Skoki narciarskie. Dawid Kubacki pobił rekord Wielkiej Krokwi. "Nawet nogi nie bolą po rekordzie"

Dawid Kubacki był zdecydowanie najlepszym Polakiem w sobotnim konkursie w Zakopanem. Skoczek został nowym rekordzistą Wielkiej Krokwi - Nawet nogi za bardzo nie bolą po tym skoku. Myślę, że było widać radość. Rekordów nie bije się codziennie - mówił skoczek.

Reprezentacja Polski zajęła trzecie miejsce w konkursie drużynowym na Wielkiej Krokwi w Zakopanem. Prawdziwym liderem naszej drużyny był Dawid Kubacki, który pobił rekord skoczni Markusa Eisenbichlera. Polak skoczył 143,5 metra, czym poprawił osiągnięcie Niemca, który poleciał pół metra bliżej. 

Znakomita dyspozycja Kubackiego pozwoliła stanąć na podium naszej drużynie. Biało-czerwoni mogą jednak mówić o małym szczęściu, bo w drugiej serii zdyskwalifikowany został Norweg Johann Andre Forfang. Najlepsi okazali się Niemcy, którzy pokonali Austriaków o zaledwie 0,1 pkt. Skoczkowie Schustera na podium stanęli jednak we trójkę, bo bardzo poważny upadek zaliczył David Siegel i został przetransportowany do szpitala. 

Miejsce drużyny na podium i rekord skoczni. Co Cię bardziej cieszy po sobotnim konkursie? 

Dawid Kubacki: Zarówno miejsce na podium, jak i rekord cieszą. Na to dzisiaj pracowaliśmy. 

Ale chyba było trochę szczęścia.

- Dlaczego?

Zdyskwalifikowany został Johann Andre Forfang. 

- Ale to nie nasz problem, że go zdyskwalifikowali. To jest ich sprawa. Tak po prostu zadbali o swój sprzęt. To nie jest kwestia szczęścia czy nieszczęścia. Podjęli ryzyko, które po prostu im się nie opłaciło.

Jak się czułeś po pobiciu rekordu skoczni? Skoczyłeś przecież 143,5 metra. 

- A dobrze, nawet nogi za bardzo nie bolą po tym skoku. Myślę, że było widać radość. Rekordów nie bije się codziennie. 

Codziennie nie, ale co dwa tygodnie. 

- To by znaczyło, że za dwa tygodnie znowu pobiję. Zobaczymy. 

Jaki plan na niedzielę?

Przychodzi jutro na skocznię i robimy to co zwykle. Mamy jedenastu zawodników i będziemy walczyć. Praca i tyle. Tak się złożyło, że tych skoków dalekich było w sobotę bardzo dużo. 

W sobotę jechałeś jako ostatni zawodnik pierwszej serii. Większy stres i odpowiedzialność?

- To było nowe doświadczenie. Czy był większy stres? Raczej nie.

Kamil Stoch powiedział, że pociągnąłeś drużynę za uszy na podium. 

- Jak tam ich jeszcze nie ciągnąłem za uszy. Zobaczymy wieczorem (śmiech).

Więcej o: