PŚ w Zakopanem. Polska aż trzecia, na podium za uszy wciągnął ją Dawid Kubacki

- Podium cieszy, wywalczyliśmy je sobie - mówi Dawid Kubacki, nowy rekordzista Wielkiej Krokwi. - To Dawid wciągnął nas na podium za uszy - zauważa Kamil Stoch. - Tylko trzecie miejsce? Nie, aż trzecie miejsce - podsumowuje Adam Małysz. "Drużynówka" w Zakopanem była dla zawodników Stefana Horngachera trudna. Ale skończyli ją na swoim miejscu. Wygrali Niemcy przed Austriakami. W niedzielę o godz. 16 konkurs indywidualny. Transmisja w Eurosporcie, relacja na żywo w Sport.pl.
Zobacz wideo

W połowie listopada w Wiśle, w pierwszej i jak dotąd jedynej „drużynówce” sezonu polscy skoczkowie rządzili. Reszta świata goniła Piotra Żyłę, Jakuba Wolnego, Dawida Kubackiego i Kamila Stocha, ale nie dogoniła. Nasz zespół pewnie wygrał. W połowie stycznia w Zakopanem to my goniliśmy. Od pierwszego skoku Żyły, po którym byliśmy na piątym miejscu, prawie do końca zawodów.

Norwegia zdyskwalifikowana jak w Wiśle

Dogoniliśmy podium, ale łatwo naprawdę nie było. Jeszcze po sześciu z ośmiu serii do trzecich Norwegów traciliśmy 13 punktów. W tamtym momencie i tak nie było źle, bo Maciej Kot odrobił pięć z 18 punktów straty jaką mieliśmy po drugiej próbie Żyły. Generalnie wciąż szukający formy drużynowy mistrz świata z Lahti wypadł dobrze. Indywidualnie miał 22. wynik. Jego loty na 130 i 132,5 m były tym, czego oczekiwaliśmy. Przed decydującymi skokami Stocha i Kubackiego wierzyliśmy, że nasi liderzy będą w stanie odrobić 13-punktową stratę do Norwegów, u których mieli skakać Johann Andre Forfang i Robert Johansson (na Niemców i Austriaków już nawet nie patrzyliśmy, zwłaszcza ci pierwsi byli poza naszym zasięgiem: wygrali konkurs mimo upadku Davida Siegela). Szybko okazało się, że skoczy tylko Johansson. Forfang został zdyskwalifikowany za nieprzepisowy kombinezon. W Wiśle to samo spotkało Johanssona. Tam Norwegowie skończyli zawody na 10. miejscu, w Zakopanem na ósmym. A my wykorzystaliśmy szansę, która na Wielkiej Krokwi stworzyła się dzięki ich kłopotom ze sprzętem.

Mieliśmy szczęście. I Kubackiego

- Mieliśmy szczęście, nie byłoby łatwo wskoczyć na podium, gdyby nie ta dyskwalifikacja – mówi wprost Małysz.

Dyrektor sportowy Polskiego Związku Narciarskiego ds. skoków i kombinacji ma rację. Stoch skoczył jak na siebie słabo – 131,5 m, w brzydkim stylu. Przez to Słoweńcy zbliżyli się do nas bodaj na dwa punkty. Ale wtedy tryb „odlot” włączył Kubacki. – Mój pierwszy skok mieścił się w widełkach skoków dobrych, ale nie byłem z niego w pełni zadowolony. Drugi był już taki, jak trzeba – mówił nam później o rekordowym locie na 143,5 m. Kilka minut wcześniej rekord Wielkiej Krokwi Stochowi (141,5 m) odebrał Markus Eisenbichler, dolatując do 143. metra. – Widziałem jego rekord w telewizorze na górze skoczni – mówi Kubacki. – Na 143,5 m lądowało się bardzo fajnie. Nawet nie bolały nogi – dodaje.

Nie zabolały też słabsze noty od sędziów – 18, 17,5 i 17 pkt – Słoweńców wyprzedziliśmy wyraźnie, o 13,4 pkt.

Kubacki o zwycięstwo, Stoch próbuje zrozumieć

Sobota w Zakopanem pokazała, że ciągle jeszcze szukamy formy i wyjąwszy Kubackiego żaden z naszych zawodników nie jest w tym momencie w swojej najwyższej dyspozycji. Cieszy, że wyraźnie w górę idzie Kot. Martwi, że znów niestabilny jest Żyła, indywidualnie nasze najsłabsze ogniwo.

Zastanawiające są też wciąż pojawiające się błędy w skokach Stocha. – Jestem z siebie zadowolony na 50 procent. W drugiej serii popełniłem błędy trudne do zrozumienia – mówi trzykrotny mistrz olimpijski.

Patrząc na polskich skoczków całościowo, widać, że problemy są. Ale jest też utrzymanie pewnego, przyzwoitego poziomu, skoro nawet z tymi problemami walczymy o podium.

W niedzielę walczyć o nie i o drugie zwycięstwo w karierze powinien Kubacki. Liczyć można też na lepszy występ Stocha, który z trzech sobotnich skoków dwa miał już naprawdę niezłe (siódmy wynik serii próbnej i piąty rezultat pierwszej rundy konkursu). A pozostali? W 50-osobowej stawce zobaczymy aż 11 Polaków. Dobrze byłoby, żeby kolejny krok w odbudowywaniu formy zrobił Kot, żeby nogami, a nie głową skakał Żyła (Małysz mówi, że trzeci skoczek klasyfikacji generalnej PŚ znów chce zrobić więcej niż w tym momencie może), żeby do wyniku z kwalifikacji (szóste miejsce) choć trochę nawiązał Aleksander Zniszczoł.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.