Kibice skoków narciarskich często narzekają na jury zawodów, które nie pozwala na zbyt dalekie skoki, a belka często bywa obniżana tuż po nieco dalszym locie. FIS tak bardzo postawił na wzmożenie środków bezpieczeństwa, że przestano nawet notować oficjalne rekordy świata w długości lotu.
FIS przekonuje, że zawody powinny odbywać się w granicach wyznaczonych dwoma czerwonymi liniami na zeskoku, czyli między punktem K, a linią HS. Zupełnie inaczej jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie furorę przez lata robił konkurs typu "Longest Standing", czyli najdłuższy ustany. Zawodnicy skaczą po prostu najdalej jak się da, a wygrywa ten, który ustoi najdłuższy skok. Często zdarzają się przy tym upadki, bo zawodnicy spadają z dużych wysokości. - Jeśli są bodźce finansowe to znajdują się chętni. Przypuszczam, że w USA skoczków, którzy są w stanie polecieć daleko i ustać, jest mniej niż w Europie, gdzie szkolenie stoi na wyższym poziomie. FIS patrzy na to nieprzychylnie, ale nie ma co się dziwić. Skoki obwarowane przepisami są dyscypliną kanoniczną, a to jest odstęp od tego kanonu, do tego rozgrywane poza strukturami FIS. Dodatkowo różnie bywa z bezpieczeństwem. Przykro by było, gdyby jakiś junior zrobił sobie krzywdę - mówi nam Igor Błachut, komentator Eurosportu.
Tego typu zawody w USA mają jednak bardzo długą tradycję. Na amerykańskim "mamucie" w Coper Peak najdłuższym konkursowym skokiem był lot obecnego trenera kadry Niemiec Wernera Schustera na 159 metrów (nie ustał), z kolei w zawodach Longest Standing udało się wylądować aż 164 metry!
Zawody tego typu rozgrywane są często po zwykłych zawodach. Ostatnio na Instagramie pojawiły się nawet filmiki Nika Fabijana, czyli 21-letniego Słoweńca, który pojechał na takie zawody tuż po konkursach FIS Cupu rozgrywanych w Park City. Rozegrano je na skoczni Silver Mine w Wisconsin, a na trybunach zgromadzonych było znacznie więcej kibiców niż w przypadku kilku konkursów Pucharu Świata w skokach.
Mimo że Puchar Świata w skokach narciarskich od 2004 w roku omija amerykańskie skocznie, to kibice za oceanem uwielbiają skoki. Doskonale potwierdzają to zawody "longest standing" w Wisconsin, czy frekwencja na niedawnych lokalnych zawodach US Cup rozgrywanych na skoczni HS 70 w w Fox River Grove.
- Zobaczymy ilu kibiców przyjedzie już w weekend na zwykłe zawody Pucharu Kontynentalnego w Iron Mountain, tam zwykle przychodzi sporo ludzi. To nie jest tak, że umowny skok w dal na nartach przyciąga kibiców w USA. Zwykłe skoki oglądane z bliska też robią wrażenie. FIS zdaje się wyciągać rękę do Stanów tymi zawodami. W przyszłym roku planowany jest również Puchar Świata - dodaje Igor Błachut. Na weekendowych zawodach Pucharu Kontynentalnego spodziewanych jest kilka tysięcy kibiców. Wielu z nich nie będzie jednak stało pod skocznią, tylko obejrzy zawody, siedząc w swoich samochodach ustawionych na olbrzymim parkingu.
Skoki narciarskie mają wiele elementów, które mogą stanowić o sukcesie na rynku amerykańskim. Niestety, wydaje się, że przebicie do mainstreamu będzie bardzo trudne. - To samo można powiedzieć o wielu dyscyplinach sportu popularnych w Europie, które nie potrafią przebić się w USA. Przecież piłka nożna przez wiele lat funkcjonowała jako sport dla dziewczynek w szkołach czy collegach. Teraz jednak piłka ligowa w Stanach stoi na zdecydowanie wyższym poziomie, co stało się też dzięki napływowi ludności z Południowej Ameryki. W Stanach trudno się przebić. Przecież mają znakomitych kolarzy, ale w kraju organizuje się zaledwie jeden, dwa sensowne wyścigi - twierdzi Błachut.
Wielkim sukcesem kadencji Waltera Hofera jest okiełznanie zasad skoków narciarskich i zrobienie z nich produktu, którym zainteresowały się wszystkie telewizje w Europie. Kiedyś konkursy skoków ciągnęły się godzinami, a nie zawsze najlepsi skakali na końcu. Można się jednak zastanawiać, czy pierwsza seria składająca się aż z 50 skoczków nie jest zbyt nudna dla wielu kibiców. Przecież nawet w Polsce niezwykle popularne stało się kiedyś hasło "zawołaj jak Małysz będzie skakał". Tymczasem w rywalizacjach typu Longest Standing w każdym momencie może stać się coś niezwykłego.
- Obecnie transmisje ze skoków można zamknąć w około 90 minut widowiska. Do tego dochodzi 15 minut przerwy - telewizje są zadowolone, bo wszystko mieści się w ramówce. Dla mnie jednak najważniejsza jest zmiana sposobu mierzenia odległości, bo co jakiś czas pojawiają się spore kontrowersje. Czasem chodzi o jeden, dwa metry, a czasem o siedem, jak pamiętny skok Daniela Andre Tandego na Turnieju Czterech Skoczni (Zły pomiar odległości pozbawił Polskę całego podium Turnieju - przyp. red). FIS atakuje nas różnymi pomysłami. Mamy kąty odbicia, informacje ile centymetrów ktoś spóźnił skok. Skoro da się sprawdzić prędkość w locie, to można też wprowadzić system, który da odpowiedź, kiedy skoczek zetknął się z zeskokiem - dodaje komentator Eurosportu.