MŚ Seefeld 2019. Kamil Stoch już się przywitał. A teraz wchodzą one - biegaczki i szefowa

Jak szerokiej publice ukłonią się nastoletnie diamenciki szlifowane przez Justynę Kowalczyk i Aleksandra Wierietielnego? Sprinty od godz. 12. Transmisja w Eurosporcie. W czwartek nasi najlepsi skoczkowie będą odpoczywać, a "dzień dobry" powiedzą biegacze narciarscy.
Zobacz wideo

W  środę w Innsbrucku skoczkowie pokazali się na pierwszych treningach przed planowanymi na sobotę i niedzielę konkursami na dużej skoczni Bergisel.Organizatorzy byli zaskoczeni, gdy grupka polskich dziennikarzy wykłócała się z nimi o transport na obiekt. My nie byliśmy zdziwieni, gdy okazało się, że na Bergisel poza nami, zawodnikami i ich sztabami nie ma prawie nikogo. Nie było nawet ekipy gospodarzy. W porze treningów austriaccy skoczkowie mieli zaplanowaną konferencję prasową.

Biegacze ruszają, skoczkowie patrzą

Tylko przystawkę przed mistrzowskimi emocjami serwowano też pierwszego dnia w Seefeld. Tam w eliminacjach do właściwych startów pokazali się biegacze z tak egzotycznych krajów jak Brazylia, Grecja czy Mongolia.

Właściwe, mistrzowskie emocje zaczną się w czwartek. A mistrzostwa rozpędzą indywidualne sprinty „łyżwą” pań i panów. Od godziny 12.00 będziemy obserwować eliminacje kobiet, a od 12.50 – kwalifikacje mężczyzn. To będzie dzień biegaczy, bez względu na wyniki, jakie w ponadstuosobowej stawce na trasie o długości 1,2 km osiągną Monika Skinder (wystartuje z numerem 41, gdy zegar pokaże, że jest 10 minut i 15 sekund po godzinie 12), Urszula Łętocha (nr 50, godz. 12:12:30), Weronika Kaleta (nr 56, godz. 12:14:00) i Izabela Marcisz (nr 57, godz. 12:14:15) oraz jakie rezultaty w również ponadstuosobowej stawce na trasie 1,6 km uzyskają Maciej Staręga (nr 29, godz. 12:57:15), Kamil Bury (nr 48, godz. 13:02:00) i Dominik Bury (nr 53, godz. 13:03:15).

Na skoczni Bergisel w czwartek z Polaków pojawi się tylko Stefan Hula.Kamil Stoch, nasz najpoważniejszy na tych mistrzostwach kandydat do rzeczy wielkich, swoje zrobił w środę. Przywitał się skokami godnymi faworyta i teraz kumuluje energię na piątek. U polskich skoczków sytuacja jest jasna. Są w formie, a trener Stefan Horngacher bez kokieterii nazywa siebie szczęśliwym trenerem. Niewiadomą pozostaje czy Austriak po mistrzostwach postanowi cieszyć się tym szczęściem dłużej, czy uzna, że w pracy z kadrą Niemiec może znaleźć szczęście jeszcze większe. Ale teraz sprawa oferty od Niemców schodzi na dalszy plan. W naszej ekipie liczy się tylko jedno – zrobić razem coś wielkiego. Zrobić po raz kolejny, a czy po raz ostatni w takim składzie, to się okaże.

Ofertę ma Horngacher, ale ma też Justyna Kowalczyk

Była mistrzyni pomaga Aleksandrowi Wierietielnemu prowadzić kadrę polskich biegaczek. Duet, który sprawdzał się w układzie szkoleniowiec – zawodniczka teraz w rok pokazał, że równie skuteczny może być w nowej konfiguracji. Nastoletnie biegaczki, które znalazły się w drużynie, robią ogromne postępy. Prezes Polskiego Związku Narciarskiego Apoloniusz Tajner otwarcie mówi, że takiego progresu spodziewał się w perspektywie kilku lat, a nie jednego sezonu. I przyznaje, że skuteczne okazują się mordercze treningi,  na które początkowo dziewczyny się skarżyły. Kowalczyk razem ze swoimi podopiecznymi pobiegnie na tych mistrzostwach w sztafecie 4x5 km.

Ale to dopiero 28 lutego. Wcześniej zapowiada się nam choćby niedziela przypominająca nie tak przecież dawne, piękne czasy, gdy jednego dnia potrafiliśmy się emocjonować i biegami, i skokami. W niedzielę w sprincie drużynowym razem wystartują Kowalczyk i Skinder, a po nich wspólnie skakać będą nasi drużynowi mistrzowie świata sprzed dwóch lat.

Skinder się rodziła, gdy Kowalczyk ruszała na szczyt

Sprinterski duet Kowalczyk ze Skinder to para o której Skandynawowie już piszą „fascynująca”. Mają rację. Skinder miała 20 dni, gdy Kowalczyk debiutowała w Pucharze Świata. Zobaczymy więc coś na kształt sztafety pokoleń. Wielka mistrzyni rok temu dała szansę sensacyjnej mistrzyni Polski, dziewczynie, która tytuł w sprincie zdobyła mając 15 lat, będąc jeszcze gimnazjalistką. Teraz Skinder to już wicemistrzyni świata juniorek oraz złota i brązowa medalistka Zimowego Olimpijskiego Festiwalu Młodzieży Europy. Równie ważne są punkty, które Monika wywalczyła w Pucharze Świata, zajmując 20. miejsce w sprincie w Dreźnie. Skoro tam potrafiła być wysoko, to może da radę i teraz w Seefeld, mimo że inna będzie trasa?

