki będą zupełnie inne – przekonuje były mistrz.
Małysz ma nadzieję, że i trójkę, o którą się nie boi, i Żyłę, którego nie jest pewny, obudzi Stefan Horngacher. - Mam nadzieję, że będzie nowy dzień i będzie zupełnie inaczej, że też troszkę szczęścia jutro będziemy mieć, skoro dzisiaj go nie mieliśmy – mówi. – Poza tym jak dzisiaj patrzyłem na chłopaków, to widziałem, że są jakby niewyspani. Nawet po próbnych skokach powiedziałem: „Chłopcy, obudźcie się”. Dawid mówił wtedy, że musi, bo spóźnił, Kamil też, że za bardzo poszedł do przodu i spóźnił. Trener wie, jak zareagować na coś takiego – zapewnia Małysz.