W piątek w Oberstdorfie Stoch prowadził po pierwszej serii, ale przez błąd i przez złe warunki spadł na piąte miejsce. Z drugiej na czwartą pozycję spadł Piotr Żyła, który też nie poradził sobie z wiatrem - który jak mówi Szturc - wciskał w bulę. Mimo to pierwszy z trzech konkursów lotów był dla Polaków udany. Głównie za sprawą Dawida Kubackiego, który zajął drugie miejsce.
Szczęściarzem dnia został Timi Zajc. Słoweniec debiutował w konkursie lotów i wygrał go. Swoje pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata odniósł dzięki temu, że decydujący skok wykonał kilka chwil przed tym, jak pogorszyły się warunki wietrzne na skoczni. Z wiatrem przeminęły pierwsze i drugie miejsce zajmowane na półmetku przez Stocha i Żyłę. Na szczęście przy spadku tej dwójki awans na podium z piątego miejsca po pierwszej serii zanotował Kubacki.
Jan Szturc: Cóż, muszę podkreślić, że to był bardzo dobry konkurs dla naszych skoczków. Nie chcę mówić o niedosycie po drugim miejscu Dawida Kubackiego, czwartym Piotrka Żyły i piątym Kamila Stocha. W drugiej serii Kamil i Piotrek nie mieli szczęścia do warunków, dlatego spadli z pierwszej i drugiej pozycji. Ale zauważmy, że w pierwszej rundzie szczęście do warunków im dopisało i oni to wykorzystali. Oczywiście w serii finałowej różnice w sile podmuchów z tyłu były dużo większe i końcówka miała sporego pecha.
- Tak, Dawid trafił na trochę lepsze warunki niż Piotrek oraz Kamil, i wykorzystał to [Kubackiemu wiało w plecy z prędkością 0,58 m/s, Żyle 0,84, a Stochowi 0,90. Dla porównania warto podać jeszcze siłę wiatru podczas skoku Timiego Zajca, który wygrał – 0,25 m/s – oraz Markusa Eisenbichlera, który był trzeci – 0,27 m/s]. Cieszmy się z tego, co mamy. Takie są skoki, a szczególnie takie są loty, że każda zmiana pogody ma znaczenie. Na skoczniach mamucich nawet niewielkie zmiany robią wielką różnicę. Timi Zajc miał szczęście w obu seriach, a że jest w formie – bo nie tylko Ryoyu Kobayashi, ale i on jest odkryciem sezonu – to wygrał po raz pierwszy w karierze.
- Oczywiście, że skoki zawsze będą się opierały nie tylko na umiejętnościach, ale też trochę na szczęściu. A na skoczniach do lotów przeliczniki działają dwa razy gorzej niż na zwykłych skoczniach. Tu jak się ma wiatr z przodu, to się odlatuje daleko i żadną stratą nie jest kilka odjętych punktów za korzystne podmuchy. Natomiast gdy zawodnika zdusza wiatr z tyłu, to on nic nie zdziała i na nic będzie mu kilka dodatkowych punktów za trudne warunki, bo poleci o kilkadziesiąt, a nie o kilka metrów bliżej niż rywale. W piątek w drugiej serii było widać, że końcówka ma ten najgorszy wiatr z tyłu, czyli taki wiejący zaraz za progiem. I Stefana Krafta [zwycięzca trzech ostatnich konkursów był trzeci po pierwszej serii, a skończył na szóstej pozycji], i Piotrka, i Kamila od razu po wybiciu ściągało do buli. Nie było jak odlecieć. Myślę, że FIS jeszcze będzie próbował doskonalić te przeliczniki. Ale na mamuty i tak nic nie poradzi. Nawet najlepszy lotnik nie odleci, jak mu tak dmuchnie jak najlepszym w piątek. Przeliczniki nie dają tu prawie nic.
- Spóźnił bardzo, to było widać od razu. Aż go zerwało. Ale Kamil potrafi odlecieć nawet mimo takich spóźnień wybicia. Tu nie dał rady, bo warunki były bardzo złe.
- Jak skoczek bardzo spóźni wybicie, to odczuwa za szyją takie charakterystyczne zerwanie. To się dzieje wtedy, kiedy zawodnik przejeżdża przez próg i wybicie robi za nim, w powietrzu. Wtedy ruch jest gwałtowny, głowa bardzo szybko leci do przodu i ma się wrażenie, że aż kask chce spaść. Wtedy może się nawet wydawać, że poleci nie tylko kask, ale i głowa razem z nim.
- To prawda, chłopcy pokazali, że się naprawdę stabilizują. Wyniki są bardzo dobre. Zwłaszcza jak na pierwszy konkurs. Jeszcze w Oberstdorfie można się poprawić w sobotę i niedzielę. Pewnie, że apetyty mieliśmy większe po świetnej pierwszej serii, ale popatrzmy, że ostatecznie i tak dużo dobrego wywalczyliśmy.
- To bardzo ważne. Na pewno utwierdził się w przekonaniu, że ma wszystko, żeby ciągle walczyć o podium. To na pewno nie jest jego ostatnie takie miejsce w sezonie. W ogóle ostatnie konkursy są dla nas dobrym prognostykiem przed mistrzostwami świata. Zostały trzy tygodnie, a my mamy Stocha ciągle w czołówce, Kubackiego na podium, Żyłę drugi raz z rzędu na czwartym miejscu. Na pewno chociaż pojedynczymi skokami wszyscy trzej wymienieni jeszcze się podbudowali i teraz w Oberstdorfie. Pochwalić można też Kubę Wolnego. W pierwszej serii skoczył świetnie, był ósmy. W drugiej go wyraźnie spięło, było widać, że spóźnił i to tak bardzo. Spadł daleko, na 25. miejsce, ale zobaczył, jak wysoko może być. Ten konkurs pozwoli mu nabyć ważnego doświadczenia.
- Może pewniacy to za mocne słowo, ale na pewno Stoch, Kubacki i Żyła są bardzo blisko miejsc w drużynie. Czwartego ciągle trzeba szukać w trójce Wolny, Hula i Kot.
- Oczywiście nie ma pewności, że Maciek powróci, bo błędy w jego skokach są obecne od długiego czasu, on od lata pracuje nad wyeliminowaniem konkretnej rzeczy. Czy zrobi to teraz w niespełna tydzień? Zobaczymy za tydzień, w następnych konkursach Pucharu Świata.
- Myślę, że zostanie powołany. Wierzę, że odpoczynek od startu i spokojny trening dużo Maćkowi da. Coś takiego robiło się w przeszłości wiele razy i to się sprawdzało. Liczę, że Maciek już za tydzień pokaże się z dobrej strony.
- Nie chcę o tym teraz mówić. Na razie Maciek trenował w Szczyrku, a w piątek miał trenować w Wiśle, bo w Szczyrku były złe warunki, za bardzo wiało. Ale myślę, że praca już zrobiona na mniejszej skoczni w Szczyrku zaprocentuje. Chociaż ja to jestem zwolennikiem naprawiania techniki na jeszcze mniejszych obiektach. Z Adamem Małyszem zazwyczaj wybieraliśmy „70-tkę” w Łabajowie. Wiadomo, że na mniejszych skoczniach łatwiej eliminuje się błędy. Skocznia 90-metrowa oznacza już trochę większą prędkość i na progu, i w locie. A im mniejsza prędkość lotu, tym lepsze czucie ma zawodnik w powietrzu. I wtedy jest mu łatwiej wyeliminować błąd i utrwalić dobre nawyki. Wszystko wtedy lepiej skoczek czuje, lepiej panuje i nad ciałem, i nad nartami.