-  Trudno nakręcać jakieś oczekiwania na Seefeld – stara się studzić emocje Waldemar Kołcun, trener, który do niedawna prowadził Skinder. Ale szkoleniowiec z Tomaszowa Lubelskiego, zaskakująco mocnego ośrodka biegów w naszym kraju, opowiada, jak Skinder uczyła się pracy z Kowalczyk i Wierietielnym, dzięki czemu już dobiegła do pierwszych sukcesów. I mówi, dokąd jeszcze może dobiec.

- W celach na mistrzostwa świata przesłanych do ministerstwa sportu mierzymy w drużynowym sprincie w miejsca 6-10, a w dużej sztafecie w miejsca 8-12 – mówi Kowalczyk. I dodaje, że choć 18-letnia Marcisz na razie medali nie zdobywa (na MŚ juniorów była czwarta na 5 km „łyżwą” i piąta na 15 km „klasykiem”), to jest tak samo dużym talentem, jak o rok młodsza Skinder. - Ani Monice, ani Izie nie brakuje niczego, żeby być kiedyś w czołówce światowej. Mówię o czołówce, nie o tym, czy będą mistrzyniami, bo do mistrzostwa to trzeba nie tylko pracy, ale też szczęścia i mnóstwa pieniędzy na serwis nart. Gdybym miała walczyć o ich przyszłość, to walczyłabym równie mocno o Monikę i Izę – mówi Kowalczyk.

Przebłyski Justyny

Dlaczego mówi „gdyby”? - Mój układ z Polskim Związkiem Narciarskim jest dość luźny. Nie mam etatu, kontraktu, nie mam służbowego telefonu ani karty kredytowej. Wystawiam faktury co miesiąc. Najbardziej mnie z PZN wiążą te dziewczyny, na których mi bardzo zależy […] Nie ukrywam, jestem mocno zmęczona tym sezonem. Psychicznie i fizycznie. Trener mówi, że mnie jeszcze nigdy takiej zmęczonej nie widział. Staram się być elastyczna we współpracy z dziewczynami, ale jestem niezdolna do zejścia poniżej pewnego poziomu wymagań. To męczy obie strony, ale nie chcę, żeby dziewczyny posmakowały bylejakości. Cały czas im mówimy: zapomnijcie o średniakach, podglądajcie tylko najlepszych. I kopiujcie zachowania. Zaczynałyśmy od początku. I pewnie w przyszłym sezonie byłoby już dużo łatwiej, bo dziewczyny przeszły ogromną metamorfozę. Marzy nam się wiosną obóz, na który zaprosimy kilka bardzo młodych zawodniczek, nawet z rocznika 2004, żeby wyselekcjonować jeszcze więcej zawodniczek. Wiem, że będzie trudniej, bo dysproporcje między dziewczynami będą jeszcze większe. Ale mam takie przebłyski, gdy mi się bardzo chce robić to dalej. I takie, gdy nie mam siły – tłumaczy Kowalczyk w obszernej rozmowie z Pawłem Wilkowiczem.

Kombinacji praktycznie nie ma. Nie wolno odpuścić biegów

Życzmy sobie, by praca ekipy była kontynuowana, ściskajmy kciuki nie tylko za to, by oferty od rywali nie przyjął Horngacher, ale by nie zrobiła tego również Kowalczyk. Świetnie byłoby wrócić do czasów, do których zaczynaliśmy się przyzwyczajać, czyli do takich MŚ w narciarstwie klasycznym, na których polscy sportowy walczyli o medale i w skokach, i w biegach. Ostatnie takie przeżywaliśmy cztery lata temu, gdy w Falub brąz wyskakała drużyna Łukasza Kruczka i brąz wybiegały Kowalczyk z Sylwią Jaśkowiec w sprincie drużynowym. Wcześniej medale w obu dyscyplinach mieliśmy też w Val di Fiemme w roku 2013 i w Oslo w roku 2011.

Ogólnie w narciarstwie klasycznym Polska zdobyła 28 medali na MŚ. Najwięcej – 15 – w skokach. W biegach 11. Od dawna nie liczymy się w kombinacji norweskiej (choć to bardzo dobrze, że do Seefeld przyjechali Szczepan Kupczak, który potrafi zajmować miejsca w drugiej „dziesiątce” w zawodach Pucharu Świata, a także Paweł Słowiok, Adam Cieślar i Paweł Twardosz). W niej brązowe krążki w zamierzchłych czasach wywalczyli Franciszek Gąsienica-Groń (1956 rok) i ojciec Stefana Huli, Stefan Hula senior (1974 rok). Byłoby bardzo niedobrze, gdybyśmy po latach sukcesów Kowalczyk w biegach i to pole oddali bez walki i dopiero w nieokreślonej przyszłości próbowali zbudować cokolwiek, zaczynając od zera.

Więcej o: